„Ale auta!” kontra  „Ale jazda!”, czyli podwójne samochodowe ale

20 marca

„Ale auta!” kontra „Ale jazda!”, czyli podwójne samochodowe ale


„Ale auta! Odjazdowe historie samochodowe” i „Ale jazdę! Historię samochodu” łączy nie tylko niemal identyczny tytuł, ale także treść - z założenia fascynujące dzieje motoryzacji. Na tym jednak podobieństwa się kończą, gdyż każda z tych książek jest zupełnie inna. Różni je ujęcie tematu, klimat, ilustracje. Po prostu pierwsza z nich rzeczywiście opowiada HISTORIE o samochodach, pojawia się narracja. Druga z kolei to nic innego jak trochę podrasowane kompendium wiedzy o HISTORII transportu i to od samego początku, gdy nikomu jeszcze nie śniło się tak dziś oczywiste koło. Niby drobiazg, a zmienia wszystko.
„Ale auta! Odjazdowe historie samochodowe” Michał Leśniewski, Maciej Szymanowicz, „Ale jazda! Historia samochodu” Oldřich Růžička, Tomáš Pernický, Kateřina Makaloušová

Tytuł zresztą, aż nazbyt podobny i w konstrukcji, i (pomijając semantyczne niuanse) w treści, to główny zarzut, jaki mam wobec jednej z książek. Zacznijmy więc od tej pozycji, która ukazała się jako pierwsza.
„Ale jazda! Historia samochodu” Oldřich Růžička, Tomáš Pernický, Kateřina Makaloušová

„Ale jazda! Historia samochodu” Oldřicha Růžički to przede wszystkim zbiór ułożonych w porządku chronologicznym faktów, wydarzeń (tych bardziej i mniej przełomowych) z dziejów transportu. Punkt startowy to oczywiście starożytność, egipskie piramidy i potrzeba szybszego, sprawniejszego przemieszczania ładunków. Potem wszystko potoczyło się w iście rajdowym tempie (z krótkimi postojami, a raczej przestojami na wymyślanie nowych rozwiązań).
„Ale jazda! Historia samochodu” Oldřich Růžička, Tomáš Pernický, Kateřina Makaloušová

Historia to jednak nie wszystko. Dość dużo miejsca autor poświęcił różnym zagadnieniom technicznym. Niektóre z nich, na przykład budowa silnika spalinowego, doczekały się nawet oddzielnych rozkładówek.

„Ale jazda! Historia samochodu” Oldřich Růžička, Tomáš Pernický, Kateřina Makaloušová
Miłośnicy motoryzacji znajdą tu także podstawowe informacje o najsłynniejszych rajdach, rekordy prędkości, kultowe samochody (w tym gronie uwzględniony został nawet Batmobil). Nie zabrakło także wzmianek o ważnych wynalazkach, tych oczywistych, jak silnik parowy, spalinowy, Diesla, kierownica, opona, jak i tych wydawałoby się mniej istotnych (tablice rejestracyjne, układ wspomagania, klimatyzacja, radio, katalizator, ABS).

„Ale jazda! Historia samochodu” Oldřich Růžička, Tomáš Pernický, Kateřina Makaloušová

To książka dla dzieci, które lubią konkretne informacje. Wszystko podano w hasłowej formie bez zbędnego „blablania”, rozbudowanej narracji. Każde zagadnienie to najczęściej tylko jedno zdanie, maksymalnie dwa (przyznaję, że złożone). Taka formuła powoduje, że brakuje trochę pogłębienia omawianych treści, bardziej zaawansowani fani czterech kółek mogą poczuć się nieco zawiedzeni. Jednak zupełni laicy i początkujący znawcy tematu znajdą tu wszystko to, co najważniejsze. Samą esencję.


„Ale jazda! Historia samochodu” Oldřich Růžička, Tomáš Pernický, Kateřina Makaloušová

Warstwa graficzna książki, za którą odpowiadali Tomáš Pernický i Kateřina Makaloušová, choć wykorzystuje wiele różnorodnych form, niczym specjalnym nie zaskakuje. Czytelnicy nie będą się jednak nudzić, autorzy stosują dość często dymki komiksowe, infografiki, stylizowane reklamy i ogłoszenia. Na każdej stronie pojawiają się dwie komentujące tekst postaci - mały chłopiec i myszka. Naszkicowane trochę od niechcenia, jak dopisek na marginesie, niby ocieplają tekst, czynią go przyjaznym dzieciom. W efekcie graficznie nie pasują do klimatu książki, wprowadzają niepotrzebny chaos. Pozostałe ilustracje i tak pełne są humoru - bardzo prostego, wyzyskującego komizm sytuacyjny i słowny, czytelnych żartów, które rozbawią przedszkolaka i dzieci w wieku wczesnoszkolnym.
„Ale jazda! Historia samochodu” Oldřich Růžička, Tomáš Pernický, Kateřina Makaloušová

„Ale jazda! Historia samochodu” Oldřich Růžička, Tomáš Pernický, Kateřina Makaloušová

„Ale auta! Odjazdowe historie samochodowe” to z kolei propozycja dla tych automaniaków, którzy preferują dłuższą narrację. I to jaką! Historia samochodów według Michała Leśniewskiego składa się z niezwykle silnie oddziaływujących na wyobraźnię niesamowitych wydarzeń, przypadków, wypadków, zbiegów okoliczności i ciężkiej pracy. Przede wszystkim jednak autor swą opowieść poświęca zdeterminowanym ludziom, fantastom, którzy idą pod prąd i realizują marzenia. Do tego grona należą między innymi Joseph Cugnot, Karl Benz (i jego żona z genialnym wręcz zmysłem marketingowym). Z drugiej strony to także opowieść o ludziach po prostu praktycznych, szukających usprawnień, nowych rozwiązań. Czy wiecie, kto wynalazł opony? Pewien irlandzki weterynarz zainspirowany jeżdżącym na rowerze z metalowymi kołami synem.


„Ale auta! Odjazdowe historie samochodowe” Michał Leśniewski, Maciej Szymanowicz

Tak jak w poprzedniej pozycji rozwój motoryzacji pokazany został chronologicznie. W tym przypadku za punkt startowy obrano pierwszy pojazd, który do poruszania się nie wykorzystywał siły mięśni zwierzęcia lub człowieka. Tragiczna (i w ujęciu Leśniewskiego nieco komiczna) historia Josepha Cugnota i jego parowego „czajnika” rozwijającego zawrotną prędkość 4 kilometrów na godzinę prowokuje do refleksji, jak rozwinęłaby się motoryzacja, gdyby feralny pokaz zakończył się sukcesem. Jak wpłynęłoby na losy świata pojawienie się protoplasty samochodu tyle lat wcześniej?
„Ale auta! Odjazdowe historie samochodowe” Michał Leśniewski, Maciej Szymanowicz

Szybciej! Jeszcze szybciej! Historia samochodu nieodłącznie wiąże się z jednym ludzkim pragnieniem - przekraczaniem granic, biciem wciąż nowych rekordów prędkości. Niespełna dziesięć lat dzieli pojawienie się samochodów na świecie i emocje związane z pierwszym (oficjalnym) wyścigiem. W książce uwzględniono więc zagadnienia związane z aerodynamiką, nowinki techniczne (dawne i dzisiejsze), kosmiczne materiały, najszybsze bolidy świata.

Fascynuje także historia samochodów popularnych, przeznaczonych dla zwykłych ludzi. Nie pojawiłyby się, gdyby nie masowa produkcja, a to umożliwiła dopiero linia produkcyjna Forda. Potem ruszyło już z górki - dość wspomnieć o słynnym garbusie czy Citroënie 2CV.
„Ale auta! Odjazdowe historie samochodowe” Michał Leśniewski, Maciej Szymanowicz

Cieszy uwzględnienie polskich realiów. Poznajemy pierwszego polskiego oficjalnego automobilistę - Stanisława Grodzkiego. Prezentowane są również nasze rodzime marki - Warszawa, Syrenka, duży i mały Fiat. Najbardziej jednak wzrusza historia samochodowej podróży dookoła świata, wyprawy, która w okresie międzywojennym naprawdę musiała rozpalać wyobraźnię tłumu. A takiego wyczynu dokonał Polak, harcerz Jerzy Jeliński.
„Ale auta! Odjazdowe historie samochodowe” Michał Leśniewski, Maciej Szymanowicz

Wartka narracja Leśniewskiego przypomina gawędę. Autor często zwraca się bezpośrednio do czytelnika, używa raczej prostego języka, a potencjalnie trudne słownictwo na bieżąco tłumaczy. Czyni to jednak na tyle umiejętnie, że tekst nie razi zbytnią infantylnością. Co więcej, książka rozpoczyna się przydatnym mini-słowniczkiem terminów nieco zapomnianych (np. welocyped, automobil, wojaż, trotuar), a kończy bibliografią przeznaczoną dla tych, którzy chcą wiedzieć jeszcze więcej.

„Ale auta! Odjazdowe historie samochodowe” Michał Leśniewski, Maciej Szymanowicz

Temat ujęto lekko, czasami z przymrużeniem oka. Autor serwuje mnóstwo anegdot, ciekawostek i wiedzy o realiach świata z początków motoryzacji. Uświadamia, że jeszcze nie tak dawno (z punktu widzenia historii człowieka) jazda samochodem wymagała sporej odwagi, krzepy i wcale nie takiej podstawowej wiedzy technicznej. Wyobraźcie sobie benzynę kupowaną w aptece, dziś już pachnące naftaliną (a raczej paliwem) wyposażenie skrzynki z narzędziami, pierwsze światła i dosłownie ręczne kierunkowskazy. Trochę śmieszą dziwni protoplaści dzisiejszych znaków drogowych, automobilowa moda z początku ubiegłego wieku, a także samochodowe gadżety dziś już trącące myszką (trąbki, maskotki, reflektory).

„Ale auta! Odjazdowe historie samochodowe” Michał Leśniewski, Maciej Szymanowicz

Jak w każdej pozycji z egmontowej serii Art, także w tej nie sposób pominąć wyklejki. To schemat drogi ze znakami. Aż korci, by wykorzystać go do zabawy resorakami. Kolejny stały punkt to samochód-wycinanka - także nadająca pozycji trochę staroświeckiego sznytu. W dalszej części klimat całej pozycji tworzą świetne ilustracje Macieja Szymanowicza. Realistyczne i jednocześnie trochę bajkowe zachwycają stylistyką retro uzyskaną nie tylko dzięki miękkiej kresce i wrażeniu głębi, ale i stonowanej kolorystyce.
„Ale auta! Odjazdowe historie samochodowe” Michał Leśniewski, Maciej Szymanowicz


-------------------------------
Którą pozycję wybrać?

W naszej domowej biblioteczce na stałe zostaną „Ale auta”. Dłuższe opowieści, wciągające, pogłębione historie stanowią ciekawszą propozycję dla dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Jednak tym, co skradło nasze serca, jest rzeczywiste i niezwykle sugestywne pokazanie, że rozwój to nie tylko sukcesy, ale i porażki. No i ten klimat retro, który aż czuć. Gdyby tylko tytuł brzmiał nieco inaczej.

„Ale jazda!”
to propozycja o zupełnie innym charakterze. To ekspresowy przegląd historii motoryzacji bez wnikania w szczegóły. Okładkowe hasło „dla małych i dużych” nie do końca odpowiada prawdzie. Pozycja sprawdzi się bowiem raczej w przypadku młodszych dzieci i tych, które preferują krótkie, zwięzłe informacje. Duży plus za bardzo szeroki kontekst historyczny i ciekawe przybliżenie podstaw samochodowej techniki. Słowem rzetelna, porządna robota, ale trochę zabrakło nam magii. Tej iskry, która pobudza wyobraźnię.

Obie książki łączy jedno - skupiają się na przeszłości. To dobrze, gdyż takie było zamierzenie autorów i taki też charakter opracowań sugerowały tytuły. To źle. Trochę więcej inspirujących informacji o przyszłości sprawiłoby, że czytelnik miałby poczucie, że historia motoryzacji wciąż na naszych oczach się tworzy, że to, jak będzie wyglądał samochód jutra, może zależeć także od małego człowieka, który dziś po prostu bawi się resorakami.

ALE JAZDA! HISTORIA SAMOCHODU
Tekst: Oldřich Růžička
Ilustracje: Tomáš Pernický, Kateřina Makaloušová
Tłumaczenie: Bogumiła Nawrot
Wydawnictwo: Bajka
Data wydania: 2016
Oprawa: twarda
Liczba stron: 32
Format/forma: midi/maksi
Sugerowany wiek: 4+

ALE AUTA! ODJAZDOWE HISTORIE SAMOCHODOWE
Tekst: Michał Leśniewski
Ilustracje: Maciej Szymanowicz
Wydawnictwo: Egmont
Seria: ART
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 88
Format/forma: midi/maksi
Sugerowany wiek: 6+

„Dzień dobry, do widzenia. Magiczny słownik antonimów”, czyli tajemnicza folia i języki obce

09 marca

„Dzień dobry, do widzenia. Magiczny słownik antonimów”, czyli tajemnicza folia i języki obce

Gdy myślę o słownikach, od razu wyobrażam sobie opasłe tomiska. Tomiszcza wypełniające szczelnie półki, odrobinę onieśmielające, oczywiście z nieodłącznym logo PWN. Wielkie, trochę nieporęczne, ale niezbędne i przydatne. Nie zastąpi ich komputerowa autokorekta. Choć ułatwia życie, czasami ślepnie, widząc przeraźliwe babole. Niestety, doświadczyłam tego osobiście 😱. Czujność uśpiona, przecież program czuwa. I pojawia się on. Byk, błąd i to w dodatku ortograficzny. Aż człowiek pragnie zapaść się ze wstydu pod ziemię. Na zawsze. Słowem słownik to słownik i już!
„Dzień dobry, do widzenia. Magiczny słownik antonimów” Delphine Chedru

Istnieją też słowniki nietypowe, których słownikowatość można poddać w wątpliwość. Nie definiują niczego, nie tłumaczą, nie grożą palcem, potykając się o niepoprawne formy, a przede wszystkim nie onieśmielają. Zapraszają za to do wspólnej zabawy i dopiero wtedy mimochodem uczą. Do takich właśnie pozycji należy „Dzień dobry, do widzenia. Magiczny słownik antonimów” wymyślony i narysowany przez Delphine Chedru. 

„Dzień dobry, do widzenia. Magiczny słownik antonimów” Delphine Chedru

Książka prezentuje dwadzieścia jeden antonimów, czyli wyrazów o przeciwstawnym znaczeniu, w trzech językach (polskim, francuskim i angielskim). Zestawiono ze sobą nie tylko pary oczywiste, takie jak między innymi mały-duży, zima-lato, nad-pod, noc-dzień, które z reguły zapełniają całokartonówki o podobnym charakterze. Pojawiają się także bardziej zaskakujące duety - uwięziony-wolny, sen-koszmar, odważny-bojaźliwy, miła-złośliwa.
„Dzień dobry, do widzenia. Magiczny słownik antonimów” Delphine Chedru

„Dzień dobry, do widzenia. Magiczny słownik antonimów” Delphine Chedru

I nie byłoby w tej pozycji nic specjalnego, gdyby nie magiczne, interaktywne ilustracje. Niby proste, z pozoru mało czytelne, ale dzięki specjalnej dwukolorowej karcie obrazy na kolejnych rozkładówkach ożywają. Przykładamy niebieską folię - psiak tonie w potokach deszczu, patrzymy przez czerwoną - kot schronił się pod parasolem. Widzimy płynący po tafli wody statek. Myk. Zmieniamy filtr i przenosimy się do podwodnej krainy. W czerwonym świecie mała myszka odważnie staje naprzeciw rekina. W niebieskim wielki słoń okazuje się być bardzo bojaźliwy. I tak dalej.
„Dzień dobry, do widzenia. Magiczny słownik antonimów” Delphine Chedru

Bawimy się formą, a przy okazji poznajemy i utrwalamy słowa. Brakuje jedynie zapisów fonetycznych obcojęzycznych wyrazów. Bardzo ułatwiłyby lekturę nie tylko samodzielnym małym czytelnikom, ale i niektórym rodzicom. Przyznaję, że zawsze sprawia mi kłopot prawidłowa wymowa francuska.
„Dzień dobry, do widzenia. Magiczny słownik antonimów” Delphine Chedru

Niech Was nie zwiedzie dość prosta formuła. „Dzień dobry, do widzenia” świetnie sprawdzi się nie tylko w przypadku przedszkolaków, ale i sprawi frajdę dzieciom w wieku szkolnym (testowane).  Nauka języków obcych nie musi być nudna. W tym przypadku jest prawie niezauważalna, dwukolorowa, wciągająca i bez dwóch zdań magiczna.


DZIEŃ DOBRY, DO WIDZENIA. MAGICZNY SŁOWNIK ANTONIMÓW
Tekst i ilustracje: Delphine Chedru
Tłumaczenie: Katarzyna Pałysa
Wydawnictwo: Wytwórnia
Data wydania: 2015
Oprawa: twarda
Liczba stron: 46
Format/forma: maksi
Rekomendowany wiek: 4+

„Złota klatka", czyli przepych, nienasycenie i przejmująca samotność

06 marca

„Złota klatka", czyli przepych, nienasycenie i przejmująca samotność


Wszystko zaczyna się od iście królewskiej okładki - zarówno fascynacja niesamowitymi, niemal barokowymi w swym przepychu obrazami Carlla Cneuta, jak i zaciekawienie opowieścią Anny Castagnoli o smutnej dziewczynce w dziwnym  kapeluszu. O dziecku zagubionemu wśród gigantycznych ptaków, przytłoczonemu ich rozmiarem.
„Złota klatka, czyli prawdziwa historia księżniczki czystej krwi” Carll Cneut, Anna Castagnoli

Perspektywa interpretacyjna zmienia się jednak diametralnie, gdy poznajemy właściwą narrację. „Złota klatka, czyli prawdziwa historia księżniczki czystej krwi” to bowiem przejmująca, smutna i przerażająca poetycka baśń o dziecku-potworze. Krótkie metaforyczne studium nienasycenia, niespełnienia, obezwładniającej samotności, która niesie jedynie cierpienie.

„Złota klatka, czyli prawdziwa historia księżniczki czystej krwi” Carll Cneut, Anna Castagnoli
Już z pierwszego akapitu dowiadujemy się, że główna bohaterka, Walentyna, córka cesarza, była nie do zniesienia. Z każdą kolejną stroną to określenie wydaje się być nadużyciem, zbyt dużym eufemizmem. Walentyna to nieznośna, okrutna, rozkapryszona dziewucha (możecie dodać chyba wszystkie epitety, którymi określamy wredne i zepsute dziecko - będą pasowały). Niestety dysponuje ona niczym nieograniczoną władzą. Ma wszystko, o czym zamarzy, i chce jeszcze więcej i więcej. Wymaga niemożliwego, a otoczenie posłusznie stara się spełnić jej żądania. Ze strachu, dla świętego spokoju. Niezaspokojenie nierealnych zachcianek córki cesarza skutkuje jednym - śmiercią. Walentyna zna magiczne słowo podporządkowujące jej otoczenie. I nie jest to proszę czy przepraszam, ale CIACH. Wyrok. Głowy lecą przez cały czas. Czaszki poniewierają się wśród ogrodowych pnączy. 

„Złota klatka, czyli prawdziwa historia księżniczki czystej krwi” Carll Cneut, Anna Castagnoli

Walentyna przede wszystkim obsesyjnie pożąda ptaków. Kolekcjonuje je w swoim ogrodzie. Początkowo klatki pałacu zamieszkują odmiany po prostu egzotyczne, z czasem wymagania dziewczynki rosną, żąda gatunków, które najzwyczajniej w świecie nie istnieją. Zatraca się w tej gonitwie za fantazją, a konsekwencje jej uzależnienia ponoszą wszyscy. Otoczenie, słudzy i wreszcie ona sama. Cały pałac „poczerwieniał od krwi i popadł w ruinę”. Dziewczynka zachowuje się jak nałogowiec w ciągu, napędzany jedną jedyną myślą. Złota klatka musi zostać zapełniona.


„Złota klatka, czyli prawdziwa historia księżniczki czystej krwi” Carll Cneut, Anna Castagnoli

Jeśli skupimy się tylko na tekście, zachowanie księżniczki zdaje się nie mieć żadnego wytłumaczenia (poza nieobecnością rodziców lub kogokolwiek innego, kto wyznaczyłby granice). Czytelnik widzi po prostu okrutną, psychopatyczną bohaterkę, która nie wykazuje ani krzty empatii. Nic. Zero. To ktoś, kto wywołuje w nas obrzydzenie.
„Złota klatka, czyli prawdziwa historia księżniczki czystej krwi” Carll Cneut, Anna Castagnoli


Jednak ilustracje dopowiadają historię. Walentyna przedstawiona na spektakularnych obrazach Carlla Cneuta budzi współczucie. Widzimy przerażone dziecko, nieszczęśliwe i samotne. Artysta świetnie oddał zmiany nastroju dziewczynki. Przygarbiona, ze spuszoną głową, z nieobecnym wzrokiem wydaje się być stara, zmęczona. Gdy dostaje zadanie, cel, będący jednocześnie pierwszym wyraźnym sprzeciwem wobec jej zachowania, jej sylwetka się zmienia, staje się lżejsza, plecy się prostują.

Walentyna to po prostu mały człowiek, któremu czegoś w życiu dotkliwie brakuje i obsesyjnie stara się tę pustkę wypełnić jakimkolwiek substytutem. Czym jest ten brak? Możemy się tylko domyślać. Może jakimś tropem jest właśnie pusta złota klatka ofiarowana jej na urodziny przez ojca. Może. A może raczej chodzi o ptaka, który nie gada bezmyślnie, ale rozmawia i (z)rozumie. Kto wie.

„Złota klatka, czyli prawdziwa historia księżniczki czystej krwi” Carll Cneut, Anna Castagnoli

Tego typu możliwych ścieżek interpretacyjnych znajdziemy w tej książce mnóstwo. Jest ona bowiem już od okładki i znaczącego tytułu nasycona dość prostą, choć niebanalną symboliką i to nie tylko w warstwie tekstowej, ale przede wszystkim graficznej. Niemal każda rozkładówka to pełen malarskiego rozmachu i niesamowitej wyobraźni obraz niosący treść. Wielkie, przytłaczające ptaki, zachowujące się niemal jak stalkerzy, strażnicy, czaszki ukryte w tajemniczym, nieco przygnębiającym ogrodzie, wypełnione przedmiotami i jednocześnie przerażająco puste pałacowe pokoje przeplatają się z ilustracją imitującą dziecięcą kreskę oddającą wewnętrzny świat pragnień, parakomiksową wstawką wprowadzającą dynamiczne odcięcie, a nawet niemal pustymi stronami, na których pierwsze skrzypce gra światło. Dodajmy do tego nietypową typografię i fragmenty tekstu (czasami wypowiedzi Walentyny, innym razem narratorki) imitujące dziecięce odręczne pismo.
„Złota klatka, czyli prawdziwa historia księżniczki czystej krwi” Carll Cneut, Anna Castagnoli

Jak zinterpretować tytuł tej pozycji, kto tak naprawdę znajduje się w złotej klatce? Czy rzeczywiście ptaki? Czy Walentyna? Czy jeszcze ktoś inny? Kogo można nazwać więźniem, a kogo strażnikiem? Baśń nie przynosi jednoznacznych odpowiedzi. Wszystko zależy od wiedzy, doświadczenia i wrażliwości odbiorcy. Podobną funkcję pełni nietypowe otwarte, a raczej wariantywne  jej zakończenie. Czy szczęśliwe? Być może. Jednak klimat tej opowieści przywołuje smutne  i nostalgiczne baśnie pióra Andersena, w których dobro niekoniecznie wygrywa.

„Złota klatka” to baśń nie dla każdego dziecka. Sporo tu okrucieństwa, lecz dzięki baśniowej, nieco groteskowej konwencji staje się ono raczej umowne. Problemem w przypadku młodszych dzieci może być raczej brak przestrzeni dla prostej interpretacji, miejsca, w którym można się schronić, jeśli historia wzbudzi zbyt duże emocje nie do przepracowania w tej chwili. Bo o czym traktuje ta książka na podstawowym poziomie? O nieznośnym, okrutnym dziecku. I tyle. A rzeczywistość okazuje się dużo bardziej złożona. Przeczytajcie „Złotą klatkę” ze starszym dzieckiem (8+), dajcie nastolatkowi. A przede wszystkim sami odkryjcie świat oszałamiających obrazów i niezwykle trudnych pytań. 


ZŁOTA KLATKA, CZYLI PRAWDZIWA HISTORIA KSIĘŻNICZKI CZYSTEJ KRWI
Tekst: Anna Castagnoli
Ilustracje: Carll Cneut
Tłumaczenie: Wioletta Gołębiewska
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Data wydania: 2016
Liczba stron: 48
Oprawa: twarda
Format/forma: maksi
Sugerowany wiek: 6+ (według wydawcy), 8+ (według Mamobaba)

Copyright © 2017 Mamobab czyta