„Hej, Szprotka”, czyli przyjaźń, zaufanie i bezwarunkowa akceptacja

30 maja

„Hej, Szprotka”, czyli przyjaźń, zaufanie i bezwarunkowa akceptacja


Czasami siła tkwi w prostocie. Ekstremalnej prostocie. Tak jak w książce „Hej, Szprotka” Agnieszki Kowalskiej.

„Hej, Szprotka” Agnieszka Kowalska, Ola Jasionowska

Ten niepozorny tekst mógłby służyć za wzorzec idealnej szkolnej charakterystyki. Spełnia wszystkie jej wymogi formalne, zdania są zbudowane poprawnie, nie wiem jedynie, jakie obecnie panuje w szkołach podejście do często stosowanych przez narratorkę wyliczeń. Poważnie jednak mówiąc, rzadko który opis postaci jest tak szczery, tak autentyczny, że wzrusza od pierwszych zdań. Mimo pozornej 'szkolności' to rasowy wyciskacz łez, choć autorka nie stosuje żadnych stylistycznych sztuczek, nie upiększa historii, nie wprowadza sztucznej dramaturgii, nie epatuje tanią emocjonalnością. Nie ma bowiem takiej potrzeby, gdy opowiada się z tak wielkim uczuciem o własnym ukochanym psie.
„Hej, Szprotka” Agnieszka Kowalska, Ola Jasionowska

Na pierwszy rzut oka nic się tu nie dzieje. Na drugi rzut oka też. Nie ma tu ani zawiązania akcji, ani nagłych jej zwrotów, gdyż nie o 'dzianie się' tu chodzi, ale o zapis pewnego stanu, intymnej relacji pomiędzy zwierzęciem a człowiekiem.
„Hej, Szprotka” Agnieszka Kowalska, Ola Jasionowska

Główna bohaterka, tytułowa Szprotka, to kundelek po przejściach, z niedopowiedzianą przeszłością, która kryje mrok i, jak możemy się domyślać dzięki drobnym sugestiom narratorki, cierpienie. To psiak, który na starość znalazł swój dom i człowieka, który świata poza nim nie widzi. Książka pokazuje relację, w której obie strony zyskują to, co najcenniejsze. Uczucie, bliskość, bezwarunkowe zaufanie i akceptację.
„Hej, Szprotka” Agnieszka Kowalska, Ola Jasionowska„Hej, Szprotka” Agnieszka Kowalska, Ola Jasionowska

Wyjątkowa Szprotka nie jest ideałem, jak każdy psiak, szczególnie ten z przeszłością, choć paradoksalnie potrafi nim być. Kocha dzieci i wie, jak zachowywać się w środkach komunikacji. Ale boi się dużych psów, przejść podziemnych i wielu innych rzeczy. Zresztą sprawdźcie sami, gdyż przy takiej konstrukcji opowieści każde moje słowo opisujące Szprotkę to paskudny spoiler.

„Hej, Szprotka” Agnieszka Kowalska, Ola Jasionowska

Prostemu tekstowi towarzyszą świetne ilustracje Oli Jasionowskiej. Już od okładki, z której ufnie i trochę smutno spogląda na czytelnika sportretowana główna bohaterka, książka przypomina album ze zdjęciami. Szprotka z profilu, Szprotka en face, Szprotka w działaniu, świat wokół Szprotki, przyjaciele Szprotki i ludzie Szprotki w różnych pozach. Czytelnik może mieć wrażenie, że siedzi obok narratorki, spogląda na kolejne uchwycone kadry i po prostu słucha.

„Hej, Szprotka” Agnieszka Kowalska, Ola Jasionowska

Jeśli zastanawiacie się nad przygarnięciem psa ze schroniska, „Hej, Szprotka” to lektura obowiązkowa. Kreśląc obraz swej najlepszej psiej przyjaciółki, autorka tworzy jednocześnie mini-poradnik, prosto tłumaczy przyczyny pewnych zachowań psa i pokazuje, czego należy unikać, a co spowoduje, że na tej szczególnej relacji zyskają wszyscy. Nie tylko pani i jej suczka.

Jeśli po prostu chcecie uczyć swoje dzieci empatii, właściwego podejścia do zwierząt (tych obcych, i tych 'posiadanych' ), także przeczytajcie wraz z nimi „Hej, Szprotkę”.

I najważniejsze - każdy sprzedany egzemplarz książki to dodatkowa złotówka na koncie fundacji Ratujemy Kundelki.


HEJ, SZPROTKA
Tekst: Agnieszka Kowalska
Ilustracje: Ola Jasionowska
Wydawnictwo: Wytwórnia
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 48
Format/forma: midi
Sugerowany wiek: 3+


„Czas start”, czyli sekundy, minuty, tygodnie, miesiące i lata

28 maja

„Czas start”, czyli sekundy, minuty, tygodnie, miesiące i lata


Kto wymyślił czas? Dlaczego zmieniają się pory roku? Czy godzina na pewno powinna trwać 60 minut? Czemu miesiąc miesiącowi wcale nie jest równy? Dlaczego w nasze urodziny Ziemia zawsze znajduje się w tym samym miejscu na swej orbicie? Na czym polega paraskewidekatriafobia? I najważniejsze, czemu w roku szkolnym czas się ślimaczy, a w wakacje biegnie jak szalony? To tylko kilka najbardziej podstawowych pytań, na które próbuje odpowiedzieć książka „Czas start” napisana przez Piotra Karskiego, a zilustrowana przez Joannę Rzezak.

„Czas start” Joanna Rzezak, Piotr Karski

„Czas start” to pozycja nieoczywista i zaskakująca. Z jednej strony porządkująca i systematyzująca aktualną wiedzę związaną z szeroko rozumianym czasem. Z drugiej autorzy nie pomijają zajmującego kontekstu historycznego i kulturowego, dzięki czemu czytelnik dostaje ciekawą i wciągającą opowieść o - jakkolwiek dziwacznie to brzmi - dziejach czasu.

„Czas start” Joanna Rzezak, Piotr Karski

Wystarczy pobieżnie przekartkować książkę, by dostrzec i docenić jej logiczny układ. Autorzy wychodzą od tego, co najstarsze, od najbardziej intuicyjnego i prehistorycznego pojmowania czasu wykorzystującego po prostu obserwację przyrody, otaczającego człowieka świata. Nie jest to jednak ujęcie stricte chronologiczne - opis dawnych wierzeń, wiedzy naukowej sprzed wieków, z przeszłości uzupełniono współczesnymi konkretnymi ustaleniami naukowymi z zakresu fizyki, astronomii, przyrody.

„Czas start” Joanna Rzezak, Piotr Karski

W czytelny i zrozumiały nawet dla młodszych dzieci sposób twórcy tłumaczą powiązania pomiędzy czasem a kosmosem, pokazują jak ruch naszej planety wokół Słońca wpływa na codzienne życie, jak Księżyc organizuje zarówno ziemski, jak i ludzki kalendarz. Nie ograniczają się przy tym do oczywistości takich jak przykładowo istnienie nocy i dnia, powtarzalność cyklu przyrody, ale sięgają głębiej, objaśniając choćby różnice pomiędzy astronomicznymi i klimatycznymi porami roku, dobą słoneczną, księżycową, gwiazdową, cywilną i ... hotelową.

„Czas start” Joanna Rzezak, Piotr Karski


W książce uwzględniono także historię postrzegania czasu, wiele miejsca poświęcono różnym, w tym starożytnym, kalendarzom. Poznajemy sposoby porządkowania czasu cywilizacji Majów, chiński kalendarz zwierzęcy, genezę powstania kalendarza juliańskiego i obowiązujący do dziś - gregoriański. Dowiemy się, jak dzielą rok muzułmanie i dlaczego właśnie tak. Najciekawiej wypadają przy tym te fragmenty, w których skupiono się na powiązaniach pomiędzy sposobem rachowania czasu a konkretną kulturą. I nie tylko - na to, jak człowiek w konkretnej chwili, w konkretnej epoce i miejscu odczuwał czas, wpływały (i wpływają) rozważania teologów, filozofów (poetów, pisarzy pewnie też). A może jest odwrotnie? Może sztuka, nauka rejestrują jak sejsmografy ludzkie widzenie przemijania. Na to pytanie czytelnik musi już znaleźć odpowiedź sam. 

„Czas start” Joanna Rzezak, Piotr Karski

Niemal od zawsze ludzie próbowali w jakiś sposób ujarzmić czas - nie tylko za pomocą kalendarza, który mimo wszystko charakteryzował się dość dużym stopniem ogólności. Im bardziej nasza cywilizacja uniezależniała się od natury, tym potrzeba kawałkowania, ciachania czasu na coraz mniejsze kawałki stawała się silniejsza. Książka ta to także przegląd przyrządów służących właśnie do mierzenia czasu - od tych najprostszych, najbardziej archaicznych zegarów słonecznych i wodnych, poprzez jajka norymberskie, pierwsze stojące zegary wahadłowe, stylowe cebule, po bardziej i mniej skomplikowane współczesne zegarki i wielkie, niezwykle dokładne zegary atomowe.

„Czas start” Joanna Rzezak, Piotr Karski

Jednak tym, za co cenię najbardziej tę pozycję, jest jej interdyscyplinarność. Autorom udało się sugestywnie pokazać, że na pojęcie 'czasu' można spojrzeć z różnych perspektyw. Od jego konkretnych, fizycznych właściwości po to, co ulotne, względne, zakorzenione w kulturze, filozofii, ludzkiej psychologii. Dzięki takiemu ujęciu „Czas start” nie stanowi zbioru faktów, anegdotek związanych z tematem, ale spójny wykład prowokujący do myślenia, samodzielnego poszukiwania odpowiedzi na często dość trudne pytania. 
„Czas start” Joanna Rzezak, Piotr Karski


Intryguje również forma graficzna książki. W warstwie ilustracyjnej dzieje się tu naprawdę dużo. Prawie naukowe wykresy, diagramy przeplatają się z pełnymi humoru scenkami nawiązującymi bezpośrednio do tekstu. Dopowiadają one opisane informacje, tłumaczą, a czasami po prostu dzięki swej przewrotności ułatwiają zapamiętanie. Warto podkreślić, że pozycja ta powstała pierwotnie jako praca dyplomowa w Pracowni Projektowania Książki na Wydziale Grafiki warszawskiej ASP. To naprawdę czuć w dopracowaniu edytorskim każdego jej szczegółu.

„Czas start” Joanna Rzezak, Piotr Karski


Książka przygotowana została z myślą o czytelnikach w wieku szkolnym, mimo to ujęto w niej dużo dość skomplikowanych i szczegółowych informacji, mogących zadziwić i zaciekawić nawet dorosłego czytelnika. Autor tekstu nie unika specjalistycznego słownictwa, dba jednak przy tym, by wszystkie potencjalnie trudne z dziecięcej perspektywy terminy zostały wyjaśnione w czytelny sposób. I ten balans pomiędzy treścią skomplikowaną, naukową a prostym i zrozumiałym dla ucznia przekazem udaje mu się zachować. Starsi nie będą czuli się upupiani, młodsi przytłoczeni. Przyznam, że „Czas start” doskonale się wpisał w program klas I-III i był najczęściej chyba wykorzystywaną w naszym domu pomocą szkolną na tym etapie edukacji.

„Czas start” Joanna Rzezak, Piotr Karski



CZAS START
Tekst: Piotr Karski
Ilustracje: Joanna Rzezak
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2014
Oprawa: twarda
Liczba stron: 96
Format/forma: chude wysokie midi
Sugerowany wiek: 6+



„Różowa czapeczka”, czyli uśpiony potencjał

15 maja

„Różowa czapeczka”, czyli uśpiony potencjał

Pełna symboliki, alegorii, ważnych, fundamentalnych tematów, a jednocześnie pusta. Dedykowana wszystkim kobietom, dzięki którym maszerujemy naprzód, obrazkowa „Różowa czapeczka” Andrew Joynera niestety rozczarowuje. Wielka szkoda, gdyż pozycja w przystępny i czytelny sposób tłumacząca idee praw kobiet to rzecz niebywale potrzebna, towar deficytowy wśród książek dla najmłodszych. 

„Różowa czapeczka”  Andrew Joyner

Niestety, świetny pomysł nie idzie w tym przypadku w parze z równie dobrą realizacją. „Różowa czapeczka” jest po prostu nijaka, przede wszystkim historia nie wzbudza emocji, nie zapada w pamięć. Ot opowieść wykorzystująca słowo i obraz o perypetiach różowej czapeczki, która błąka się po świecie, by trafić wreszcie do małej dziewczynki, a następnie wraz z dzieckiem wziąć udział w wielkim marszu różowych czapeczek, beretów, bejsbolówek i hidżabów. Demonstracji (a nawet ich serii) ważnej, przypominającej po raz kolejny o tym, że prawa kobiet to wciąż nierozwiązany problem całego świata. Tych, którzy nie pamiętają, informuję, że to wydarzenie rzeczywiście miało miejsce w 2017 roku (więcej o Marszu Kobiet), a symbolem tych protestów była właśnie różowa czapka. Trochę inna. Rogata. (więcej o Pussycat Project)

„Różowa czapeczka”  Andrew Joyner

I ta właśnie rogatość umknęła gdzieś autorowi. Rozumiem, że konwencja książki sugeruje, że jej głównym odbiorcą ma być dziecko w wieku przedszkolnym, więc pewne treści związane z prawami kobiet siłą rzeczy muszą zostać bądź pominięte, bądź uładzone. Jednak bohaterka historii - czapeczka, która staje się symbolem, jest cieplusia, milusia, mięciusia, zabawna, szybciutka i bardzo funkcjonalna. Jak to się ma do ostatnich (świetnych skądinąd, z rogatymi czapkami i oczywiście różowym niebem!) stron prezentujących marsz? Nie wiem. Tym bardziej żadnych logicznych analogii nie dostrzegła tu moja 11-letnia córka.
„Różowa czapeczka”  Andrew Joyner

Brakuje bowiem choć odrobinę szerszego kontekstu, czytelnych powiązań  pomiędzy poszczególnymi obrazami, które niosą pewien przekaz i emocjonalny ładunek, ale po pierwsze nie są wystarczająco jasne na poziomie percepcji młodszych czytelników. Po drugie - nie łączą się w spójną całość. Owszem, dorosły uzupełni korzystając z własnej wiedzy narracyjne luki, nawet lekko naciągnie interpretację symboli. Dziecko zostanie z historią pękniętą w połowie. Sympatyczną, ciepłą opowiastką o przygodach różowej czapeczki i dwoma świetnymi kadrami, na których tłum w różowych nakryciach głowy niesie transparenty z hasłami.

„Różowa czapeczka”  Andrew Joyner

Ważnymi hasłami rzeczywiście wyrażającymi te główne postulaty kobiecych marszów, których zrozumienie nie sprawi kłopotu nawet młodszym odbiorcom. „Prawa kobiet prawami człowieka”, „Usłysz nasz głos”. Wielka szkoda, że poza główną bohaterką i pewną starszą panią z kotem przyglądającą się z okna protestującym, nie ma do nich żadnych odniesień w pierwszej części książki.

Mistrzowsko, choć trochę mimochodem, udało się za to Joynerowi coś zupełnie innego. Na prostych czarno-białych rysunkach wykreował niezwykle bogaty świat, pełen ludzi o różnym pochodzeniu etnicznym, kolorze skóry, odmiennych wyznań, a nawet typów osobowości. Znajdziemy tam nobliwą staruszkę i bawiące się dzieci, kobiety w hidżabach i ortodoksyjnego Żyda, rowerzystów i spacerowiczów, ludzi zatopionych w lekturze i pracujących na komputerze. Słowem, prawdziwy świat pulsujący różnorodnością.

Widać wyraźnie, że Joyner jest po prostu świetnym ilustratorem, opowiadanie historii nie należy do jego mocnych stron. Trochę szkoda, gdyż w tym pomyśle drzemie ogromny potencjał.  Nadal drzemie. Obudzić go może dorosły pośrednik, który dopowie to, co powinno być dopowiedziane.

RÓŻOWA CZAPECZKA
Tekst i ilustracje: Andrew Joyner
Tłumaczenie: Adrianna Zabrzewska
Wydawnictwo: Prószyński Media
Data wydania: 2018
Oprawa: twarda
Liczba stron: 32
Format/forma: kwadratowe midi
Rekomendowany wiek: 4+

„Na wyścigi”, czyli wolno, szybko, szybciej, najszybciej

09 maja

„Na wyścigi”, czyli wolno, szybko, szybciej, najszybciej

Kto kogo prześcignie? Kto pierwszy (potencjalnie) zdobędzie metę? Żółw słoniowy czy konik morski? Karawela „Santa Maria” czy bazyliszek zwyczajny? Czy natura jest szybsza od wytworów ludzkich rąk? Jakie szanse na wygraną w wyścigu z balonem ma muflon? Czy sokół wędrowny dałby radę w rywalizacji z Kubicą? Na te wszystkie pytania próbuje odpowiedzieć książka „Na wyścigi”.
„Na wyścigi” Cruschiform

„Na wyścigi” to bowiem picturebook o prędkości i o niczym więcej. Na każdej rozkładówce zestawiono zwierzęta, pojazdy lub zjawiska przyrodnicze, które mogłyby stanąć razem na starcie jakieś dziwacznej gonitwy i co więcej, biorąc oczywiście pod uwagę jedynie potencjalnie uzyskiwaną szybkość, miałyby w niej równe szanse. 

Prezentacja zaczyna się oczywiście od egzemplarzy najwolniejszych (przecież nie sposób pominąć symbolicznego w tym kontekście żółwia), by na samym końcu przedstawić mistrza szybkości. Niewyobrażalnej. Kto/co nim jest, sprawdźcie sami.
„Na wyścigi” Cruschiform

„Na wyścigi” Cruschiform

Całość uzupełniono o Glosariusz uszczegóławiający informacje o umieszczonych w książce bohaterach. Czytelnik znajdzie tam trochę danych a to o pochodzeniu, a to o jakiś specyficznych cechach, czasami o historii, ale przede wszystkim o uzyskiwanych prędkościach. A te często po prostu zadziwiają. Czy wiecie, że dyliżans i słoń mogą pokonać w godzinę dziesięć kilometrów? Tylko i aż.
„Na wyścigi” Cruschiform

„Na wyścigi” Cruschiform

Niezwykle prosta i przejrzysta formuła książki, konsekwentny układ graficzny kojarzący się z retro plakatami, dość skromna, ale bardzo wyrazista paleta stosowanych barw sprawiają, że pozycja ta rzeczywiście przyciąga wzrok nawet najmłodszych. Dzięki nieprzeładowanym treścią stronom, geometrycznym kształtom prezentowane informacje łatwiej zapadają w pamięć. 

„Na wyścigi” traktować można jako ciekawy słownik obrazkowy eksplorujący ekstremalnie wąski wycinek rzeczywistości. I to chyba jedyna słabość tej pozycji. Zawsze znajdą się przykłady rzeczy/zjawisk szybszych, wolniejszych, szczególnie wśród pretendentów do podium.
„Na wyścigi” Cruschiform

Książkę wymyślono i opracowano w paryskim studiu kreacji graficznej Cruschiform (klik do strony Cruschiform), założonym przez Marie-Laure Cruschi. 


NA WYŚCIGI
Tekst i ilustracje: Cruschiform
Tłumaczenie: Lena Hadder
Wydawnictwo: Tatarak
Data wydania:2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 57
Format/forma: maksi
Sugerowany wiek: 3+

„Dołek jest do kopania” i „Przyjęcie dla motyli”, czyli vintage z klasą dla najmłodszych

01 maja

„Dołek jest do kopania” i „Przyjęcie dla motyli”, czyli vintage z klasą dla najmłodszych

Niektóre książki szybko czuć naftaliną. Pamiętasz z dzieciństwa ekscytację towarzyszącą ich lekturze, czujesz przez cały czas ten szczególny sentyment, znajdujesz je jak skarb największy ukryte gdzieś w najbardziej zapomnianych zakamarkach rodzinnego domu. Z niecierpliwością czekasz, by te cuda przeczytać własnym dzieciom, tworzyć pewną wspólnotę doświadczeń, wpisać je we własny domowy kapitał kulturowy. I co? I nic. Zero. Czar pryska. Realia nie te, język jakiś drętwy, niezrozumiały, zdania się nie kleją tak, jak powinny. Nie działa.

„Dołek jest do kopania. Książka pierwszych definicji”, „Przyjęcie dla motyli” Ruth Krauss, Maurice Sendak

Czasami jednak może być inaczej. Istnieją książki bardziej odporne na upływ czasu, arcydzieła i arcydziełka, które mimo że powstały w innej epoce, za górami, za lasami i przed wiekami nadal zadziwiają świeżością, bawią, śmieszą lub wzruszają. Po prostu działają na czytelnika tak, jak powinny. Dwie na pierwszy rzut oka niepozorne pozycje, czyli „Dołek jest do kopania” i „Przyjęcie dla motyli” napisane (a raczej opracowane) przez Ruth Krauss i zilustrowane przez Maurice'a Sendaka w latach 50. dwudziestego wieku, bez wątpienia należą do tej właśnie kategorii. I żałuję przeogromnie, że nie było mi dane cieszyć się tymi lekturami w szczenięcych latach.

„Dołek jest do kopania. Książka pierwszych definicji”, „Przyjęcie dla motyli” Ruth Krauss, Maurice Sendak
„Dołek jest do kopania. Książka pierwszych definicji”, „Przyjęcie dla motyli” Ruth Krauss, Maurice Sendak

Truizmem jest stwierdzenie, że siedemdziesiąt lat temu świat wyglądał zupełnie inaczej. To oczywiste. Jednak okazuje się, że pewne rzeczy pozostają niezmienne. I nie chodzi o jakieś fundamentalne wartości, wzniosłe idee, ale po prostu o to najprostsze, dziecięce widzenie rzeczywistości. O pierwsze definicje, najwcześniejsze próby porządkowania otoczenia i odpowiadania na elementarne pytania. Te wszystkie po co, dlaczego. Te urocze, rozbrajające sięganie do źródeł znaczenia.

„Dołek jest do kopania. Książka pierwszych definicji”, „Przyjęcie dla motyli” Ruth Krauss, Maurice Sendak

Okazuje się, że dzieci w tym najwcześniejszym okresie nadal tak samo widzą świat jak ich dziadkowie (i pewnie w wielu przypadkach pradziadkowie). Przecież każdy wie, że dołek jest do kopania i po to, żeby w nim siedzieć. Świat istnieje, żeby na nim stać, a kamyki się zbiera i układa w kupki. Brwi są po to, żeby mieć je nad oczami. Bo do czego innego niby miałyby służyć. A drzwi są do otwierania i do zamykania też. Nie ma żadnego powodu, by komplikować prosty i przyjazny świat.
„Dołek jest do kopania. Książka pierwszych definicji”, „Przyjęcie dla motyli” Ruth Krauss, Maurice Sendak

Obie książki wypełnione są po brzegi niezwykle trafnymi i rozczulającymi dziecięcymi spostrzeżeniami. Dzidziuś to ktoś, kim wygodnie jest być. A powstał on po to, żeby starszy ktoś mógł być szefem. Nieprawdaż, że w punkt oddają pespektywę najmłodszych?

„Dołek jest do kopania. Książka pierwszych definicji”, „Przyjęcie dla motyli” Ruth Krauss, Maurice Sendak

To także słowa, których niby nie ma, ale które przecież warto znać. Bo co zrobić, gdy się natkniesz na piespsa czy twój rowerek zmieni się w rozwalerek? Szczególnie w drugiej części („Przyjęcie dla motyli”) autorka często wykorzystuje dziecięce słowotwórstwo, zabawę podstawowymi znaczeniami wyrazów. 

„Dołek jest do kopania. Książka pierwszych definicji”, „Przyjęcie dla motyli” Ruth Krauss, Maurice Sendak
Obie pozycje zilustrował Maurice Sendak. Prosta kreska i forma, czerń i biel, mnóstwo ruchu, typowych scenek sytuacyjnych i najzwyklejszej dziecięcej radości sprawiają, że rysunki nadal wydają się być dość świeże i oryginalne, bardziej stylizowane na retro niż rzeczywiście staroświeckie. Szczególnie gdy zestawimy to ze świetnym doborem koloru czcionki. Sepia nadaje książce klimat retro. I choć to bezspornie staroć, to raczej urokliwa pozycja vintage. W żadnym wypadku skostniała ramotka. 

Upływ czasu i zupełnie inne realia zauważymy dopiero, gdy przyjrzymy się strojom. Wszystkie dziewczynki ubrane są w spódnice i sukienki. Wyłącznie.
  
„Dołek jest do kopania. Książka pierwszych definicji”, „Przyjęcie dla motyli” Ruth Krauss, Maurice Sendak
„Dołek jest do kopania. Książka pierwszych definicji”, „Przyjęcie dla motyli” Ruth Krauss, Maurice Sendak

Im jestem starsza, tym bardziej cenię dziecięcą szczerość, prostolinijność, niekomplikowanie rzeczywistości. Beztroska radość płynąca z odkrywania świata i rządzących nim reguł to umiejętność, którą tracimy bezpowrotnie stanowczo zbyt wcześnie. A przecież wszystko może być dużo prostsze. „Kiedy jesteś bardzo, bardzo zmęczona, po prostu wyrzuć ten zmęcz” to jedno z najmądrzejszych, najbardziej trafnych zdań, jakie ostatnio przeczytałam. Dziecięca mądrość? Po prostu mądrość. 

Chcecie więcej? Sięgnijcie po obie książki. Niezależnie od tego, ile macie lat.

DOŁEK JEST DO KOPANIA. KSIĄŻKA PIERWSZYCH DEFINICJI
Tekst: Ruth Krauss
Ilustracje: Maurice Sendak
Tłumaczenie: Katarzyna Domańska
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Data wydania: 2014
Oprawa: twarda
Ilość stron: 48
Format/forma: mini
Sugerowany wiek: 3+

PRZYJĘCIE DLA MOTYLI
Tekst: Ruth Krauss
Ilustracje: Maurice Sendak
Tłumaczenie: Maciej Byliniak
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Data wydania: 2016
Oprawa: twarda
Ilość stron: 48
Format/forma: mini
Sugerowany wiek: 3+
Copyright © 2017 Mamobab czyta