„Pasztety, do boju”, czyli rowerami w dorosłość

26 czerwca

„Pasztety, do boju”, czyli rowerami w dorosłość



Książkę oceniłam już po okładce. Energetycznej okładce, z której aż bije wyzwanie. Jej twórczyni, Małgorzacie Herbie, udało się w jednym obrazie w punkt oddać klimat opowieści. Trzy kanciaste dziewczyny na rowerach w pozycji startowej i ten tytuł „Pasztety, do boju” prowokują, intrygują i ciekawią. Dalej jest jeszcze lepiej. Clémentine Beauvais ze swadą próbuje udowodnić, że nawet z największego upokorzenia można się podnieść. Nie bez strat, nie w łatwy sposób, ale można.


„Pasztety, do boju” Clémentine Beauvais, Dwie Siostry





Historię nieco dziwnej z początku przyjaźni pomiędzy trzema nastolatkami poznajemy z perspektywy jednej z nich. O przygodzie, której nie byłoby, gdyby nie wygrana w facebookowym konkursie na najbrzydszą dziewczynę w szkole, opowiada Mireille, nieformalna przywódczyni grupy pasztetów, trochę cyniczna, zawsze wyszczekana, z natury dominująca i jednocześnie zdystansowana do problemu bądź ten dystans doskonale udająca. Przyznam, że często po prostu irytująca. Przy tym jednak przenikliwa, niezwykle inteligentna i błyskotliwa. Urodzona liderka i nieocenione wsparcie dla koleżanek, które po raz pierwszy muszą zmierzyć się z psychologicznymi skutkami tego specyficznego zwycięstwa.
Towarzyszą jej: szukająca pocieszenia w muzyce ulubionej kapeli Astrid i wycofana, nieśmiała, najmłodsza Hakima. Trzy skrajnie różne osobowości, które początkowo łączy jedno - odrzucenie, naznaczenie etykietką tej, która nie pasuje do właśnie obowiązującego wzorca i co gorsza (zdaniem niektórych) nie próbuje tego zmienić.
Książka dotyka nie tylko tematyki związanej z cielesnością, samoakceptacją własnego ciała. Autorka w naturalny sposób uwzględnia w fabule większość problemów, z którymi pośrednio bądź bezpośrednio stykają się współczesne nastolatki, nie tylko w dalekiej Francji. Znajdziemy tu rasizm (Hakima pochodzi z muzułmańskiej społeczności), wykluczenie, samotne macierzyństwo i trudne relacje w rodzinach patchworkowych lub niepełnych, niepełnosprawność (towarzyszący dziewczynom w wyprawie brat Hakimy), zdradę, stratę przyjaciela, porzucenie, poświęcenie kariery dla rodziny, młodzieńcze zauroczenie, przemoc szkolną, a nawet pierwszą menstruację. Jak inicjacja, to na całego!  Gdzieś w tle pojawia się cień wojny, jej wpływ na psychikę żołnierzy i na zwykłe uczucia między zwykłymi ludźmi. Dużo trudnych spraw, ale dawkowanych w taki sposób, że w żadnym momencie nie miałam poczucia przesytu, przytłoczenia.
Przede wszystkim jednak uwaga skupiona została na otoczeniu, które niezależnie od tego, czy coś akceptuje, czy nie, zawsze ocenia. W dodatku dziś dysponuje narzędziami zwielokrotniającymi siłę rażenia każdej opinii. Te lajki, łapki w górę bądź w dół, komentarze, ta moc mediów społecznościowych (choć pojawia się ku mojemu zdziwieniu również prasa tradycyjna), ten sztucznie wykreowany świat, w którym muszą nauczyć się poruszać współczesne nastolatki. Uderza kontrast pomiędzy życzliwością, z którą spotykają się w trakcie swej podróży w realnym świecie, a ostrymi, nieprzychylnymi reakcjami w wirtualu.
Bałam się naiwności fabuły, banalnego przekazu, że chcieć to móc lub stereotypowego wykorzystania baśniowego archetypu Kopciuszka. Brzydkie kaczątka nie zmieniają się ot tak w piękne łabędzice. Autorka sprawnie unika oczywistości i uproszczeń. Kreuje prawdziwy świat, taki, w którym funkcjonujemy na co dzień. Owszem, bohaterki trafiają na bal, owszem, zostają pięknie ubrane, przy czym czasownik zostają jest tu kluczowy. Rowerowa wyprawa do Paryża na imprezę z okazji święta narodowego Francji z udziałem prezydenckiej pary również nie ma na celu przeobrażenia dziewczyn w zwiewne lilije, nie chodzi tu o schudnięcie, stanie się fit. Każda z dziewczyn ma inne sprawy do załatwienia, inny problem do rozwiązania, a wyrobione łydki to tylko efekt uboczny.



„Pasztety, do boju” to także brawurowa inicjacyjna powieść drogi. Dziewczyny wyruszają w świat, by poznać siebie, zawalczyć o swoją podmiotowość, zbudować poczucie własnej wartości, słowem - by dojrzeć. Warto podkreślić, że nie chcą przy tym nikomu nic udowadniać, naginać siebie do oczekiwań otoczenia. Po prostu pedałują przed siebie, a to ludzie próbują zrozumieć, w jakim celu, szukają drugiego dna, chcą wtłoczyć je w zrozumiałe w popkulturowej rzeczywistości ramy.
Beauvais dobrze pokazuje siłę słowa. Tego, które rani i tego, któremu samodzielnie możemy zmienić nacechowanie emocjonalne. Główna bohaterka próbuje odczarować obraźliwy epitet, którym dziewczyny zostały naznaczone, odebrać mu jego krzywdzący potencjał. Sama zresztą o tym mówi:


Nie rozumiem, czemu z takim uporem eksponujecie to przezwisko! – oburza się mama. – Pasztety! Straszne słowo. – Stanie się piękne, zobaczysz. A w najgorszym razie zyska moc. 
(Rubryka „Zyciowe triki i sztuczki” cioci Mireille: chwytaj obelgi, które ci rzucają, i rób sobie z nich kapelusze.) 

Tę próbę możemy uznać za udaną, choć w innych przypadkach zaklinanie rzeczywistości przez Mireille nie działa tak sprawnie. Cóż wtedy robi nasza bohaterka? Nakłada maskę i zgodnie z oczekiwaniami otoczenia zmienia narrację. I muszę przyznać, że jest w tym mistrzynią.
Ujmuje przewrotność opowieści, do bólu szczerej, zabawnej, pełnej ciętego dowcipu, żywych, naturalnych dialogów i wyrazistych postaci. Te buzujące hormony po prostu się czuje w każdym zdaniu, w każdej reakcji bohaterów, w doskonale oddanym nastoletnim spojrzeniu na świat.
Przede wszystkim jednak - wbrew temu co napisałam w pierwszym akapicie - historia ta po raz kolejny pokazuje, że nie można oceniać człowieka po jego wyglądzie. Tak jak i książki po okładce. Każdemu trzeba dać szansę. Niby truizm, ale wart przypomnienia, szczególnie w tej pozbawionej drętwego moralizatorstwa formie.
Wielki plus za ścieżkę dźwiękową. Świat nastolatków najlepiej przybliża słuchana przez nich muzyka. A jeszcze większy plus za mimowolne skojarzenie z inną rowerową i oczywiście francuską historią. Koniecznie muszę odświeżyć fenomenalne „Trio z Bellville”.


PASZTETY DO BOJU
Tekst: Clémentine Beauvais
Ilustracje (okładka i strona tytułowa): Małgorzata Herba
Tłumaczenie: Bożena Sęk
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Data wydania: 2017
Format/forma: klasyczna książka do czytania
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 276
Sugerowany wiek: 13+

„Łauma”, czyli horror w Łojmach

06 czerwca

„Łauma”, czyli horror w Łojmach

Czasami, by zdjąć jakąś pozycję z półki, potrzebuję pretekstu. Gdy jestem przekonana, że o czymś napisano już wszystko i sama nie wiem, cóż jeszcze mogłabym dodać od siebie, pretekst musi być naprawdę dobry. I tak stało się tym razem. Do Łodzi w ramach festiwalu Teatralna Karuzela zawitał wałbrzyski teatr im. Szaniawskiego ze świetną adaptacją „Łaumy”, komiksu autorstwa KaeRela, czyli Karola Kalinowskiego.

„Łauma”, Karol Kalinowski KaeRel, Kultura Gniewu

Komiks roku 2009 zdaniem Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego, Najlepszy Polski Album Komiksowy na łódzkim Festiwalu Komiksu i Gier, pozycja, której kolejne wydania błyskawicznie znikały z księgarnianych półek. Rzecz, o której się słyszało i mówiło, święty Graal, który tak bardzo chciało się mieć, ale budżet nie był w stanie sprostać zawrotnym cenom na wtórnym rynku. W końcu i w moje ręce kilka lat temu trafił ten niepozorny tomik (wydanie drugie). Czy sprostał rozbudzonym oczekiwaniom? Jak najbardziej tak. „Łauma” ma wszystko to, co lubię. Nie tylko w komiksie, ale i w literaturze i filmie. „Łauma” garściami czerpie inspiracje właśnie z tego kulturowego tygla, który ukształtował i mój sposób odbioru sztuki.

„Łauma”, Karol Kalinowski KaeRel, Kultura Gniewu

Klimat opowieści zwiastują już rozpoczynające ją słowa narratorki, małej dziewczynki, która wraz z rodziną w wyniku różnych zbiegów okoliczności trafia do małej wioski na Suwalszczyźnie. Wsi, z której pochodzi jej tata, który pewnego mroźnego dnia stał się mordercą. Czy może być jeszcze gorzej? Owszem, może. Babcia może popełnić samobójstwo, dzieci mogą ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach, po okolicznych lasach mogą grasować prastare, czasami mało przyjazne bóstwa. I jak to w baśniach bywa Dorotka musi wziąć sprawy w swoje ręce i przeciwstawić się złu. Jest mrocznie, jest zagadkowo. Autor stworzył świat, w którym odnajdziemy atmosferę znaną z książek Neila Gaimana czy filmów Davida Lyncha. Dużą dawkę grozy, tajemnicy podaną wbrew pozorom lekko i z humorem. Nie sposób się przecież nie uśmiechnąć na myśl o domowym skrzacie podrygującym w rytm piosenek pewnego pana.

„Łauma”, Karol Kalinowski KaeRel, Kultura Gniewu


Siłą tej prostej pod względem fabularnym historii jest bez wątpienia wykorzystanie lokalnych wierzeń, nieco egzotycznego nawet dla mieszkańców innych rejonów polski folkloru Suwalszczyzny, który nawiązuje raczej do legend i mitologii ludów bałtyckich (tu wprost pojawiają się Jaćwingowie) niż do oswojonego kodu kulturowego słowiańszczyzny. W Łojmach ludowe magiczne postrzeganie rzeczywistości współegzystuje z współczesnością. To wciąż żywy, choć powoli zapominany świat szeptuch, prastarych bożków, w którym właśnie naruszony został odwieczny pakt pomiędzy dwiema rzeczywistościami. Po prostu ludzie w nosie mają dawną sferę sacrum, żyją inaczej, obok, a nie jak niegdyś razem. A to się mści.

„Łauma”, Karol Kalinowski KaeRel, Kultura Gniewu


„Łauma”, Karol Kalinowski KaeRel, Kultura Gniewu


„Łauma” to także doskonali, wyraziści bohaterowie i to nie tylko ci z natury inni, pochodzący z fantastycznego świata. Zróżnicowany pod względem charakterologicznym panteon bóstw tworzą między innymi pocieszny Ajtwar (w przedstawieniu bardziej cyniczny, sarkastyczny), dystyngowany snopek siana, czyli bóg urodzaju Kurke, przerażający Perkun, demoniczna i jednocześnie zagubiona Łauma. Równie barwne postaci zamieszkują sielską z pozoru wieś, choćby swojski, jowialny sąsiad Leszek, złota rączka, proboszcz łasy na datki, lokalny policjant posługujący się miejscową gwarą. Nawet gdy pojawiają się na chwilę, wzbogacają opowieść, nadają jej charakter. Niejeden dorosły odbiorca odnajdzie swoje odbicie w rodzicach dziewczynki, trochę przypadkowych uciekinierach z wielkiego świata korporacji. Nie można przy tym zapomnieć o samej Dorotce, małym detektywie, która jak baśniowy głupi Jasio wie, że z silniejszym można wygrać jedynie podstępem.

„Łauma”, Karol Kalinowski KaeRel, Kultura Gniewu


Prosta, kreskówkowa, bardzo oszczędna kreska doskonale się sprawdza i to zarówno w przypadku kadrów z założenia ciepłych, jak i tych, które mają budzić strach. Umiejętne cieniowania dają dobry efekt. Kalinowskiemu udało się wykreować zabawne, przypominające nieco Muminki, postaci i sugestywnie przekazać ich emocje. Warto też zwrócić uwagę na drugi plan poszczególnych scen. Niby prawie nie ma szczegółów, zbędnego tła, rysunki operują raczej uogólnieniem, kadry często zapełniają wyłącznie same postaci, a jednak. Te drobiazgi, jak choćby klasyczny kredens, makatka wisząca gdzieś w kuchni, pleciony dywanik na podłodze w babcinym domu czy sugestywny plakat w warszawskim pokoju Dorotki i słomiana mata w jej sypialni w Łojmach, fotosy pań w negliżu w ciężarówce, te wszystkie drobne smaczki uwiarygodniają historię, wprowadzają do niej życie.

„Łauma”, Karol Kalinowski KaeRel, Kultura Gniewu


Teatralna wersja historii („Łauma, czyli czarownica”) w reżyserii Magdaleny Miklasz to dość wierna adaptacja komiksu, choć trochę inaczej rozłożono tu niektóre akcenty. Przede wszystkim Dorotka komiksowa to małe dziecko z czerwoną kokardą w grochy. W przedstawieniu mamy do czynienia z nastolatką, Dorotą, która od bycia malusią Dorotką stanowczo się odżegnuje. Przyznam szczerze, że zmiana ta nie wpływa jakoś znacząco na fabułę, to nasze postrzeganie bohaterki ulega przeobrażeniu. Mniej lub bardziej świadomie dopisujemy do historii całe tło związane ze światem nastolatków, czekamy na bunt, przekorę. Nic z tego. Dorota traktuje ojca raczej ciepło, choć pobłażliwie. Mimo że wyraźnie definiuje się jako nastolatka nadal pozostaje dzieckiem. To nastolatka in spe. Dużo większy wpływ na bieg wydarzeń ma inna niż w oryginale sytuacja rodzinna państwa Santorów. To ona otwiera nowe pola interpretacyjne i zmienia wydźwięk decyzji ojca o pozostawieniu miasta i osiedleniu się na wsi.

Dodatkowo adaptacja uwypukla dorosłość pewnych wątków, aluzji, momentami zbędnych i zbyt zagmatwanych z punktu widzenia małego widza. W komiksie puszczanie oka do dojrzałego czytelnika wydaje się być znacznie subtelniejsze, bardziej na miejscu. I choć twórcy rekomendują przedstawienie dla odbiorcy powyżej 8. roku życia, granica ta moim zdaniem powinna być trochę podniesiona w górę. Tak do co najmniej 10 lat. Moje nastoletnie dzieci i siedzący tuż obok mniej więcej ich rówieśnicy bawili się setnie. Tak jak i ja. Oczarowana scenografią, ubawiona inteligentnym humorem, zachwycona świetną grą aktorską, próbująca z wielką satysfakcją odczytać przemycone kulturowe nawiązania (w Twin Peaks zamieszkała reinkarnacja Chrisa z Przystanku Alaska i postanowiła pokonać Bukę). Niektóre maluchy wyglądały jednak na trochę przytłoczone i mrokiem, i treścią. Nie oznacza to, że nie znajdą się młodsze dzieci, które świetnie odnajdą się w tej konwencji rodem z thrillera.

Jedyny minus to piosenki. Niepotrzebne, mało zrozumiałe, niezbyt pasujące do klimatu opowieści. Oprawa dźwiękowa zasugerowana w komiksie, świetne podkłady w postaci muzyki country w zupełności by wystarczyły (plus soundtrack z „Miasteczka Twin Peaks”, który był strzałem w dziesiątkę i wzmocnił Lynchowski  klimat). Czasami mniej znaczy więcej, ale to tylko drobna rysa na świetnym dziele.

Zobaczcie zresztą sami. Magia, czary i mądrość.


„Łauma”, Karol Kalinowski KaeRel, Kultura Gniewu

Wróćmy jednak do pierwowzoru. KaeRel serwuje czytelnikom znakomity miszmasz dramatu, horroru, romansu  i komedii i to zaledwie na osiemdziesięciu stronach. Dodatkowo jako bystry obserwator otoczenia doprawia całość całkiem trafnymi wątkami obyczajowymi. W ciekawy sposób przetwarza popkulturowe klisze, miksuje je ze światem tradycyjnych legend i ludowej obyczajowości. Nie mogę jednak napisać, że to pozycja dla odbiorców w każdym wieku. Główna bohaterki z wielką kokardą, baśniowy sztafaż, prosta, linearna fabuła kuszą, by wręczyć komiks już młodszym dzieciakom. Mroczny klimat, niektóre dość drastyczne wydarzenia i pojawiająca się w tle mocna satyra, celne punktowanie niektórych elementów naszej (dorosłej) współczesności powodują, że w pełni docenią ten komiks trochę starsi czytelnicy, co najmniej dziesięcioletni i dorośli. Tacy, którzy jeszcze pamiętają dziecięce lęki i tacy, którzy chcą po prostu jeszcze raz poczuć się dziećmi, spojrzeć na świat jak kiedyś, przed laty. 

Wielki dodatkowy plus za pokazanie biblioteki jako inspirującego miejsca, w którym można znaleźć odpowiedź na każde pytanie!

Pisałam niedawno na blogu o znakomitym wydaniu „Ballad i romansów” Adama Mickiewicza z komentarzami Emilii Kiereś (recenzję znajdziesz TU). „Łauma” to ich godna spadkobierczyni. Współczesna wersja romantycznych ballad w komiksowej wersji. Rozkoszujcie się.

A jeśli chcecie rozkochać w komiksach łączących współczesny świat z dawnymi legendami najmłodsze dzieci, które do „Łaumy” muszą jeszcze dorosnąć, sięgnijcie do serii o Hildzie Luke'a Pearsona. Recenzję znajdziecie o TU.

ŁAUMA
Tekst i scenariusz: KaeRel (Karol Kalinowski)
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Data wydania: wydanie drugie, 2014, dostępne są nowsze wydania
Liczba stron: 80
Oprawa: twarda lakierowana
Format/forma: komiksowe mini
Sugerowany wiek: 10+, dla każdego


Copyright © 2017 Mamobab czyta