„Mat i świat”, czyli świat jest piękny (mimo wszystko)

23 lipca

„Mat i świat”, czyli świat jest piękny (mimo wszystko)


Misie w literaturze dziecięcej często podróżują. Czasami po prostu przeżywają jakieś mniej lub bardziej barwne przygody, innym razem los rzuca je to tu, to tam, by nawiązały nowe przyjaźnie. Z reguły wędrówki te są radosne i beztroskie. Zdarza się jednak, że historie pluszaków pokazują coś jeszcze, coś więcej, jakąś prawdę o świecie. Niekiedy bardzo trudną, pozornie nie dla dzieci. I nie zmieni tego uroczy misiek w roli głównego bohatera. I tak boli.

Do takich książek należy „Mat i świat” Agnieszki Suchowierskiej, historia, która dzięki ciepłym ilustracjom Tomasza Kaczkowskiego na pierwszy rzut oka wydaje się pogodna, raczej wesoła. Taka, jakich wiele. Owszem jest miło, ale sympatyczny bohater poznaje różne oblicza współczesności. Miłość i odrzucenie. Bogactwo i biedę. Akceptację i wykluczenie. Nadmiar i brak.

„Mat i świat” Agnieszka Suchowierska, Tomasz Kaczkowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej


Tytułowy Mat przyszedł na świat w sposób typowy dla większości otaczających nas dziś rzeczy, czyli w chińskiej fabryce. Ometkowany, zaklasyfikowany do klasy produktów luksusowych w kontenerowcu rusza w daleką podróż. Znów jak większość przedmiotów wokół nas, nie tylko tych z wyższej półki. Dalsze losy to historia upadku, powolnego spadania coraz niżej i niżej na konsumenckiej drabinie dóbr pożądanych, od luksusowej rezydencji w zamożnej Holandii aż do poziomu wysypiska. Brzmi strasznie, ale wbrew pozorom nie jest to opowieść przygnębiająca, pesymistyczna. Pierwsza warstwa to bowiem po prostu wciągająca historia przygodowa. Ciekawa, angażująca czytelnika, trochę zabawna, trochę poważna. Typowa. Dopiero to, co skrywa się głębiej, podtekst, skłania nas dorosłych do momentami bolesnych przemyśleń i stanowi świetny punkt wyjścia do rozmowy z dziećmi na tematy, których z reguły unikamy. Bo nie dla dzieci, bo sami mamy trochę grzechów konsumpcjonizmu na sumieniu, bo to za trudne i za smutne. Bo po co?

„Mat i świat” Agnieszka Suchowierska, Tomasz Kaczkowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej


W tym przypadku warto zaufać autorce, która potrafiła połączyć optymistyczny mimo wszystko klimat z trafionymi w punkt (z reguły) diagnozami słabości współczesnego świata. Choć wydaje się to niemal niemożliwe, to jednak da się w sposób przystępny, czytelny i atrakcyjny dla małego odbiorcy, bez zbędnego straszenia i grożenia palcem pisać o sprawach tak trudnych jak nierówności społeczne, różnice w zamożności, skrajna bieda, ograniczony dostęp do edukacji, bezmyślny konsumpcjonizm, wręcz niewolnicza praca (także dzieci). Suchowierska z dużym wyczuciem porusza nawet  kwestie tak delikatne jak różnice religijne i kulturowe. Słowem, miś w trakcie swojego życia poznaje współczesną rzeczywistość z całą jej różnorodnością - tą dobrą i tą złą.

„Mat i świat” Agnieszka Suchowierska, Tomasz Kaczkowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej


Ujmuje charakter Mata. To klasyczny miś, trochę gapowaty, niezdarny, naiwny, ale pozytywnie nastawiony wobec świata. Niepoprawny optymista, który po prostu szuka kogoś, kto go pokocha. Nie sposób też obojętnie przejść obok pozostałych postaci. Wszystkie budzą emocje, ciekawią. Do moich faworytów należą szczur Artur i odrobinę egzaltowana bardzo luksusowa suknia wieczorowa.

„Mat i świat” Agnieszka Suchowierska, Tomasz Kaczkowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej

Niestety, przeszkadzają pewne uproszczenia, które stosuje autorka. Po pierwsze historia byłaby prawdziwsza, bliższa, gdyby opowiadała o zwykłym misiu. Takim ze średniej półki, z normalnego sklepu. Pluszaku, który funkcjonuje w świecie dziecka. Miś luksusowy trochę oddala problem. Podobnie zresztą jak odwołanie się do stereotypu bogatego zachodu, który bezmyślnie konsumuje. To zdejmuje odpowiedzialność z nas, przenosi ją do abstrakcyjnego gdzieś. Problem jednak istnieje wokół nas, tu na naszym podwórku. Dotyczy i zamożnych ludzi kupujących ekskluzywne dobra, i wszystkich Kowalskich kupujących kolejną bluzkę w sieciówce, następną zbędną rzecz. I mnie, i moich dzieci. Wszyscy konsumujemy, czasami bez większej refleksji.


„Mat i świat” Agnieszka Suchowierska, Tomasz Kaczkowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej


Mimo trudnej, niewygodnej tematyki książkę przepełnia optymizm. Mat cieszy się nawet z rzeczy małych, we wszystkim stara się znaleźć dobre strony i wciąż zachwyca się pięknem świata i jego różnorodnością. Zazdroszczę mu tego nastawienia. Też tak chcę. Ale najbardziej wzrusza jego empatia i wrażliwość. To miś, który nikogo nie ocenia, nie liczą się dla niego pieniądze, pochodzenie, wyznanie. Ważne jest uczucie, istotna jest przyjaźń. Podstawowe wartości. Pokazujmy je dzieciom.

W „Macie i świecie” znajdziecie piękny język, wartką akcję, ciekawe ilustracje, staranne wydanie i przede wszystkim emocje, wzruszenie i ważne przesłanie. Nic dziwnego, że książka uzyskała zaszczytny tytuł Książki Roku 2015 Polskiej Sekcji IBBY. Czytajcie, myślcie i rozmawiajcie.


MAT I ŚWIAT
Tekst: Agnieszka Suchowierska
Ilustracje: Tomasz Kaczkowski
Data wydania: 2015
Liczba stron: 64
Oprawa: twarda
Format / forma: midi
Sugerowany wiek: 5+


„Czarna książka”, czyli strach ma wielkie oczy

21 lipca

„Czarna książka”, czyli strach ma wielkie oczy

Była czarna, czarna góra. 
A na tej czarnej, czarnej górze
czarny, czarny las...

Dziś na blogu książka zapowiedź czegoś, co kryje się gdzieś w mroku, historia kreowania atmosfery, opowieść o budowaniu napięcia. W „Czarnej książce” Rita Kaczmarska bawi się z czytelnikiem klasyczną baśniową konwencją, tworzy klimat odzwierciedlający wpisany w ludzkie doświadczenie lęk przed nieznanym. Nic tu nie jest podane wprost, poziom strachu zależy tylko od nas samych, od siły naszej wyobraźni.

„Czarna książka” Rita Kaczmarska Wydawnictwo Dwie Siostry

Każda rozkładówka to kolejna dawka napięcia i krok ku temu, by czający się w mroku strach przegonić. To wędrówka w ciemności, nocna wyprawa, podczas której nawet własny dom wydaje się być pełnym tajemnic zamczyskiem. Jak z romantycznej powieści grozy, jak z opowieści snutej przy ognisku (ach, te obozy). Boimy się przejść do następnej strony, czujemy dyskomfort, racjonalna część naszej osobowości krzyczy STÓJ, ale nurt narracji i zwykła ludzka ciekawość zmuszają nas do tego, by iść dalej. Pogrążamy się coraz bardziej w cień, by dojść do zaskakującego, przewrotnego i zabawnego finału.

„Czarna książka” Rita Kaczmarska Wydawnictwo Dwie Siostry


Brzmi przerażająco? Nie bójcie się. To książka skrojona pod dziecięcą wyobraźnię, którą śmiało można czytać już z trzylatkiem. To przygoda, która choć wydaje się straszna i nieodpowiednia dla maluchów, jest częścią ich codzienności. Dawno temu, gdy moje dzieci zaczynały odkrywać świat, wieczorową porą oswajaliśmy ciemność znanym literackim cytatem czytanym z odpowiednią emfazą. „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Co to będzie, co to będzie?”. Było to, co dzieci chciały zobaczyć. Tylko tyle i aż tyle. 


„Czarna książka” Rita Kaczmarska Wydawnictwo Dwie Siostry

Napięcie budowane jest w dwóch współgrających ze sobą harmonijnie warstwach. Prosty, wykorzystujący powtórzenia tekst nawiązujący do klasycznej dziecięcej wyliczanki stanowi pierwszą z nich. Idealny do czytania na głos, w odpowiedniej modulacji i scenografii (polecam półmrok) swój potencjał odkrywa w zderzeniu z nieszablonowymi ilustracjami dalekimi od zazwyczaj spotykanych w książkach dla dzieci. 

„Czarna książka” Rita Kaczmarska Wydawnictwo Dwie Siostry

Ta nietypowość zaczyna się już na poziomie kolorystyki ograniczonej do głębokiej czerni tła i szarości elementów mrocznej przestrzeni. Przełamuje ją jedynie cień - niejednoznaczny, prowokujący wyobraźnię. Czytelnik czuje się jak na planie horroru, gdzie najbardziej mrozi krew w żyłach samo napięcie i to, czego nie widać. W czerni wszystko wydaje się być bardziej straszne, ciemność to tajemnica, mrok to potencjalne niebezpieczeństwo.

„Czarna książka” Rita Kaczmarska Wydawnictwo Dwie Siostry


Wszystkie elementy przestrzeni pozostały niedookreślone, przy czym zachowana została dziecięca perspektywa. Wielkie drzwi, ogromna dziurka od klucza wypełniają całe kadry, drzewa przytłaczają. Ciemny korytarz, zagracony strych, stara szafa intrygują na tyle, by przełamać lęk i iść dalej. Detale giną w mroku, to czytelnik decyduje, co zobaczy, a przede wszystkim jak zinterpretuje to, co kryje cień. Autorka nie idzie przy tym na skróty, niczego nie ułatwia, traktuje odbiorcę swego dzieła poważnie.

„Czarna książka” Rita Kaczmarska Wydawnictwo Dwie Siostry
Zdaję sobie sprawę, że „Czarna książka” może budzić zdziwienie i ze względu na treść, i formę. Zdarzają się dzieci, które po prostu w pewnym wieku panicznie boją się bać. Znam taki egzemplarz. Pamiętam jednak pewną małą dziewczynkę świadomie wybierającą książki, w których ten lęk mogła oswoić i przetrawić w kontrolowanych warunkach, w bezpiecznym otoczeniu. I taka właśnie jest „Czarna książka”, emocjonująca, pełna tajemnicy pozycja pokazująca, że strach ma wielkie oczy. Nie wprost, ale ufając sile wyobraźni czytelnika. Co więcej, autorce udało się stworzyć rzecz uniwersalną, w której każdy, niezależnie od tego, ile ma lat, może zajrzeć w głąb siebie, zmierzyć się z własnymi lękami i ograniczeniami. I z tym, co czai się w starej szafie.


CZARNA KSIĄZKA
Tekst i ilustracje: Rita Kaczmarska
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Data wydania: 2018
Oprawa: twarda
Liczba stron: 40
Format / forma: kwadratowy artbook
Sugerowany wiek: 3+

„Opowieści straszne i niestraszne”, czyli smoki, rycerze, kosmici, plaże i zwykłe sprawy

12 lipca

„Opowieści straszne i niestraszne”, czyli smoki, rycerze, kosmici, plaże i zwykłe sprawy


Remonty czasami przypominają wykopaliska. Przenosisz tony książek z miejsca na miejsce, przekładasz z kupki na kupkę, aż tu nagle jakiś zapomniany tytuł z tylnego rzędu przyciąga twoją uwagę. Tym razem były to „Opowieści straszne i niestraszne” Cornelii Funke, które towarzyszyły nam w wakacyjne wieczory dobrych kilka lat temu. Miłe wspomnienia, ale powtórnej lekturze towarzyszyło lekkie rozczarowanie. Warto jednak przypomnieć ten zbiór, gdyż w części opowiadań Funke po raz kolejny udowadnia, że zasługuje na tytuł mistrzyni tworzenia fantastycznych światów.

„Opowieści straszne i niestraszne” Cornelia Funke, Egmont,

Zbiór trzydziestu krótkich, mało skomplikowanych opowiadań to kompilacja pięciu oryginalnych tomików, które ukazały się w latach 90. na rynku niemieckim. Z jednej strony to atut. Otrzymujemy książkę, w której dosłownie każdy znajdzie coś dla siebie, niezależnie od preferencji czytelniczych. Twoje dziecko lubi realistyczne opowieści o dziecięcych przyjaźniach i problemach? Proszę bardzo. Twój przedszkolak woli jednak zanurzyć się w świat fantastycznych smoków i walczących z nimi rycerzy? Nie ma sprawy. Potrzebna odrobina kontrolowanego strachu? Przecież już sam tytuł sugeruje, że znajdziecie tam delikatny dreszczyk emocji. Wydawałoby się, że to idealna propozycja wakacyjno-wyjazdowa. Jeden tom (średniej wielkości), mnóstwo zróżnicowanej treści. W sam raz do walizki.

„Opowieści straszne i niestraszne” Cornelia Funke, Egmont,

Niestety, jedna decyzja redakcyjna spowodowała, że książka wydaje się być chaotyczna, nierówna. Teksty wymieszano bowiem ze sobą dość przypadkowo, choć widać próbę ich usystematyzowania poprzez zastosowanie ikonek w dolnej części poszczególnych stron. Cóż, to nie wystarcza, szwy są zbyt toporne.

„Opowieści straszne i niestraszne” Cornelia Funke, Egmont,T

Przede wszystkim teksty znacznie różnią się między sobą poziomem. Najsłabiej (lecz nadal poprawnie i z pewnym urokiem) wypadają realistyczne historie z życia, w tym cykl plażowy. Raczej przewidywalne, wyzyskujące w większości przypadków jeden schemat niczym nie zaskakują, momentami przypominają raczej szkic, na szybko spisany koncept, a nie skończone dzieło. I może dobrze. Funke świetnie wyczuwa, co w duszach młodszych gra, w prostych opowieściach oswaja dziecięce lęki i strachy. Czasami wręcz daje gotowe recepty, z których najważniejsza zawsze jest przyjaźń. To ona sprawia, że można tworzyć dające siłę dziecięce koalicje i to zarówno, by miło spędzić czas na plaży, jak i by dogadać się z nowym ojczymem. Dzięki takiej niemal szkicowej formie przekaz (miejscami w starym stylu lekko dydaktyczny) będzie czytelny nawet dla najmłodszych dzieci.  

* Z recenzenckiego obowiązku nadmienię, że przedstawione scenki mogą budzić konsternację niektórych rodziców, gdyż trochę nie przystają do współczesnych metod wychowawczych (te dzieci pozostawione same sobie, ci nieodpowiedzialni lub nieobecni rodzice).  Szczerze jednak mówiąc, kilka lat temu (i nadal) zupełnie nie przeszkadzało to ani mnie, ani małoletnim odbiorcom.  

„Opowieści straszne i niestraszne” Cornelia Funke, Egmont,

Dużo lepsze wrażenie wywierają kameralne, niemal intymne opowiastki odwołujące się do nie tylko dziecięcej wrażliwości, jak choćby prościutka, ale skutecznie wyciskająca łzy, historia psa oczekującego w schronisku na nowego dwunoga, wzruszające relacje pomiędzy kurą, pisklakami, babcią i wnuczką czy wuj Albert i jego wielka miłość do much. Ciepłe i mądre opowiadanie o przygodzie ze słonicą niestety w moich oczach dyskwalifikuje miejsce akcji. Cyrk ze zwierzętami.

„Opowieści straszne i niestraszne” Cornelia Funke, Egmont,

Najciekawsze, najbardziej zajmujące są fantastyczne historie, w których autorka bestsellerowej „atramentowej” trylogii po raz kolejny udowadnia, że jej wyobraźnia nie ma granic. Czego tu nie ma. Duchy, rycerze, smoki, pożeracze książek, zmiennokształtni nauczyciele i silne dziewczyny, które nie dają sobie w kaszę dmuchać. W przeciwieństwie do przewidywalnych opowiadań realistycznych tutaj autorka w każdym przypadku odchodzi od schematów, przekształca znane wzorce, bawi się stereotypami i tworzy nową rzeczywistość, w której smoki okazują się być znudzone natrętnymi rycerzami, dziewczyny ratują książąt i wcale nie chcą ich ręki. Dominuje lekkość, humor i dowcip, nawet gdy gdzieś w podtekście uważny czytelnik odnajdzie trudne tematy i kłopotliwe emocje. Na przykład grasującą nocną porą lodówkową paskudę. Słowem, jest świetnie, ponadczasowo. Dla tych historyjek naprawdę warto sięgnąć po ten tomik.

„Opowieści straszne i niestraszne” Cornelia Funke, Egmont,


Całość napisana jest klasycznym, prostym językiem, choć w kilku miejscach pojawiają się drobne zgrzyty, niezręczności stylistyczne. Przykładowo trochę śmieszy, gdy język stylizowanych na dawne legendy historii przenika do na wskroś współczesnego cyklu plażowego i mała dziewczynka musi się przeciskać przez ciżbę wylegującą się na piasku.

„Opowieści straszne i niestraszne” Cornelia Funke, Egmont,

Całość wzbogacają ilustracje autorki - klasyczne, dość zachowawcze, ale pełne retro uroku. Duży plus to również staranne, eleganckie wydanie, w tym gruba, twarda oprawa ze stylowym płóciennym grzbietem, mięsisty, gruby papier. Początkujący samodzielni czytelnicy docenią także dość sporą czcionkę i przyzwoite marginesy i interlinie. 
„Opowieści straszne i niestraszne” Cornelia Funke, Egmont,


Dwuznaczny tytuł „Opowieści straszne i niestraszne” dobrze oddaje charakter książki, która strach próbuje oswoić, grozę rozbroić, złe emocje uspokoić. Nie do końca sprawdziło się jedynie wymieszanie historii wyzyskujących różne konwencje literackie w jednym tomie, ale ma to również dobre strony. Opowiadania ze świata rycerzy, smoków i innych stworów i potworów polecam bez żadnych wątpliwości. Wśród tych bardziej realistycznych znajdziecie i takie, które zapadają w pamięć na długo, i takie, których po przeczytaniu raczej się nie będziecie dłużej pamiętać. Cóż, taka już chyba natura zbiorów opowiadań.

Wszystkie opowieści bez wyjątku dobrze się sprawdzą podczas wspólnego czytania z dziećmi. Krótko, konkretnie, na temat, w sam raz.


OPOWIEŚCI STRASZNE I NIESTRASZNE
Tekst i ilustracje: Cornelia Funke
Tłumaczenie: Izabella Korsak
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 2008
Liczba stron: 200
Oprawa: twarda
Format/forma: dość grube midi
Sugerowany wiek: 5+



Copyright © 2017 Mamobab czyta