„Mały atlas ptaków  Ewy i Pawła Pawlaków”, czyli urok własnego podwórka

18 grudnia

„Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków”, czyli urok własnego podwórka


„Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków to rzecz po prostu urocza. I choć w naszym domu nie ma już ani jednego czytelnika, którego wiek uzasadniłby zakup tej pozycji, poległam. Co tam gawędy Kruszewicza, co tam atlasy ptaków dla starszaków takie mądre, pełne szczegółowej wiedzy i realistycznych zdjęć. Ta książka to dowód, że nawet taki człowiek jak ja, który na niebie widzi tylko kropki, a nie pustułki, jastrzębie, kruki i wrony, może od czasu do czasu ulec ptasiej magii. 

„Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków"

Autorzy prezentują dwadzieścia gatunków ptaków wprost z naszego rodzimego podwórka, a nawet wprost z okolic domu państwa Pawlaków. Kopciuszka, szpaka, sikorę, słowika rdzawego, srokę, wilgę, kosa, dzięcioła zielonego, pokrzewkę, dudka, dzwońca, szczygła, makolągwę, sójkę, raniuszka, mazurka, rudzika, kowalika, grubodzioba i ziębę. Zero egzotyki, przy odrobinie szczęścia mali ornitolodzy mają szansę natknąć się gdzieś w pobliskim parku, lesie na któregoś z omawianych osobników. A może niektóre odwiedzają nawet nasze balkony?
„Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków"

Każdemu z gatunków poświęcono odrębną rozkładówkę. Wypełniają ją ilustracje wykonane przez parę artystów różnorodnymi technikami. Znajdziemy tam malownicze, magiczne akwarele Pawła Pawlaka oraz charakterystyczne dla Ewy Kozyry-Pawlak kolaże ze skrawków materiału. To chyba właśnie one decydują o wyjątkowości tej pozycji. Uzyskany dzięki nim efekt trójwymiarowości sprawia, że książka zdaje się żyć. Całości dopełniają zdjęcia, gdzieniegdzie wklejone przykłady ptasich piór oraz  rozbrajające, trochę nieporadne rysunki wykonane przez małą Hanię. 

„Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków"


„Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków"
Od razu zaznaczam, że trudno rozpatrywać „Mały atlas ptaków” w kategorii poważnych ptasich leksykonów dla starszych odbiorców. Ta pozycja przeznaczona jest dla najmłodszych i właśnie z myślą o nich przygotowano bardzo prosty, zabawny tekst w formie gawędy. Każdy gatunek scharakteryzowany został przez krótką anegdotkę, czasami jakiś specyficzny sposób zachowania, innym razem wyróżniającą cechę zewnętrzną lub miejsce występowania. Autorzy odnoszą się przy tym do własnych doświadczeń, obserwacji, co sprawia, że ptasi świat wydaje się jeszcze bliższy. Tak bliski, że aż żal nie poświęcić mu trochę uwagi. Efekt ten wzmacnia dobór czcionki naśladującej odręczne pismo. Jak w przyrodniczym notatniku, domowym pamiętniku poświęconym ptakom.

„Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków"„Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków"
Twarda oprawa i kartonowe strony sprawiają, że książkę można wręczyć nawet najmłodszym. Jestem niemal stuprocentowo pewna, że niesamowite ilustracje zaciekawią już dwulatka. O ile oczywiście lubi ptaki! A tych ze stronic „Małego atlasu ptaków” nie sposób nie pokochać.
„Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków"
Słowem - po prostu UROCZO. A dodatkowy bonus to fakt, że w końcu może przestanę nazywać wszystkie małe szarawe ptaki wróblami. Gdyż wielką wartością tej książki jest to, że autorzy nie idą na łatwiznę, nie prezentują nam sylwetek spektakularnych ptasich gigantów, ale z wielką czułością pochylają się głównie nad tymi pospolitymi, które również okazują się niezwykłe.

MAŁY ATLAS PTAKÓW EWY I PAWŁA PAWLAKÓW
Tekst i ilustracje: Ewa Kozyra-Pawlak, Paweł Pawlak
Rysunki: Hanna Cisło
Zdjęcia: Ewa Kozyra-Pawlak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 40
Format/forma: kartonowe midi
Sugerowany wiek: 1+
Hilda, czyli trolle, olbrzymy, czarne bestie i inne magiczne stworzenia

17 grudnia

Hilda, czyli trolle, olbrzymy, czarne bestie i inne magiczne stworzenia

Magia ukrywająca się w otaczającej rzeczywistości, wyraziste zapadające w pamięć postaci i historie łączące w sobie zwykłą przygodę i niezwykły, wciąż żywy świat legend i mitów. Tak najkrócej można scharakteryzować komiksową serię Luke'a Pearsona o małej, rezolutnej Hildzie. Do tej pory w Polsce ukazały się cztery tomy: „Hilda i troll”, „Hilda i nocny olbrzym”, „Hilda i ptasia parada” oraz „Hilda i czarna bestia”
„Hilda i troll”, „Hilda i nocny olbrzym”, „Hilda i ptasia parada” i „Hilda i czarna bestia” Luke Pearson

Niebieskowłosa Hilda to ciekawa świata łowczyni przygód, kierująca się czasami pokrętną, lecz zaskakująco trafną logiką. Lubi się bać, choć strach ten musi być kontrolowany. Uważnie rozgląda się wokół siebie i widzi to, co umyka innym. Wodne duchy, trolle, krwiożercze króliki, solne lwy, domowe duszki pokątki, tycie elfy (choć tu wystąpił pewien formalny kłopot). Całą otaczającą ją przestrzeń zarówno na wsi, jak i w mieście wypełniają magiczne stworzenia najczęściej przywodzące na myśl mitologię skandynawską, choć nie tylko.  
„Hilda i troll” Luke Pearson
„Hilda i troll” Luke Pearson

„Hilda i troll” Luke Pearson
„Hilda i troll” Luke Pearson
W pierwszym tomie „Hilda i troll” główna bohaterka konfrontuje między innymi wiedzę wyniesioną z lektur z własnym doświadczeniem, które często okazuje się zupełnie inne. Ten, którego się najbardziej boi, legendarny troll okazuje się być nie taki wcale straszny. Niechciany gość Drewniak oskarżany przez dziewczynkę o namolność w końcu zyskuje jej sympatię. Hilda odkrywa, że na świat trzeba patrzeć z różnych perspektyw, dążyć do tego, by uzyskać jak najpełniejszą wiedzę, zestawiać ją z własnymi obserwacjami i dopiero wtedy wysnuwać wnioski i oceniać. Stereotypy mogą być krzywdzące, a ludzie i inne stworzenia potrafią zaskakiwać. Ten przekaz przewija się w różnych konfiguracjach przez wszystkie cztery tomy komiksu.
„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson
„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson

„Hilda i troll” Luke Pearson
„Hilda i troll” Luke Pearson

Oprócz różnych opowieści o akceptacji odmienności, o tym, że nie wolno ufać stereotypom, pozorom i opiniom innych kolejne części komiksu poruszają także wiele innych, często dość trudnych, tematów. Wszystkie one odnoszą się przy tym do doświadczeń dziecka i podane są w czytelny dla niego sposób.

„Hilda i nocny olbrzym” Luke Pearson
 „Hilda i nocny olbrzym” Luke Pearson

„Hilda i nocny olbrzym” Luke Pearson
„Hilda i nocny olbrzym” Luke Pearson

W „Hildzie i nocnym olbrzymie” dziewczynka odkrywa biurokratyczne absurdy, społeczność, w której każda aktywność sformalizowana została do granic możliwości. Szczerze mówiąc, bohaterka nawet nie udaje, że próbuje je zrozumieć. Czytelnik poznaje także konsekwencje rzuconych od niechcenia obietnic wyborczych. I wzrusza się, czytając historię o wierności i miłości, dla której tysiąclecia zdają się być chwilą.

„Hilda i nocny olbrzym” Luke Pearson
„Hilda i nocny olbrzym” Luke Pearson

„Hilda i nocny olbrzym” Luke Pearson
„Hilda i nocny olbrzym” Luke Pearson

„Hilda i ptasia parada” to historia osnuta wokół kilku osi narracyjnych. Już w pierwszych kadrach skontrastowana została rzeczywistość miasta z wcześniejszym sielskim życiem w klimatycznym odludnym miejscu. Z punktu widzenia Hildy wieś oznaczała wolność, swobodę, miasto zamknięcie, uwięzienie, szczególnie gdy  przed niczym nieograniczoną eksploracją otoczenia powstrzymuje dziewczynkę najbardziej przerażający strażnik. Mama. Matka, która nie zabraniała dziecku samotnie przemierzać pustkowi pełnych magicznych stworów w pierwszych dwóch częściach, po przeprowadzce reaguje nerwowo, boi się.
„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson
„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson
„Hilda i troll” Luke Pearson
„Hilda i troll” Luke Pearson

W tej części Hilda po raz pierwszy konfrontuje się z grupą rówieśniczą, a nie z trollami, olbrzymami. Dziewczynka nie do końca jednak rozumie zasady zabaw, gier i psot miejscowych dzieci, jest trochę z innego świata. Nie odnajdziemy w jej zachowaniu ani krztyny agresji, a wręcz przeciwnie. W osłupienie wprowadzają ją właśnie bezmyślne zachowania wynikające ze zwykłej złośliwości, braku empatii. Pearson nie analizuje przy tym dogłębnie przyczyn zjawiska, nie ma tu opisów reakcji szkolnych kolegów. Sceny te służą jedynie do pokazania pewnego wyobcowania Hildy, jej wrażliwości na inność. 
„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson
„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson

„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson
„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson

Co więcej, Hilda nie dysponuje intuicyjną mapą miasta, kluczem do odczytywania jego zasad, znaczeń. Uczy się jednak szybko, obserwuje, zwraca uwagę na szczegóły ignorowane przez innych, w tym przez jej rówieśników. 
„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson
„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson

Jednak główna fabuła koncentruje się wokół tematu genezy mitów, legend, a nawet kultu czy religii. Poznajemy pewne stworzenie, które zupełnie przez przypadek, drobne nieporozumienia i zwykłe zbiegi okoliczności staje się istotą, którą tłum stawia na niemal boskim piedestale.

„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson
„Hilda i ptasia parada” Luke Pearson
W ostatnim tomie „Hilda i czarna bestia” świat dziewczynki jeszcze bardziej się rozszerza - Hilda wstępuje do harcerstwa, tak jak niegdyś jej mama. Rywalizację zarówno z innymi dziećmi, jak i matką, próbę dorównania jej osiągnięciom Pearson oddał przy tym bardzo prawdziwie i - co najważniejsze - z dużą dozą ciepła. 
„Hilda i czarna bestia” Luke Pearson
„Hilda i czarna bestia” Luke Pearson

„Hilda i czarna bestia” Luke Pearson
„Hilda i czarna bestia” Luke Pearson

Na pierwszy plan wysuwa się przede wszystkim problem niesłusznych oskarżeń, przypisywania komuś złych intencji ot tak, bez próby dotarcia do prawdy. Ofiarą takiego zachowania społeczności padają i domowe stworki Pokątki, i tytułowa Czarna Bestia, która okazuje się być ... Sprawdźcie sami.
„Hilda i czarna bestia” Luke Pearson
„Hilda i czarna bestia” Luke Pearson

„Hilda i czarna bestia” Luke Pearson
„Hilda i czarna bestia” Luke Pearson

⟪⦓⦓⧼⧽⦔⦔⟫

We wszystkich częściach otoczenie wokół Hildy to przede wszystkim świat magii, legend zakorzenionych w ludowych tradycjach. Człowiek jest tu intruzem, wkracza w ukrytą rzeczywistość bez oglądania się na innych. Buduje domy w elfich krainach, miasta w odwiecznych siedliskach trolli. A potem dziwi się, że ktoś chce go eksmitować, że dla kogoś stał się zaprzysięgłym wrogiem, że trochę inni mieszkańcy tych terenów próbują jakoś dostosować się do nowych zasad. 

Jak już wcześniej wspomniałam, lejtmotyw wszystkich opowieści to przekaz, że wszyscy jesteśmy tacy sami, reagujemy w identyczny sposób. Pearson podkreśla to poprzez ciągłe zestawianie ze sobą różnych pespektyw odbioru świata - ludzkiej i ptasiej, dorosłej i dziecięcej i wielu innych. Często odwołuje się przy tym do najzwyklejszego wymiaru fizycznego - niewidzialnego miniaturowego elfiego plemienia, zwykłego człowieka i olbrzyma. W lesie, w mieście zgubić się może i mała łowczyni przygód, i olbrzym, i ptak. Symetryczność zachowań obowiązuje nawet, gdy jesteśmy skrajnie różni.

Pearson traktuje przy tym młodego czytelnika całkiem serio, nie poucza, nie spoufala się, unika infantylizmu. Rozumie dzieci i to widać. I choć czasami odbiorca może się trochę bać, nie ma tu jednak grozy czy epatowania brutalnością. To ciepły, przyjazny świat pełen magii. Czas wymarzonego, idealnego dzieciństwa, w którym znajduje się przestrzeń i na przygodę, i na odkrywanie świata, i na beztroskę, i na odrobinę (kontrolowanego) lęku. A wszystko to okraszone jest naprawdę sporą dawką humoru.

Siłę tych komiksów stanowią również wyraziste postaci, których trudno nie polubić. Hilda to bohaterka z krwi i kości. Pearson nie idealizuje jej, często pokazuje emocje dziecka, w tym gniew, złość, a także uprzedzenia wynikające ze zwykłej sympatii/antypatii, ale i stereotypów, które dziewczynka niestety chłonie, czytając książki czy gazety. Do tej galerii należą między innymi rozczulający ni to lis, ni to renifer w wersji mini, Drewniak, do którego początkowo Hilda czuje niechęć wynikającą z niezrozumienia, troll o dobrym sercu, ptak o patykowatych nogach nienawykłych do chodzenia, Tontu - pokątek inny niż wszystkie i taki sam jak inne.

⟪⦓⦓⧼⧽⦔⦔⟫

W kolejnych częściach świetnie widać rozwój zarówno Hildy, jak i umiejętności narracyjnych samego autora. Z każdym tomem fabuła staje się coraz bardziej urozmaicona, począwszy od w sumie bardzo prostej historyjki, do dość złożonych narracji w następnych (świadczy o tym także rosnąca liczba stron - od 40 do 68). Wszystkie przy tym charakteryzują się na tyle przejrzystym i jasnym stylem, że na najprostszym poziomie zwykłej przygody będą czytelne nawet dla młodszych dzieci. Starsi, a nawet dorośli, znajdą zaś coś dla siebie w innych warstwach narracyjnych. To seria, która rośnie wraz z czytelnikiem w dwóch wymiarach - zgodnie z dojrzewaniem Hildy i poszerzaniem się jej świata oraz z możliwościami interpretacyjnymi odbiorcy podczas każdej kolejnej lektury.

⟪⦓⦓⧼⧽⦔⦔⟫

Opowieści o Hildzie to jedne z najpiękniej wydanych komiksów dziecięcych na polskim rynku. Już od samych okładek trudno oderwać wzrok. Duży format, twarda oprawa, piękne płócienne grzbiety zdobione etnicznymi motywami kojarzącymi się z kulturą skandynawską, lakierowane elementy dające czasami niemal efekt trójwymiaru. Zachwycają również wyklejki, szczególnie w pierwszym tomie, z wbudowanym exlibrisem, na którym właściciel książki może złożyć swój podpis.

Pearson stosuje również ciekawą kolorystykę - stonowane, ale nie nudne barwy. Odcienie przygaszonych, lekko patynowych brązów, szarości i stalowych błękitów, musztardowego, oliwki świetnie oddają baśniowy klimat historii.

Nowoczesna, prosta i już rozpoznawalna kreska (klik do strony autora), graficzne elementy nawiązujące do skandynawskiej sztuki ludowej, umiejętność oddania emocji bohaterów poprzez zróżnicowanie ich mimiki i nieokiełznana wyobraźnia zarówno w warstwie obrazu, jak i scenariusza to charakterystyczne cechy stylu Pearsona. Autor unika formalnych eksperymentów, dynamiczne kadrowanie jest raczej klasyczne, dzięki temu komiks świetnie nadaje się już dla młodszych dzieci.

W stu procentach zgadzam się przy tym z Paulem Gravettem, którego słowa przytoczono na okładce drugiego tomu. „Lawirując między Tove Jansson a Hayao Miyazakim, Person osiąga tu jeszcze większe mistrzostwo, tworząc kadry tak żywe i czarowne, jak w najlepszych, uniwersalnych komiksach francusko-belgijskich." Szkoda tylko, że w ostatnich dwóch tomach muminkowy klimat trochę zanika.

Niewielkim minusem jest jedynie mało czytelna czcionka drugiego tomu, która sprawiła trochę kłopotów sześciolatkowi. Magia folkowego świata wynagrodziła jednak w stu procentach tę drobną niedogodność.

⟪⦓⦓⧼⧽⦔⦔⟫

Przygody Hildy to po prostu mądre i pięknie narysowane komiksy, które przenoszą czytelnika w magiczny świat fantazji. Niewiele różniący się od naszego, ale jakby pełniejszy, bogatszy. To przygoda, podczas której czytelnik wraz z bohaterką mimowolnie uczy się rozumieć innych, dojrzewa. Wreszcie - to lektura, która nie przymila się, niczego nie udaje, a po prostu sprawia ogromną czytelniczą i estetyczną frajdę. Pozycja i dla pięciolatka, i dla starszego rodzeństwa. I dla rodziców też.  


HILDA I TROLL
Scenariusz i rysunki: Luke Pearson
Tłumaczenie: Hubert Brychczyński
Wydawnictwo: Centrala
Data wydania: 2013
Oprawa: twarda
Liczba stron: 40
Format/forma: komiksowe maksi
Sugerowany wiek: 5+

HILDA I NOCNY OLBRZYM
Scenariusz i rysunki: Luke Pearson
Tłumaczenie: Hubert Brychczyński
Wydawnictwo: Centrala
Data wydania: 2013
Oprawa: twarda
Liczba stron: 40
Format/forma: komiksowe maksi
Sugerowany wiek: 5+

HILDA I PTASIA PARADA
Scenariusz i rysunki: Luke Pearson
Tłumaczenie: Hubert Brychczyński
Wydawnictwo: Centrala
Data wydania: 2014
Oprawa: twarda
Liczba stron: 44
Format/forma: komiksowe maksi
Sugerowany wiek: 5+

HILDA I CZARNA BESTIA
Scenariusz i rysunki: Luke Pearson
Tłumaczenie: Hubert Brychczyński
Wydawnictwo: Centrala
Data wydania: 2016
Oprawa: twarda
Liczba stron: 68
Format/forma: komiksowe maksi
Sugerowany wiek: 5+
„Znikające zwierzęta”, czyli coraz mniej czasu na poszukiwania

07 grudnia

„Znikające zwierzęta”, czyli coraz mniej czasu na poszukiwania

„Znikające zwierzęta” Isabelli Bunnell to zmuszający do refleksji mariaż oszałamiających, optymistycznych barw i przygnębiającej treści. Niby zwykła wyszukiwanka, w której na bajecznie kolorowych rozkładówkach czytelnik ma za zadanie odnaleźć wybrane zwierzęta. W rzeczywistości gorzka lekcja, gdyż wszystkim poszukiwanym gatunkom grozi wymarcie. Dziś trudno znaleźć je na kartach, jutro nie będzie to możliwe w prawdziwym świecie.  

„Znikające zwierzęta” Isabella Bunnell

Dziesięć ekosystemów, a w każdym pięć przedstawicieli fauny, których już za chwilę może nie być. Góry, lasy deszczowe i sawanna, rafy koralowe, pustynie, jaskinie, jeziora i rzeki, oceany, przestworza i podziemia - wszędzie tam trwa wymieranie. Nie wielkie, głośne, ale ciche, niemal niezauważalne. 

„Znikające zwierzęta” Isabella Bunnell

Przyczyn jest wiele, jednak najbardziej przygnębia fakt, za jak wiele z nich odpowiada człowiek. Jak złe zaklęcie przewija się wycinanie i wypalanie lasów, ekspansywne rolnictwo, turystyka, kłusownictwo. 

Nienachalne przesłanie ekologiczne podane zostało w formie zmuszającej dziecko do aktywności. Poprzez zabawę w zwykłe wyszukiwanie mały czytelnik wręcz dosłownie może uświadomić sobie rzadkość wybranych gatunków. Druga część książki dostarczy bardziej konkretnych informacji o miejscu występowania danego zwierzęcia i jego najważniejszych cechach, liczebności populacji, a przede wszystkim o przyczynie jego znikania. 

Powodów jest wiele, jednak najbardziej przygnębia fakt, za jak wiele z nich odpowiada człowiek. Jak złe zaklęcie przewija się wycinanie i wypalanie lasów, ekspansywne rolnictwo, turystyka, kłusownictwo. 

„Znikające zwierzęta” Isabella Bunnell


„Znikające zwierzęta” Isabella Bunnell

Odnalezienie zwierząt to trudne zadanie, a także świetny trening spostrzegawczości i koncentracji. Nie wiem, na ile odpowiada to rzeczywistości, ale w tym przypadku mamy do czynienia z samymi mistrzami kamuflażu.

Wyzwania nie ułatwia tło ilustracji, na których zwierzaki się ukryły, pełne szczegółów, drobiazgów, kropek, kresek i kolorów. Wszystkie strony przypominają piękny malowany jedwab, batikową tkaninę.

„Znikające zwierzęta” Isabella BunnellPrzyznam szczerze, że o istnieniu części prezentowanych gatunków nie miałam pojęcia. Marmozeta lwia, wargatek stadny, grubogonik piaskowy, wielkouch króliczy, lutung jasnogłowy, epoletnik lagunowy do teraz wydają mi się obrazowymi określeniami stworów z jakiejś powieści fantastycznej, z równoległej rzeczywistości. Część z nich tak rzadko występuje w przyrodzie, że nie doczekała się nawet usankcjonowanej przez oficjalną taksonomię polskiej nazwy. Niektóre zamieszkują bardzo ograniczony teren, przykładowo jedną jedyną jaskinię na świecie, której właśnie grozi zawalenie, a zwierzakom utrata siedliska.

Warto podkreślić, że pojawia się w książce nuta optymizmu. Niewielka, lecz pokazująca, że nie wszystko stracone. To zwierzęta, które przestały znikać.

„Znikające zwierzęta” to książka po prostu mądra. Ucząca ważnych rzeczy niejako mimochodem, przy okazji dobrej zabawy podobnie jak „Uratuj mnie” Patricka George'a (klik do recenzji). To, że jej opracowanie graficzne cieszy oko, w tym wypadku sprawia mi (i zapewne innym czytelnikom) podwójną radość. 

ZNIKAJĄCE ZWIERZĘTA 
Tekst i ilustracje: Isabella Bunnell
Tłumaczenie: Tina Oziewicz
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 32
Format/forma: mini
Sugerowany wiek: 4+
„Co tak pięknie gra”, czyli orkiestra bez tajemnic

05 grudnia

„Co tak pięknie gra”, czyli orkiestra bez tajemnic

Niesamowite instrumenty - te oczywiste, i te mniej znane. Fortepian i czelesta. Obój i waltornia. Wibrafon i wiolonczela. Słowem, pełen skład orkiestry symfonicznej w popularnonaukowej książce „Co tak pięknie gra” Włodzimierza Izbana.
„Co tak pięknie gra” Włodzimierz Izban

Niestety, książka nie jest równie niesamowita jak przedmioty, które zostały w niej opisane. „Co tak pięknie gra” to po prostu uporządkowany leksykon instrumentów dla dzieci, któremu bliżej do zwykłego podręcznika niż do innych pozycji o muzyce dla najmłodszych obecnych na rynku. Dość wspomnieć muzyczną trylogię z wydawnictwa Wytwórnia (klik do recenzji) czy „12 półtonów. Książka o muzyce” (klik do recenzji).
„Co tak pięknie gra” Włodzimierz Izban

Zaprezentowano tu wszystkie rodziny instrumentów - smyczkowe, strunowe, dęte i perkusyjne. Oddzielne rozdziały poświęcono orkiestrze dętej i symfonicznej oraz organom. Duży plus to bardzo konsekwentny układ poszczególnych charakterystyk składających się z nazwy po polsku i włosku, krótkiego opisu samego instrumentu i dość dokładnego jego budowy oraz  sposobów grania.  Wszystko uzupełniają różnorodne ciekawostki. 

„Co tak pięknie gra” Włodzimierz Izban

„Co tak pięknie gra” Włodzimierz Izban

Rzetelne, pełne szczegółowych informacji hasła mają jedną podstawową wadę - nie wiadomo do dziecka w jakim wieku są kierowane. Proste zadania typu 'policz, ile na obrazku znajduje się instrumentów strunowych' lub w wersji utrudnionej 'nazwij je' zostały wręcz wyszydzone już przez 8-latka jako "dla maluchów". Dodajmy do tego oklepane i dość infantylne porównanie grupy instrumentów do prawdziwej rodziny z mamą, tatą i dziećmi. Z kolei hasła są stanowczo zbyt trudne dla przedszkolaka, w którego zasobie pojęciowym raczej nie funkcjonują takie słowa jak późnogotycki czy bluegrass.

„Co tak pięknie gra” Włodzimierz Izban
Prawdziwy zachwyt wzbudziły za to kody kreskowe, po zeskanowaniu których można posłuchać omawianych instrumentów. Po pierwsze - działały bez problemu, a z tym bywa w tego typu publikacjach różnie. Po drugie - ciekawie zestawiono tu brzmienia uwydatniające różnice np. pomiędzy fletem a fletem piccolo, ksylofonem a wibrafonem. 
„Co tak pięknie gra” Włodzimierz Izban
Niespójność to również główna wada oprawy graficznej tej pozycji. Dość ciekawe ilustracje Krzysztofa Zięby gryzą się ze zbyt wydumaną, mało przejrzystą czcionką pełną zawijasów, zakrętasów utrudniających lekturę i wprowadzających estetyczny bałagan.

„Co tak pięknie gra” Włodzimierz Izban

Książka „Co tak pięknie gra” nie rzuca na kolana ani treścią, ani formą. Jednak ze względu na porządnie uporządkowaną wiedzę o instrumentach warto wzbogacić o nią biblioteczkę małego melomana. Jeśli jednak szukacie czegoś, co miałoby za zadanie obudzić pasję muzyczną, zaintrygować, sięgnijcie do innych pozycji. Jest w czym wybierać. 


CO TAK PIĘKNIE GRA?
Tekst: Włodzimierz Izban
Ilustracje: Krzysztof Zięba
Wydawnictwo: Multico
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 96
Format/forma: midi
Sugerowany wiek: 6+
„Ogród motyli”, czyli historia niezwykłej przemiany

03 grudnia

„Ogród motyli”, czyli historia niezwykłej przemiany

Piękne i trudne słowo 'metamorfoza' moja córka poznała w okolicach trzecich urodzin. Wzbudziło ono zachwyt i było odmieniane przez wszystkie przypadki w najbardziej zaskakujących kontekstach. A wszystko to dzięki raczej mało lubianej przeze mnie książce „Ubranko motyla” według filmu animowanego o Małych Einsteinach. Historia niezwykłej przemiany, gdy z czegoś brzydkiego, niepozornego rodzi się piękno, budziła niezwykłe emocje i ekscytację. 

Dziś pewnie wybrałabym inną pozycję - pozornie skromny, praktycznie pozbawiony słów picturebook „Ogród motyli” Laury Weston. Przebieg metamorfozy, przeobrażania się zwykłego jaja w wcale nie taką brzydką gąsienicę, a następnie w oszałamiającego swym czarem, bajecznie kolorowego motyla opisany został tutaj wyłącznie poprzez dość ascetyczne czarno-białe ilustracje, które skrywają pewien sekret.


„Ogród motyli” Laura Weston

„Ogród motyli” Laura Weston

Tą tajemnicą, czymś szczególnym są najzwyklejsze klapki. Po ich podniesieniu dosłownie atakuje nas kontrastowy kolor. Zieleń liści i kokonu, róż i fiolet kwiatów, a przede wszystkim intensywna pomarańczowa barwa skrzydeł motyla monarchy, danaida wędrownego. Nawet najmłodszy czytelnik ma wrażenie, że rzeczywiście odkrywa inny świat. Motyle zdają się latać, być w ruchu, pąki rozkwitają w sekundę, wypełniając kolorem świat. 

„Ogród motyli” Laura Weston

Cykl zatacza koło, co pokazano również poprzez słowa pojawiające się na wybranych kartach i tworzące ciąg skojarzeń oraz zależności przyczynowo skutkowych. Jajo - uczta - przemiana - przebudzenie - jedzą - poleciały - w drodze - sen - spotkanie - jajo.  Prosto i czytelnie dla dorosłego, który zna klucz do zrozumienia tej historii opartej na faktach. Dziecko nie dysponuje wiedzą, by samodzielnie dopowiedzieć to, co nie zostało bezpośrednio pokazane, by nie była to tylko taka fajna książka z kolorowymi motylkami i robaczkami. Potrzebuje więc pośrednika, co wydawca zaznacza wyraźnie na okładce. 

„Ogród motyli” Laura Weston

Można tę książkę czytać na wiele sposobów. Sprawdzi się zarówno jako zwykła całokartonowa wyszukiwanka, jak i prosta zabawa w a kuku.  Obrazowo wytłumaczy cud metamorfozy. W każdym przypadku efekt zaskoczenia gwarantowany. 

Niestety, gdyby te kilka lat temu ta pozycja była dostępna, moja córka nie poznałaby magicznego z jej punktu widzenia słowa 'metamorfoza'. Tu pojawia się jego synonim 'przemiana' i to jak najbardziej słuszny wybór wydawnictwa.

Uważajcie tylko na klapki. Przy pierwszej lekturze trzeba użyć trochę siły, by je otworzyć.


OGRÓD MOTYLI
Tekst i ilustracje: Laura Weston
Wydawnictwo: Mamania
Data wydania: 2016
Oprawa: twarda
Liczba stron: 12
Format/forma: wysokie i chude midi z okienkami
Sugerowany wiek: 2+
„Sto bajek”  Jana Brzechwy - od tego wszystko się zaczęło

01 grudnia

„Sto bajek” Jana Brzechwy - od tego wszystko się zaczęło


2006 rok 

Warszawa. Rodzi się dziecko. Uzależniona od literatury matka wie, że niemowlęciu czytać należy od pierwszych jego chwil, a nawet wcześniej. Każdego dnia przypomina o tym wszechobecna kampania fundacji Cała Polska Czyta Dzieciom. Będę czytać. Koniecznie. Trzeba dbać o wszechstronny rozwój młodej. No i chcę mieć swojego klona, dlatego zarażanie miłością do zadrukowanych kartek jest nieuniknione.

Telefon do domu rodzinnego. Niestety, nikt nie wie, gdzie podziały się książki z mojego dzieciństwa. Częściowo odnalazły się po latach, ale to już inna historia. Cóż więc czytać? Trzeba coś zamówić. I to szybko, gdyż każdy dzień bez właściwej lektury może poczynić nieodwracalne szkody. Mieszkam na byłym polu kapusty, więc sensownej księgarni obok nie mam. Stawiam więc na pewniaka. Wyszukiwarka, Tuwim, Brzechwa. Wybór pada na drugiego z panów. Klik, klik, klik. Zrobione.

Po kilku dniach kurier przywozi coś. Coś dziwnego. Paskudnego. Do dziś pamiętam nazwisko ilustratora, a raczej graficznego rzeźnika.  Tekst owszem się zgadza, ale te rysunki wołają o pomstę do nieba. A koneserem artystycznej książki dla dzieci jeszcze nie jestem. Ba, nie wiem, że takie cuda w ogóle istnieją gdzieś w dalekim świecie. 

Już okładka wrzeszczy, w środku jest jeszcze gorzej. Nieforemne, kiczowate postaci, feeria barw rodem z wesołego miasteczka. Dużo, wszystkiego za dużo. Brak światła. Po szybkim przekartkowaniu czułam się zmęczona. Nic to, chodzi o tekst, to on jest najważniejszy. Dam radę.

Nie dałam. Książka walała się smętnie przez kolejne lata gdzieś po domu. Marzyłam, by zniknęła, gdyż nie miałam serca puścić jej gdzieś w świat. W końcu zaginęła.

2017 rok

Po latach jestem wdzięczna wydawnictwu na S. za tego estetycznego gniota. W sumie to dzięki niemu zaczęłam szperać, grzebać, szukać, wierząc, że przyzwoite pozycje dla najmłodszych istnieją. W końcu trafiłam na cudowne forum książkowe (klik do kopalni wiedzy), które w tamtym czasie było najlepszym przewodnikiem po raczkującym tak naprawdę (a może powstającym jak Feniks z popiołów) rynku książki dziecięcej. Tak, tak, wiem, że dzisiejszym rodzicom, raczej borykającym się z problemem braku środków na księgarniane cuda i cudeńka dla najnajów, może wydawać się to nieprawdopodobne, ale zaledwie jedenaście lat temu znalezienie czegoś po prostu przyzwoitego wcale nie było łatwym zadaniem. Przykładowo Dwie Siostry, Wytwórnia powstały w 2005, Zakamarki w 2007 roku. Królował Disney i książkopodobne wytwory, które zaanektowały także klasykę. Cudne kartonówki od Muchomora ratowały ciężką sytuację matki niemowlaka. 

„Sto bajek”  Jana Brzechwy w edycji Wydawnictwa BajkaA dziś? Na co natrafiłabym, zamawiając znaną i oswojoną tekstowo klasykę? Niestety, wspomniany przeze mnie graficzny koszmarek nadal błąka się po księgarniach, ale to samo wydawnictwo oferuje także inną wersję „Stu bajek” - klasyk klasyków, gdyż z ilustracjami Jerzego Srokowskiego, pochodzącymi z pierwszego wydania z 1958 roku.  Słowem, pewniak. Internet wskazuje, że w ofercie Skrzata znajdziemy całkiem przyzwoitą graficznie propozycję.  Warta uwagi jest również seria dzieł wszystkich Brzechwy z Naszej Księgarni. Dziś jednak skupię się na „Stu bajkach” z - nomen omen - Bajki, których trzecie wydanie leży właśnie przede mną.

„Sto bajek”  Jana Brzechwy w edycji Wydawnictwa Bajka
O tekście pisać za dużo nie zamierzam, gdyż chyba każdy zna i pamięta przynajmniej wybrane wiersze. Tom rozpoczyna rozdział „Co w trawie piszczy” z najsłynniejszym polskim łamańcem językowym (Chrząszcz), historią nieszczęśliwej miłości (Żuk) i pedantyczną muchą. Następnie dajemy „Nurka do wody” i poznajemy perypetie zwierząt wodnych, w tym suma matematyka i bardzo chorej żaby. W części „Lata ptaszek”  obserwujemy kwokę, która traktowała świat z wysoka, i sójkę, która wybiera się za morze.

„Sto bajek”  Jana Brzechwy w edycji Wydawnictwa Bajka
„Sto bajek”  Jana Brzechwy w edycji Wydawnictwa Bajka

„Gorzkie prawdy” przynoszą czasem przewrotny morał, o czym przekonało się jajko mądrzejsze od kury czy straganowe warzywa. Podobnie „Po nosie” z Kłamczuchą, Samochwałą, Skarżypytą i Leniem. W przypadku „Andronów”, „Wyssanych z palca”  tytuły mówią same za siebie. Zbiorek wieńczy mój ulubiony zwierzyniec, którego nie potrafię czytać bez nucenia pod nosem. „Dzik jest dziki / dzik jest zły / dzik ma bardzo / ostre kły” było hitem urodzin gdzieś w połowie podstawówki.

„Sto bajek”  Jana Brzechwy w edycji Wydawnictwa Bajka

„Sto bajek”  Jana Brzechwy w edycji Wydawnictwa Bajka

Książka niczym nie zaskakuje, co wcale nie jest wadą. Wręcz przeciwnie. Twarda oprawa, elegancki płócienny grzbiet (uwielbiam!) i naprawdę przyzwoite ilustracje Piotra Rychela dobrze ze sobą współgrają. To klasyka w bardzo klasycznym wydaniu świetnie nadająca się na bezpieczny prezent, który spodoba się niemal wszystkim.

„Sto bajek”  Jana Brzechwy w edycji Wydawnictwa Bajka

„Sto bajek”  Jana Brzechwy w edycji Wydawnictwa Bajka

Jedyny eksperyment graficzny to typografia tytułów wierszy. Niestety, bardzo nierówna. Chociaż czasami świetnie nawiązuje do utworu i stanowi dowcipny komentarz, wprowadza jednocześnie niepotrzebny chaos. Szczególnie kontrastuje to z niezwykle przejrzystym rozmieszczeniem tekstu i ilustracji na stronie. Skromnie i czytelnie, bez przeładowania. Nawet początkujący czytelnicy nie będą mieli problemów z lekturą.

Rysunki rzeczywiście ilustrują tekst, nie tworzą własnej komplementarnej narracji. Ich humorystyczny charakter wynika wprost z satyrycznego wydźwięku poezji Brzechwy. Nie oznacza to, że nic się nie dzieje. Zróżnicowane tło, wspomniana typografia i uwspółcześnienie kontekstu w warstwie obrazu stanowią wystarczające urozmaicenie.


„Sto bajek”  Jana Brzechwy w edycji Wydawnictwa Bajka
Zabawa słowem, kabaretowe zacięcie, dosadne humorystyczne scenki obyczajowe i mistrzowska forma to chyba klucz do ponadczasowej aktualności twórczości Brzechwy pisanej z myślą o najmłodszym czytelniku. I choć niektóre realia się zmieniły, część słów może wymagać wyjaśnienia, wiersze te nadal bawią. W tej edycji samodzielni czytelnicy znajdą na końcu tomu słowniczek zawierający pojęcia mogące sprawiać trudność. Przyznam szczerze, że zdziwiłam się, że znalazły się tam takie wyrazy jak atrament, kłaki  czy stryj. Po czym przypomniałam sobie próby czytania „Plastusiowego pamiętnika” czterolatce. Ech. Słowniczki ułatwiają życie!

Bajkowe wydanie „Stu bajek”  (lub jakiekolwiek inne z wyłączeniem tego felernego, na które trafiłam na początku naszej rodzinnej przygody z literaturą dziecięcą) warto mieć w biblioteczce. To dobra propozycja już dla najmłodszych. Ze względu na formę w przypadku najnajów raczej nie do samodzielnej eksploracji, a typowo do czytania przez rodzica. Do miętolenia, kartkowania, pokazywania paluszkiem szukajcie raczej pozycji z pojedynczymi wierszami.

I koniecznie w tle puśćcie ścieżkę dźwiękową z „Akademii Pana Kleksa”. „Nad rzeczką, opodal krzaczka, mieszkała...”


STO BAJEK
Tekst: Jan Brzechwa
Ilustracje: Piotr Rychel
Wydawnictwo: Bajka
Data wydania: 2017 (3 wydanie)
Oprawa: twarda
Liczba stron: 240
Format/forma: midi
Sugerowany wiek: 3+ (a nawet 0+)


Copyright © 2017 Mamobab czyta