„Pustelnik”, czyli wakacje, E.T. i kraby

22 lipca

„Pustelnik”, czyli wakacje, E.T. i kraby

Wakacje na skraju świata, w miejscu, w którym nic się nie dzieje, czas płynie powoli, a telewizja odbiera jedną stację. Kilka dni (tygodni?) spędzonych u babci mieszkającej w innej rzeczywistości, gdzieś nad fiordem w północnej Norwegii. To  historia prosta, trochę niedzisiejsza i wbrew pozorom bardzo prawdziwa. To właśnie „Pustelnik” Martina Ernstsena, komiks, do którego wracamy każdego lata. Dzieciaki pewnie z przyzwyczajenia, bo matka wyjęła z półki. Dla mnie to lektura trochę sentymentalna, przypominająca o tym, jak to niegdyś bywało. 

„Pustelnik” Martin Ernstsen, Centrala, komiks

Wiele się mówi o dobroczynnym wpływie zwykłej nudy na ludzką kreatywność, na rozwój dziecka. Opowieść przedstawiona w „Pustelniku” to świetny dowód na prawdziwość tej teorii. Gdyby nie nuda, nic specjalnego by się nie wydarzyło. Czas byłby zwykły, niczym by się nie różnił (poza otoczeniem) od codzienności. Zniknęłaby cezura pomiędzy tym, co rutynowe, a wakacyjną magią.

Autor świetnie pokazuje próby odnalezienia się chłopca w babcinej rzeczywistości, w której brakuje klasycznych zapychaczy czasu. Tych łatwych, na wyciągnięcie ręki, niewymagających żadnego wysiłku. Bohater snuje się, pstryka z nadzieją w przyciski na pilocie, patrzy za okno, leniwie buja się w fotelu. Słowem wciąż poszukuje czegoś, czegokolwiek, co wypełni kolejne godziny.


„Pustelnik” Martin Ernstsen, Centrala, komiks


I w końcu znajduje pożywkę dla własnej wyobraźni, dzięki której wakacje u babci okazują się, choć nic tego nie zapowiada, czasem szczególnym. W pewnym momencie ekscytujące okazuje się już samo grzebanie, odkrywanie drobnych tajemnic wybrzeża, poszukiwanie skarbów w starym domu i w stodole, wykorzystywanie niby-zwykłych elementów rzeczywistości do kreowania przygody, a nawet budowania relacji z babcią. 
„Pustelnik” Martin Ernstsen, Centrala, komiks


Wręcz archetypiczna postać babci ujmuje. Siwa, w fartuszku, gotuje (jak to babcia) najlepiej na świecie, celebruje poobiednią herbatę (lub kawę) z ciastem, a w jej domu roznosi się zapach świeżo upieczonego chleba (archetyp do kwadratu).

Jej relacja z wnukiem jest pełna ciepła, choć starsza pani nie narzuca się. Widać za to, że doskonale rozumie chłopca, wie, czego dziecku brakuje. Już od samego początku tworzy odpowiedni klimat do dalszych wydarzeń, dyskretnie współuczestniczy w jego na wpół fantastycznej przygodzie, podsuwa pomysły, a nawet inicjuje niektóre zdarzenia. Przede wszystkim swoją obecnością uwiarygadnia wszystko to, co się stało, i to zarówno w sferze realnej, jak i w zabawie, wyobraźni. Dzięki niej oba światy przenikają się wzajemnie, łączą w jedną spójną całość wypełnioną treścią. Niestety, nie jest ona dostępna dla niewtajemniczonych. To, co wydarzyło się na wakacjach, pozostaje na wakacjach. Nie da się o tym opowiedzieć postronnym. Bo jak? „Pustelnik” to bowiem między innymi opowieść o ponadpokoleniowym porozumieniu. Intymnym, bardzo prywatnym.
„Pustelnik” Martin Ernstsen, Centrala, komiks

Historia przedstawiona w komiksie dotyka również problemu samotności, potrzeby kontaktu, relacji z drugim człowiekiem, nawet w przypadku zatwardziałych domatorów czy ludzi żyjących w pojedynkę, bo tak potoczył się ich los. Na takie też tropy interpretacyjne wskazuje już wieloznaczny tytuł, odnoszący się zarówno do konkretu, kraba pustelnika, jak i metaforycznie do innych bohaterów, babci, która żyje na co dzień jak eremitka, i wnuka, który z samotnością mierzy się pewnie pierwszy raz.
„Pustelnik” Martin Ernstsen, Centrala, komiks

Kreska Ernstsena początkowo wydawała mi się nieco dziwaczna, nieprzekonująca. Jednak po lekturze zmieniłam zdanie. Jest w niej jakaś niedzisiejszość, przytulność uzyskana także przez nieoczywiste, lekko rozmyte, ale jednocześnie intensywne barwy trochę przypominające stare filmy w technikolorze.
„Pustelnik” Martin Ernstsen, Centrala, komiks

Efektu dopełnia niezwykle czytelne kadrowanie oraz przemyślana kompozycja całej opowieści. Pierwsza i ostatnia scena przedstawiająca samochód, wyjątkowo na tle innych wyodrębniona, podkreśla szczególność wakacji spędzonych z babcią, kieruje uwagę czytelnika na zamkniętą klamrą historię dziejącą się wyłącznie tu i teraz. Wszystko, co poza, jest bowiem mało ważne.

„Pustelnik” Martin Ernstsen, Centrala, komiks

Komiks Ernstsena może być również odczytywany jako zapis pewnych wydarzeń z życia autora, a przede wszystkim towarzyszących im emocji, takiej wdrukowanej, przetworzonej i zmitologizowanej pamięci dzieciństwa. Autor nie pisze o tym wprost, ale podrzuca choćby trop w postaci nastrojowego czarno-białego zdjęcia chłopca z wiaderkiem. I ten zmultiplikowany E.T. Nie jako osobiste wspomnienie, ale jako łącznik z doświadczeniem pokolenia 'pomiędzy', z rodzicami.

Zdaję sobie sprawę, że z perspektywy współczesnych dzieci (w tym niestety moich) nuda to rzadkie zjawisko. Taka nuda, w której drzemie kreatywny potencjał. Dziś nawet babcia mieszkająca na końcu świata zazwyczaj ma ze sto kanałów w TV i Internet. Zapychacze czasu. A może być tak jak w „Pustelniku”, z korzyścią i dla tych starszych, i dla młodszych.

P.S. Dodatkowy bonus to ukryte pod skrzydełkami morskie żyjątka. 

PUSTELNIK
Scenariusz i rysunki: Martin Ernstsen
Tłumaczenie: Katarzyna Tunkiel
Wydawnictwo: Centrala
Data wydania: 2013
Seria: Centralka
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 56
Format/forma: komiksowe midi
Sugerowany wiek: 5+, dla dorosłych, którzy wychowali się w czasach, gdy królował E.T.

„Monumentalne. Cuda i rekordy architektury”, czyli fascynujące konstrukcje i budowle

17 lipca

„Monumentalne. Cuda i rekordy architektury”, czyli fascynujące konstrukcje i budowle

„Monumentalne. Cuda i rekordy architektury” to kolejna książka z kategorii taka duża, że nie mieści się na żadnej standardowej półce. W tym przypadku gigantyczny format jest jednak w pełni uzasadniony. To wielka pozycja o naprawdę wielkich konstrukcjach. Treści w niej również ogrom, choć to tylko 44 strony.  
„Monumentalne. Cuda i rekordy architektury” Sarah Tavernier,  Alexandre Verhille, Dwie Siostry

Autorzy Sarah Tavernier i Alexandre Verhille postanowili przybliżyć (nie tylko) młodszym czytelnikom najbardziej znane, najsłynniejsze lub w jakiś sposób zadziwiające, nietuzinkowe obiekty architektoniczne z całego świata. Wybrali, całkiem słusznie, formułę atlasu, dzięki której udało się pokazać maksimum informacji przy minimalnej liczbie słów. To dobrze, gdyż głód wiedzy najbardziej ciekawskich może zostać w pełni zaspokojony. To źle, gdyż niektórzy czytelnicy mogą się poczuć trochę zagubieni i przytłoczeni. Tak było w przypadku moich dzieci. 

„Monumentalne. Cuda i rekordy architektury” Sarah Tavernier,  Alexandre Verhille, Dwie Siostry
Sam układ książki jest niezwykle przejrzysty i czytelny. Wędrujemy po kolei po pięciu kontynentach i poznajemy ich architektoniczne skarby. Każdy z nich został rozpisany w sposób typowy dla atlasów geograficznych. Zaczynamy od planszy ogólnej, na której umieszczono mapę z zaznaczonymi elementami (miniaturami) szerzej omówionymi na kolejnych rozkładówkach (każda z odnośnikiem) oraz podstawowe informacje o danej części świata (liczba państw i mieszkańców, w tym procentowy udział w populacji całego globu, obowiązujący czas, powierzchnię, gęstość zaludnienia, średnie temperatury). Na następnych stronach prezentowane są już bardziej szczegółowe informacje i przykłady wyjątkowych konstrukcji.

„Monumentalne. Cuda i rekordy architektury” Sarah Tavernier,  Alexandre Verhille, Dwie Siostry

Pokazano tu niemal wszystko: zamki i pałace, kościoły, cerkwie, meczety i inne świątynie, wieżowce i rzeźby, pomniki, budynki użyteczności publicznej i ośrodki kultury (teatry, opery), wieże telewizyjne i mosty, zabytki i stadiony. W sumie czytelnik może poznać aż sto osiemdziesiąt niezwykłych budowli z aż osiemdziesięciu krajów całego świata, w tym polską reprezentację, czyli warszawską starówkę i szczecińską filharmonię.
„Monumentalne. Cuda i rekordy architektury” Sarah Tavernier,  Alexandre Verhille, Dwie Siostry

Kryteria doboru także są bardzo różnorodne. O wyjątkowości danej perły architektury decydowała sama jej wielkość lub zastosowanie jakiejś konstrukcyjnej innowacji, materiał użyty do budowy lub jakaś spektakularna nagroda, niespotykany kształt lub samo nazwisko twórcy, a czasami po prostu położenie.
„Monumentalne. Cuda i rekordy architektury” Sarah Tavernier,  Alexandre Verhille, Dwie Siostry
Szkicowemu rysunkowi każdej budowli towarzyszy krótka notka informacyjna, przy czym wszystkie informacje podano w formie haseł i czytelnych, ujednoliconych znaków graficznych. Z reguły znajdują się tam dane dotyczące miejsca pochodzenia danego budynku, daty jego powstania lub czasu budowy, jego wielkość, nazwisko projektanta, ewentualne nagrody i - to co najbardziej intrygujące - ciekawostki, w tym wszystko to, co czyni opisywaną konstrukcję jedyną w swoim rodzaju.

Wszystkie informacje podano w formie krótkich haseł i czytelnych, ujednoliconych znaków graficznych.

Autorzy nie ograniczają się przy tym do jednej epoki, jednego okresu historycznego. Sięgają zarówno do starożytności, jak i czasów nam najbliższych (do 2015 roku, gdyż właśnie wtedy ukazało się pierwsze wydanie atlasu). Co ważne, książka w równym stopniu opowiada o budowlach powstałych w naszym, europejskim kręgu kulturowym, jak i o spektakularnych obiektach architektonicznych z Afryki, Azji i oczywiście obu Ameryk. Muszę przyznać, że właśnie plansze dotyczące bardziej egzotycznych rejonów wydawały się nam wszystkim najbardziej interesujące.
„Monumentalne. Cuda i rekordy architektury” Sarah Tavernier,  Alexandre Verhille, Dwie Siostry

Ciekawie prezentuje się przemyślana i konsekwentnie realizowana warstwa graficzna książki, układ, typografia i kolorystyka dobrze nawiązują do stylistyki typowej dla atlasów. Najbardziej jednak zauroczyła mnie wyklejka. Pełna światła, przestrzeni, lekka i dowcipna (zabawne umieszczenie logo wydawcy) świetnie pokazuje majestatyczność przykładowych zarysów budowli. Efekt ten trochę ginie niestety na kolejnych stronach. Schematy są interesujące, dobrze uwypuklają wyjątkowe cechy poszczególnych konstrukcji, ale ich nagromadzenie na stronie, brak punktów odniesienia powodują, że tytułowa monumentalność nie jest już aż tak widoczna. Wpływa na to również ujednolicona kolorystyka poszczególnych rozkładówek. Owszem, z jednej strony ułatwia ona poruszanie się po książce, zmniejsza chaos, ale jednocześnie sprawia, że pojedyncze kadry nie są wystarczająco wyeksponowane, budowle trochę zlewają się z tłem. W przypadku starszych czytelników nie będzie to z pewnością żadnym problemem. Skupią się raczej na eksplorowaniu fascynujących informacji. Młodsi jednak mogą się odrobinę pogubić. Coś za coś.


„Monumentalne. Cuda i rekordy architektury” to książka, która rośnie wraz z czytelnikiem. Zaintryguje nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Przede wszystkim jednak to pozycja, do której się wraca, którą można czytać wciąż, ciurkiem i na wyrywki. Zawsze będzie to lektura inspirująca i porywająca. Bo cóż może być bardziej fascynującego niż najbardziej majestatyczne dzieła ludzkich rąk, architektura, czyli sztuka najbliższa naszej codzienności. To atlas, który naprawdę warto mieć w domowej bibliotece, nawet jeśli trzeba dokupić dodatkową niestandardową półkę :-)

MONUMENTALNE. CUDA I REKORDY ARCHITEKTURY
Tekst i ilustracje: Sarah Tavernier, Alexandre Verhille
Tłumaczenie: Maria Zawadzka-Strączek
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 44
Format/forma: monumentalne maksi
Sugerowany wiek: 8+, dla każdego, na lata


„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?”, czyli książka z przesłaniem

13 lipca

„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?”, czyli książka z przesłaniem

Większość pozycji popularnonaukowych dla dzieci to po prostu zbiory ciekawostek, faktów na jakiś temat. A to o kosmosie, a to o zwierzętach, a to o robalach, a to o górach, a to o dinozaurach. Stosunkowo rzadko trafiają się takie książki jak „Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?” Mishy Maynerick Blaise, które gromadzą informacje z różnych dziedzin wiedzy i podporządkowują je jakiejś jednej większej, interdyscyplinarnej tezie. W tym przypadku autorka postanowiła udowodnić czytelnikom, że życie każdego z nas jest trwale związane z naturą, że w każdej chwili połączeni jesteśmy nierozerwalną więzią ze wszechświatem.


„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?” Misha Maynerick Blaise. Egmont Art

I przyznam, że po lekturze inaczej patrzę na przydomowy ogródek, dokładniej myję skórę i trochę się obawiam stworzeń, które skolonizowały moją poduszkę. Co prawda trudno mi traktować stojące obok telewizora drzewko szczęścia jak kuzyna, ale już pies, z którym dzielę 84 procent DNA, to przecież członek rodziny. Mój syn z kolei kilkukrotnie upewniał się, czy na pewno wiem, jakie konsekwencje dla świata przynosi codzienna filiżanka kawy.

Przede wszystkim jednak zrozumieliśmy, że natura otacza nas zewsząd, z zewnątrz i od środka, dwadzieścia cztery godziny na dobę, na betonowym placu i w amazońskiej dżungli, w osobistym łóżku i w toalecie, w mieście i na wsi. Nie ma przed nią ucieczki. Nawet jeśli zostalibyśmy zamknięci w sterylnym, odizolowanym pomieszczeniu, ona tam będzie. Niezależnie, czy tego chcemy, czy nie. Wystarczy, że będziemy tam MY.

„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?” Misha Maynerick Blaise. Egmont Art
By udowodnić czytelnikowi, że stanowi on integralną część wszechświata, autorka powołuje się na wiele faktów z różnorodnych dziedzin wiedzy. Sytuuje człowieka zarówno w skali makro, w kontekście kosmosu, i w skali mikro, zwykłej grządki. Sięga do odmętów oceanu, do lasu i do naszych ludzkich trzewi. Miksuje informacje z astronomii, fizyki, chemii, biologii, genetyki, geografii i doprawia to dodatkowym historycznym i kulturowym sosem. Nie ma w tym jednak ani odrobiny chaosu, wszystko składa się w krótką, treściwą narrację o tym, że wszystko, dosłownie wszystko, co ożywione bądź powstałe naturalnie, jest przyrodą. I pierwiastki, i psy, i gwiazdy, i ludzie, i roztocza, i grzyby itd.  

„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?” Misha Maynerick Blaise. Egmont Art
Wszechświat to bowiem po prostu bardzo skomplikowany system wzajemnych powiązań, w którym każdy element jest równie ważny. Wszystko się przenika, jedno z drugiego wynika, atomy krążą w we wszystkich kierunkach i pewnie nawet heliosfera im nie straszna. To także dzieje całego kosmosu  zapisane w każdej cząsteczce naszego ciała. 

„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?” Misha Maynerick Blaise. Egmont Art

Mimo dość poważnej treści, autorka posługuje się prostym, obrazowym językiem dostosowanym do dziecięcego odbiorcy. Naukową terminologię ograniczyła naprawdę do niezbędnego minimum. Co więcej, informacje dawkowane są powoli, strony nie są przeładowane treścią, dominuje maksymalna skrótowość i konkret. 
„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?” Misha Maynerick Blaise. Egmont Art

Wiele ciekawostek ukrywają niezwykle barwne i wciągające ilustracje. Intensywne kolory aż pulsują, energetyczne obrazy często przypominają psychodeliczne rysunki z epoki dzieci-kwiatów. Bo i taki właśnie klimat ma ta książka. Wszystko się składa w spójną całość. Energia czerpana wprost ze słońca, jedność z naturą, zanurzenie w kosmosie, wszyscy jesteśmy potomkami matki ziemi. Peace, love. W tym przypadku takie podejście, choć nadal trochę naiwne i idealistyczne w warstwie ideologicznej, ma jednak solidne naukowe podstawy.
„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?” Misha Maynerick Blaise. Egmont Art
„Zadziwiające życie” także w nienachalny sposób promuje postawy proekologiczne. Zrozumienie, że natura to nie coś obok, ale my sami, stanowi pierwszy i chyba najważniejszy krok do lepszego jej traktowania. Autorka nie grozi, nie straszy apokaliptyczną wizją wyeksploatowanego świata, nie epatuje hasłami typu 'dbaj o środowisko, bo jak nie to....' Ba, w ogóle ich nie używa. Za to pokazuje, choćby na przykładzie współpracy człowieka i zwierząt, jak świadomie i w sposób zrównoważony możemy korzystać z zasobów natury. Kluczowe przy tym są używane przez nią słowa. Współpraca a nie hodowla.

„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?” Misha Maynerick Blaise. Egmont Art

Z kolei część poświęcona genetycznej historii człowieka to w moim odczuciu świetna szczepionka przeciw rasizmowi, którą jak najwcześniej należy podać dzieciom. Wiedza, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy pod względem genetycznym tacy sami w 99,9 procentach, że każdy z nas pochodzi od mitochondrialnej Ewy i tak naprawdę w jakiś sposób stanowimy jedną wielką rodzinę, nie jest idealistycznym hasełkiem, ale udowodnionym naukowo faktem, z którym trudno polemizować.

„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?” Misha Maynerick Blaise. Egmont Art
Autorka w ogóle skupia się na  szukaniu wzorców, uniwersalnych schematów wspólnych dla różnych zjawisk. Te analogie, podobieństwa stanowią właśnie o systemowości wszechświata, a odnaleźć je można na różnych poziomach, od niemal identycznej budowy różnych gatunków, poprzez organizację (np. ogrodowe wszechświaty równoległe!), po skład chemiczny czy zachowania. Czy wiecie, że hemoglobina od chlorofilu różni się zaledwie jednym atomem w każdej z cząsteczek,  rośliny widzą, a termity budują jedne z najskuteczniej wentylowanych siedzib na Ziemi?

„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?” Misha Maynerick Blaise. Egmont Art

I wisienka na torcie, prezent, który Mamobaba ucieszył bardzo. Grzyby, grzybki i grzybnia, czyli superautostrada informacyjna. Kto wie, w jakim serialu pojawił się napęd zarodnikowy, a grzybnia przenikająca wszystkie wszechświaty została rzeczywiście potraktowana jako prawdziwa AUTOSTRADA dla kosmicznych statków? W książce odpowiedzi na to pytanie nie znajdziecie, ale sugestywny opis niesamowitego życia grzybów już tak.
„Zadziwiające życie. Dlaczego każdy z nas jest wszechświatem?” Misha Maynerick Blaise. Egmont Art

„Zadziwiające życie” rzeczywiście zadziwia i odkrywa przed czytelnikiem niesamowity świat, w którym kryje się prawdziwa magia natury. To, że istniejemy, to, że nie tylko żyjemy we wszechświecie, ale i nim jesteśmy, to naprawdę fenomen, czasami wręcz trudny do wyobrażenia. W tej książce czytelnicy (6+) znajdą wiele dowodów potwierdzających ten fakt.

ZADZIWIAJĄCE ŻYCIE. DLACZEGO KAŻDY Z NAS JEST WSZECHŚWIATEM?
Tekst i ilustracje: Misha Maynerick Blaise
Tłumaczenie: Anna Klingofer-Szostakowska
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Art
Data wydania: 2018
Oprawa: twarda
Liczba stron: 144
Format/forma: kwadratowe maksi
Sugerowany wiek: 6+

„Klara. Proszę tego nie czytać” i  „Klara. Słowo na »Szy«”, czyli typowa polska rodzina w szkole i na wakacjach

11 lipca

„Klara. Proszę tego nie czytać” i „Klara. Słowo na »Szy«”, czyli typowa polska rodzina w szkole i na wakacjach


Marcin Wicha. Dziś to nazwisko coś oznacza w literackim świecie. W końcu to laureat Paszportu Polityki, autor nominowany do Nike. „Jak przestałem kochać design” i „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” to książki ważne, nagradzane, a przede wszystkim po prostu świetne (ktoś, kto powoduje słowem, że płynnie przechodzę od śmiechu do płaczu, jest mistrzem i tyle). Jednak felietonistyczne zacięcie autora i jego niezwykłą zdolność do wyłapywania absurdów, śmieszków i heheszków w codzienności widać już w jego debiucie literackim. To właśnie te cechy sprawiają, że przygody pewnej rezolutnej 9-latki opisane w dwóch książkach „Klara. Proszę tego nie czytać” i „Klara. Słowo na »Szy«”, bawią (i to różne grupy wiekowe), wciągają bez reszty i czytają się w mig.

„Klara. Proszę tego nie czytać”, „Klara. Słowo na »Szy«” Marcin Wicha

W roku pańskim 2013 na pewnym forum internetowym poświęconym literaturze dziecięcej inne wcielenie Mamobaba napisało tak:

Dzieciaki dorwały się dziś do Klary (pierwszej części). I bardzo się podobała. Oczywiście nie łapały smaczków, każde śmiało się w innym miejscu (4-latek i 6-latka), czasami musiałam coś dopowiedzieć, ale syn stwierdził, że to najśmieszniejsza książka, jaką im czytałam, bo pani kazała zbierać kupy i "ten brat jest taki podobny do mnie, bo nie próbuje niczego poza kotletem mielonym". Jedynie pierwszy rozdział (o pamiątkach po dziadku) był dla nich zupełnie nieczytelny. Za to przy jasełkach rechotali wszyscy. I tak, jak miałam wątpliwości, teraz nie mam. Dla 6-latki to będzie po prostu inna książka - trochę o świecie z jej punktu widzenia, dla 10-latka - jeszcze inna, a dla mnie starej baby - ech, dawno się tak nie uśmiałam.
I nawet 4-latka, który przeżywa właśnie kryzys czytelniczy i wszystko, co ma więcej niż dwie strony i nie jest o dinozaurach, omija, Klara powaliła. Właśnie sobie uświadomiłam, że dawno nie czytałam im nic wspólnie, w trójkę. To jeszcze jeden plus tej książki.

Dziś, pięć lat później, po kolejnej lekturze, już spokojniejszej, z niezbędnym dystansem, zdanie swe podtrzymuję.

„Klara. Proszę tego nie czytać”, „Klara. Słowo na »Szy«” Marcin Wicha

Klara to typowa dziewięciolatka, z typowymi problemami, z typowym krytycznym spojrzeniem na świat. Typowo nie przepada za szkołą, marzy o golden retriverze i jeszcze bardziej typowo niezbyt się dogaduje z młodszym bratem.

Rodzice Klary codziennie zmagają się z typowymi absurdami codzienności ludzi wychowujących dzieci wczesnoszkolne i przedszkolne. Część z nich oczywiście wynika ze specyfiki systemu szkolnego, część to po prostu efekt zderzenia dziecięcego widzenia świata z rzeczywistością dorosłych. Kto z tej konfrontacji wychodzi zwycięsko? Ano nikt, gdyż satyra Wichy równo traktuje i tych starszych, i tych młodszych. Każdemu przygotowano jego własne zwierciadło, w którym może się przejrzeć i uśmiechnąć, bo autor mimo krytycznego spojrzenia przez cały czas traktuje swoich bohaterów z sympatią.
„Klara. Proszę tego nie czytać”, „Klara. Słowo na »Szy«” Marcin Wicha
Świat przedstawiony został tu z perspektywy Klary, gdyż to właśnie ona jest narratorką tej opowieści. Czytamy bowiem jej dziennik, który, o zgrozo, musi biedna prowadzić w zeszycie, gdyż rodzice nie zapewnili jej podstawowego narzędzia pracy - komputera. I tą dziecięca naiwność, branie świata takim jaki jest udało się autorowi dobrze oddać. Z drugiej strony Wicha także daje prztyczek w dorosłe nosy, w nasze zapominanie, że to, co dla nas  oczywiste, z punktu widzenia dziecka wcale takie być nie musi. Babcia przecież może pamiętać chrzest Polski. 

„Klara. Proszę tego nie czytać”, „Klara. Słowo na »Szy«” Marcin Wicha
W pierwszym tomie poznajemy rzeczywistość typowej trzecioklasistki, w tym jasełka, w których brakuje pierwszoplanowych ról żeńskich, i zawody pływackie, które jakoś tak same z siebie chyba trochę nie wyszły. W drugim tomie wyjeżdżamy wraz z rodziną Klary na wakacje, na których straszne słowo na "szy" powinno być prawnie zakazane. Śmieszy zarówno wyjazd zorganizowany z walką na śmierć i życie o śniadanie (ach ten szwedzki stół) i konkursem na piaskowe rzeźby, jak i agroturystyczne gospodarstwo, które nie do końca zgrywa się z wyobrażeniami mieszczuchów o sielskiej wsi. W końcu wracamy znów w szkolne progi, do strasznej czwartej klasy. A tu „żarty się skończyły”. Dosłownie. Nawet czytać trzeba ze zrozumieniem.
„Klara. Proszę tego nie czytać”, „Klara. Słowo na »Szy«” Marcin Wicha
Czasami Wicha dość ryzykownie gra stereotypami, na szczęście zanim czytelnik zorientuje się, że ma do czynienia z prostą kliszą, pojawia się refleksja. To o mnie / o nas / o moim dziecku / o mojej sąsiadce / nauczycielce itd. itp. Każdy spotkał na swojej drodze mędrka, który myślał, że na samochodach to on się zna jak mało kto, na wczasowych turnusach z reguły znajdzie się jakiś urodzony kaowiec. Moje dzieci też bardzo wcześnie poznały najbardziej egzotyczne kuchnie świata, a w każdej z nich daniem sztandarowym były oczywiście kotlety z piersi kurczaka. I to słynne, budzące we mnie żądzę mordu, a na jutro do szkoły potrzebuję .... (wstawić to, czego akurat w domu nie ma). 
„Klara. Proszę tego nie czytać”, „Klara. Słowo na »Szy«” Marcin Wicha
Autorowi udało się również wykreować wyraziste postaci, z którymi łatwo się zidentyfikować, nawet jeśli ich zachowania nas śmieszą. Dżunior jest dokładnie taki, jaki bywa młodszy brat, szczególnie, że zawsze charakteryzowany jest z perspektywy tej mądrzejszej starszej siostry. Babcie jak to babcie gdzieś w tle stanowią ostoję bezpieczeństwa i ratunek w sytuacjach kryzysowych (choć daleko im do stereotypowych babć). Rodzice - trochę przemądrzały ojciec i mama o inklinacjach feministycznych - nawet nie próbują udawać idealnych.  Panna Spoksik, wujek o innych poglądach politycznych, nauczyciele i inni rodzice, koleżanki i koledzy i wielu innych - każdy z nich jest jakiś, łatwo zapada w pamięć. 

„Klara. Proszę tego nie czytać”, „Klara. Słowo na »Szy«” Marcin Wicha

Treść dopowiadają dość oszczędne ilustracje stworzone przez samego autora, trochę tylko szkoda, że jest ich tak mało. Niestety, forma wydania obu tomów nie jest równa. Choć zarówno pierwszy, jak i drugi mają utrzymaną w podobnej stylistyce twardą okładkę i identyczny format, to w środku „Klary. Proszę tego nie czytać” czytelnik znajdzie brzydki, błyszczący, kredowy papier. Ściśnięty tekst, zbyt małe interlinie mogą utrudniać lekturę młodszym czytelnikom. Na szczęście w drugim tomie poprawiono te niedociągnięcia.
„Klara. Proszę tego nie czytać”, „Klara. Słowo na »Szy«” Marcin Wicha

Nie wiem, czy przygody Klary wytrzymają próbę czasu i za kolejne pięć lat będą równie aktualne. Mikołajkowi, którego  dziewczynka odrobinę przypomina, się udało. Obiecuję, że sprawdzę. Niestety, jak w przypadku każdej książki mocno zakorzenionej w rzeczywistości, w naszym tu i teraz, ryzyko braku czytelności kontekstu, konkretnych odwołań do otoczenia znacznie wzrasta. A w tych satyrycznych opowiadaniach Wicha garściami czerpie inspiracje z tego, co wokół nas. Z reklam, z nazw własnych, z telewizji. Z wszystkiego. Nie wprost. Autor bawi się, przekształca i przeinacza, raczej czytelnie (choć nie zawsze będzie to łatwe dla dzieci). Warszawiak bez trudu zlokalizuje plac Rembeka, nazwa płatków Cukrowa lawina oddaje w pełni istotę płatkowatości śniadaniowej. I tyle przykładów, gdyż odnajdywanie tych tropów to czysta przyjemność czytelnicza.

Książki te mają jednak jedną jedyna wadę. Błąd krytyczny. Ich nakład się wyczerpał. Dlatego apeluję do wydawców. Wznówcie Klarę jak najszybciej, póki Wicha na fali, a kontekst się nie zestarzał. Warto. To propozycja nie tylko dla dzieci, ale i - jak słusznie zauważono na okładce - także dla dorosłych. 

KLARA. PROSZĘ TEGO NIE CZYTAĆ
Tekst i ilustracje: Marcin Wicha
Wydawnictwo: Czarna Owieczka
Data wydania: 2011
Oprawa: twarda
Liczba stron: 108
Format/forma: midi
Sugerowany wiek: 9+ (według wydawcy), choć Mamobab czytał z 4-latkiem i 6-latką. Dzieci śmiały się w różnych momentach

KLARA. SŁOWO NA SZY
Tekst i ilustracje: Marcin Wicha
Wydawnictwo: Czarna Owieczka
Data wydania: 2012
Oprawa: twarda
Liczba stron: 168
Format/forma: midi
Sugerowany wiek: 9+ (według wydawcy), choć Mamobab czytał z 4-latkiem i 6-latką. Dzieci śmiały się w różnych momentach
„Była sobie dziewczynka”, czyli historie smutne, historie inspirujące, historie, które tworzą się wciąż

05 lipca

„Była sobie dziewczynka”, czyli historie smutne, historie inspirujące, historie, które tworzą się wciąż

„Była sobie dziewczynka” Piotra Dobrego to książka z pozytywnym przesłaniem, choć z reguły poruszane są w niej dość smutne sprawy. To zbiór dwudziestu sześciu historii dziewczynek z wielu krajów, żyjących w różnych czasach i rozmaitych kulturach. To także jedna otwarta opowieść o małej kobiecie żyjącej tu i teraz, o czytelniczce, która teoretycznie może wszystko. 
„Była sobie dziewczynka” Piotr Dobry, Łukasz Majewski

Dziewczęce historie poznajemy w porządku chronologicznym. Wędrówkę zaczynamy w epoce, w której ludzie polowali na mamuty, kończymy zaś we własnym domu, z nosem wściubionym w książkę. Po drodze odwiedzamy Mezopotamię, starożytny Egipt, Grecję i Rzym, dawne Chiny. Zahaczamy o Scytię, krainy Wikingów i terytoria Polan. Wizytujemy średniowieczną Europę, imperium Azteków i Wietnam. Podglądamy wiejską parafię z epoki gregoriańskiej, plantację niewolników, brudny, szary Londyn za panowania królowej Wiktorii i egzotyczną Polinezję. Ruszamy w świat z cygańskim taborem, oddajemy hołd kumari gdzieś w odległym Nepalu. W końcu trafiamy do współczesnego świata, by poznać sytuację dziewczynek w Afganistanie, Nigerii, Turcji, Japonii, Somalii, w rodzinach Amiszów, czy w totalitarnej Korei.
„Była sobie dziewczynka” Piotr Dobry, Łukasz Majewski

Każda rozkładówka to jedna opowieść, raczej krótka, ale dość bogata w treść. Wszystkie zbudowano według  schematu przypominającego trochę gawędę, trochę baśń, choć historie, mimo lekkiego i swobodnego charakteru, mocno osadzone są w rzeczywistości. Czytelnik otrzymuje dużą dozę konkretnych informacji o obrzędach towarzyszących narodzinom danej bohaterki, jej pochodzeniu społecznym, obowiązkach i (czasami) przywilejach, o ulubionych zabawach i formach spędzania wolnego czasu (o ile nim dysponuje), w końcu o zwyczajach  dotyczących wejścia w dorosłość zazwyczaj tożsamych z zamążpójściem. To właśnie wtedy definitywnie kończyło się dzieciństwo, z punktu widzenia współczesnych dzieci zaskakująco wcześnie. Nawet imiona dziewcząt dobrane są z reguły nieprzypadkowo i stanowią pretekst do przypomnienia bogiń z różnych religii czy słynnych  kobiecych postaci historycznych.
„Była sobie dziewczynka” Piotr Dobry, Łukasz Majewski


Jak się można domyślać, los większości dziewczynek, eufemistycznie rzecz traktując, nie należał do najszczęśliwszych. Rzadko która mogła decydować o własnej przyszłości, swobodnie się uczyć. Prawie każda była zmuszona odegrać rolę, do której scenariusz napisał ktoś inny, nawet jeśli wcześniej zdawało się, że tym razem będzie inaczej (np. młoda rzymianka Julia marząca o byciu architektem). 

Czasami jednak autor przedstawia historie budujące, jak choćby ta o małej Scytyjce, córce Amazonki, która nagięła rzeczywistość do własnych celów, o Wiktorii, która postanowiła zmieniać świat, czy o Jane, przyszłej słynnej pisarce. Widać wyraźnie dążenie do znalezienia pozytywów, do zrównoważenia negatywnego przesłania. Przykładowo wszystkie dziewczynki były kochane przez rodziców, których czasami okrutne i niezrozumiałe z naszej perspektywy zachowanie wynikało z kultury, z obyczaju. Stąd też pojawiają się Wikingowie, wśród których pozycja kobiet była stosunkowo silna, a obok przerażającej współczesnej Korei Północnej - Japonia, może jedynie trochę dziwna, może nie do końca zrozumiała.

„Była sobie dziewczynka” Piotr Dobry, Łukasz Majewski

Autor nie pomija także bardzo drastycznych tematów, jak ofiary z ludzi u Azteków, niewolnictwo, rytualne obrzezanie. Na szczęście używa języka dostosowanego do wczesnoszkolnego odbiorcy. Pokazywane fakty są dobrane tak, by wywołać emocje, a nie wystraszyć. Dodatkowo wydźwięk książki łagodzi wszechobecny humor. Bo przecież nie można zachować powagi, gdy czytamy o włochatej dziewczynce, która żyła w czasach, gdy wszystko było włochate.

Cechy lekkiej gawędy o poważnych sprawach wzmacnia również angażująca dziecko forma. Już na samym początku pojawiają się bezpośrednie zwroty do czytelnika. Duży plus za sprawne wytłumaczenie bezpośrednio w tekście trudniejszych terminów i wyczucie, które słowa mogą sprawić kłopot.
„Była sobie dziewczynka” Piotr Dobry, Łukasz Majewski

Skrótowość niesie niestety za sobą pewne konsekwencje. Z problemem wyboru jednej postaci mającej reprezentować daną kulturę zazwyczaj zróżnicowaną klasowo autor poradził sobie bardzo dobrze, za każdym razem w zrozumiały sposób zaznaczając wyraźnie pochodzenie społeczne dziewczynki. Jednak przykładanie współczesnych pojęć, kryteriów do dawnych czasów czasami dało dziwny efekt. Zupełnie nie kupuję choćby postaci małej Polanki, która chce nauczyć się czytać i pisać. W czasach przedchrześcijańskich, gdy na naszych terenach piśmiennictwo w klasycznej formie po prostu nie istniało, a (potencjalna) umiejętność pisania i czytania byłaby czymś niezwykłym nawet wśród chłopców? 

„Była sobie dziewczynka” Piotr Dobry, Łukasz Majewski

Kanciasta stylistyka oprawy graficznej stworzonej przez  Łukasza Majewskiego pasuje do klimatu książki. Kubistyczne formy przypominają zarówno dziecięce obrazki, jak i starożytne rysunki i dobrze współgrają szczególnie z pierwszymi rozdziałami opisującymi pradawne czasy. W użytej palecie barw dominują zgaszone odcienie brązów i szarości przez co pozycja ta może sprawiać wrażenie nieco ponurej i smutnej. I tak ma być. Zwróćcie uwagę na kadr towarzyszący ostatniej opowieści, tej otwartej, dotyczącej teraźniejszości. W przeciwieństwie do poprzednich dopiero tutaj na twarzach dziewczynek pojawia się uśmiech. Wcześniej graficznie przedstawiona była tylko jedna postać - zawsze samotna bohaterka, ilustracje często przypominały portrety. Tutaj strona poprzez bardziej zróżnicowane barwy, wielość postaci, z których każda zajmuje się czymś innym, zdaje się tętnić życiem. 
„Była sobie dziewczynka” Piotr Dobry, Łukasz Majewski

To prawda, że w porównaniu do przedstawionych w książce historii, fajnie jest być dziewczynką dziś w Polsce. Można wiele. Można być sobą, realizować własne pasje. Można być człowiekiem, a nie kimś identyfikowanym poprzez płeć i poprzez tę klasyfikację wtłaczanym w jakiś kulturowy, ograniczający schemat. Można. Z reguły, gdyż rzeczywistość jest bardziej złożona, ale to już materiał na inny wpis i na kolejną książkę.

Nie lubię za to nośnego i pozornie motywującego hasła możesz wszystko, które niestety łatwo może przerodzić się w pułapkę, szczególnie gdy uwzględnimy raczej smutny kontekst historii innych dziewczynek (głównie współczesnych). Za bardzo przypomina przekaz, którego nie znoszę, wykorzystujący porównywanie do tych, którzy mają gorzej. To słynne bo za moich czasów to..., bo ja nie miałam/miałem takich możliwości, więc nie narzekaj i weź się do roboty. Możesz przecież wszystko. A co jeśli, mimo tych świetnych warunków wyjściowych, nie wychodzi? Niepotrzebnie morał został podany na tacy, gdyż trochę pewnie wbrew intencji autorów towarzyszy mu zbyt dydaktyczny ton. Czytelniczka przecież nie jest głupia i potrafi myśleć. I jak każdy człowiek powinna to robić samodzielnie. Wnioski ze smutnych dziejów jej poprzedniczek/rówieśniczek niech wyciągnie sama. Własne przemyślenia działają lepiej. 

Mimo tych drobnych zastrzeżeń książkę polecam i to bardzo. Po pierwsze ze względu na sam temat, który poruszać trzeba wciąż i wciąż. Po drugie odbiorcy na pewno docenią świetny i oryginalny dobór bohaterek. Każda z nich jest inna, żyje w odmiennych warunkach, a tak wiele je łączy. Losy niektórych inspirują, innych uczą empatii i pozwalają spojrzeć na własną sytuację z innej perspektywy. Po trzecie to fascynująca wędrówka przez epoki pokazane z punktu widzenia małych kobiet. Wciągająca, napisana ze swadą, zrozumiałym i przyjaznym dziecku językiem. Wreszcie - to świetny przyczynek do rozmowy, dyskusji nie tylko na tematy związane z sytuacją kobiet na przestrzeni dziejów, ale i o prawach człowieka, wpływie kultury czy religii na ludzkie życie i zachowania, a także o płci kulturowej (nieoceniony rozdział o Polinezji).

I, co najważniejsze, książka ta po prostu budzi emocje i trafia prosto w serce młodego czytelnika (6+). Mam nadzieję, że chłopców również, choć tytuł i ostatni rozdział mogą ich trochę odstraszyć. Niesłusznie, to lektura także dla nich.

BYŁA SOBIE DZIEWCZYNKA
Tekst: Piotr Dobry
Ilustracje: Łukasz Majewski
Wydawnictwo: Tadam
Data wydania: 2018
Oprawa: twarda
Liczba stron: 56
Format/forma: maksi
Sugerowany wiek: 6-10 lat


Copyright © 2017 Mamobab czyta