Dziecięce zakochanie - Dzień, w którym zamieniłem się w ptaka

28 września

Dziecięce zakochanie - Dzień, w którym zamieniłem się w ptaka

„Dzień, w którym zamieniłem się w ptaka” to subtelna, poetycka opowieść o pierwszej miłości. Takiej najbardziej pierwszej z wszystkich pierwszych, gdy człowiek nie do końca wie, co się z nim dzieje, dopiero odkrywa, co może uczucie, i dziwi się, jak wiele.
„Dzień, w którym zamieniłem się w ptaka” Ingrid Chabbert, Raul Nieto Guridi

Historia, którą w słowa  ubrała Ingrid Chabbert, a w obraz zaklął Raul Nieto Guridi, to przede wszystkim zapis samego stanu zakochania, zadurzenia. Oto chłopiec, na oko 10-letni, czyli ten, który doświadcza i o tym, co odczuwa opowiada czytelnikom. Oto dziewczynka o wdzięcznym imieniu Candela, obiekt uczuć, która poza ptakami nie widzi świata, nawet chłopca. Co zrobić, by zostać zauważonym? Dziecko znajduje prostą odpowiedź. Trzeba po prostu zamienić się w ptaka. I tak też się staje.
„Dzień, w którym zamieniłem się w ptaka” Ingrid Chabbert, Raul Nieto Guridi

Czy to dobra strategia? Czy Candela zwróci uwagę na nieśmiałe, ale pełne determinacji i konsekwentne w formie zaloty? W sumie nie jest to ważne. Tekst owszem przynosi odpowiedź, której oczywiście nie zdradzę. Istotne jest samo uczucie - proste, czyste i uskrzydlające. Kolejne etapy metamorfozy (od przebrania po odrzucenie kostiumu) odpowiadają poszczególnym stadiom zakochania.
„Dzień, w którym zamieniłem się w ptaka” Ingrid Chabbert, Raul Nieto Guridi

Zarówno tekst, jak i obraz wykorzystują z pozoru dość banalną metaforę (miłość, skrzydła, lot, ptak), jednak dzięki jej udosłownieniu nadają jej nowy wymiar i znaczenia. Trochę to przewrotne, lecz działa na emocje i na wyobraźnię.
„Dzień, w którym zamieniłem się w ptaka” Ingrid Chabbert, Raul Nieto Guridi

Miłość nie jest przy tym idealizowana. Zakochanie, zadurzenie choć tak piękne, że z niczym nieporównywalne, utrudnia zwykłe funkcjonowanie. Ciężko być ptakiem, gdy trzeba siedzieć w ławce, inni się śmieją i nie można grać w piłkę. Ale to nieistotne.

„Dzień, w którym zamieniłem się w ptaka” Ingrid Chabbert, Raul Nieto Guridi

Najważniejsze przesłanie tej książki brzmi jednak inaczej. Nieważne, czy to miłość, czy to przyjaźń, nie zbudujemy niczego wartościowego, jeśli nie otworzymy się na to, co pasjonuje drugą osobę. Tylko w ten sposób możemy spróbować zrozumieć jej / jego świat, a przez to pokazać, że on / ona są dla nas ważni. Ujmuje ukazanie wrażliwości, delikatności chłopca - nastolatek owszem bywa narratorem opowieści o miłości w literaturze dziecięcej i młodzieżowej, ale bardzo rzadko. 

„Dzień, w którym zamieniłem się w ptaka” Ingrid Chabbert, Raul Nieto Guridi

Delikatność uczucia odpowiada skromności tej książki. Szkicowane ołówkiem trochę odrealnione, minimalistyczne rysunki utrzymano w dość ograniczonej kolorystyce czerni, bieli, szarości i beżu. Gdzieniegdzie tylko na ptasich skrzydłach pojawia przygaszony błękit.

„Dzień, w którym zamieniłem się w ptaka” w magiczny sposób przeniesie do czasu pierwszych uczuć tych, którzy już zdążyli o nich zapomnieć. A dzieci? Tu może być różnie. Mam duży problem z przyporządkowaniem tej pozycji do jakiejś konkretnej grupy wiekowej. Picture book wzruszył 11-latkę, ale 9-latek raczej pozostał obojętny. Myślę, że po prostu trzeba trafić w ten właśnie konkretny czas, gdy treść książki pokryje się z tym, co przeżywane w rzeczywistości. 


DZIEŃ, W KTÓRYM ZAMIENIŁEM SIĘ W PTAKA
Tekst: Ingrid Chabbert
Ilustracje: Raul Nieto Guridi
Tłumaczenie: Sebastian Szymkowiak
Wydawnictwo: Łajka
Data wydania: 2016
Oprawa: twarda
Liczba stron: 40
Format/forma: midi
Sugerowany wiek: 10+, dla każdego
Oldschoolowa świnka - Mela na zakupach. Mela na rowerze

27 września

Oldschoolowa świnka - Mela na zakupach. Mela na rowerze

Ciepła, rozkoszna, słodko nieporadna i odważna - taka właśnie jest mała (chyba) świnka Mela, bohaterka dwóch książek Evy Eriksson „Mela na zakupach” „Mela na rowerze”.


Świat, w którym Mela dorasta, jest bezpieczny, swojski, trochę archaiczny. Na sto procent w kuchni pachnie drożdżowym ciastem i gęstą domową zupą. Jak to u babci, takiej  klasycznej, wręcz archetypicznej, w fartuchu i chustce na głowie. Takiej, która pilnuje, by Mela założyła kask, gdy wybiera się na rower, a jednocześnie pozwala małej na pierwsze próby dyskretnie kontrolowanej samodzielności podczas zakupów.

Mela to bowiem dziecko, które czuje się takie duże, takie dorosłe. Niestety, w zetknięciu z rzeczywistością okazuje się, że wielu rzeczy jeszcze nie potrafi, nie radzi sobie. Złości się więc, frustruje, a nawet próbuje nieporadnie kłamać (przemilczać pewne fakty). Babcia nie moralizuje, nie denerwuje się, cierpliwie wczuwa się za to w sytuację wnuczki, prowadzi, nie za rączkę, ale z bezpiecznym dystansem. A przede wszystkim robi to, co babcie potrafią najlepiej na świecie. Po prostu ufa dziecku, że da radę. Może nie od razu, ale da. Może nie do końca kupi to, co trzeba, ale czy to ważne? Nie, istotne, że dziecko cieszy się z tego, co udało mu się osiągnąć teraz w tej chwili, nawet jeśli efekt miał być odrobinę inny. Szczególnie że dorośli opiekunowie także popełniają błędy (patrz babcia na rowerze!).





Książki ujmują humorem sytuacyjnym, przedstawieniem prostych, zabawnych wydarzeń, które mogą wydarzyć się każdemu dziecku. Mimo zwierzęcych postaci świat przedstawiony jest bardzo zwykły, wręcz realistyczny, dzięki temu bliski dziecięcym doświadczeniom.

W obu przypadkach tekst napisano prostym językiem. Dominują krótkie zdania, często równoważniki i - co powinno ucieszyć rodziców czytających dzieciom na głos - zgrabne dialogi. Dzięki temu przygody świnki przyciągną uwagę nawet dwulatka. Przyznaję się bez bicia, był czas, gdy Melę znałam niemal na pamięć, a kilka tekstów z książek wzbogaciło na stałe nasz rodzinny idiolekt.


Pastelowe barwy, oldschoolowy rys ilustracji przywołują klimat starych książek dla dzieci, które nawet gdy ja byłam mała, trochę już trąciły myszką. Szczerze zdziwiłam się, że seria o Meli powstała na przełomie XX/XXI wieku. Obstawiałam lata 60., szczególnie że odwzorowane elementy świata przedstawionego także zdają się przynależeć do bardzo bardzo dawnej epoki. Zwróćcie uwagę na stroje, klasyczną wagę, miskę, w której odmaczają się brudne naczynia. Nie jest to wadą, wręcz przeciwnie doskonale oddaje ciepły, bezpieczny nastrój panujący w opowiadaniach. Tak jakby czas się zatrzymał specjalnie dla Meli.

Na koniec zagadka. Mela to świnka. Kim jest babcia Meli? Panuje tu bowiem pewien genetyczny chaos. Część mojej rodziny obstawiała psa, część dziwną niedźwiedzicę.

Przygody Meli znajdziecie w bibliotekach. Pojedyncze egzemplarze pewnie błąkają się po małych księgarniach.

MELA NA ZAKUPACH
Tekst i ilustracje: Eva Eriksson
Tłumaczenie: Agnieszka Stróżyk
Wydawnictwo: Zakamarki
Data wydania: 2009
Oprawa: twarda
Liczba stron: 28
Format/forma: midi
Rekomendowany wiek: 2+

MELA NA ROWERZE
Tekst i ilustracje: Eva Eriksson
Tłumaczenie: Agnieszka Stróżyk
Wydawnictwo: Zakamarki
Data wydania: 2009
Oprawa: twarda
Liczba stron: 28
Format/forma: midi
Rekomendowany wiek: 2+
Dojrzewanie żółwia (bez skorupy) - W koronie. Nie ma miejsca jak dąb

25 września

Dojrzewanie żółwia (bez skorupy) - W koronie. Nie ma miejsca jak dąb

Być żółwiem. Wyluzowanym indywidualistą (naszywki rządzą). Żółwim nastolatkiem (naszywki rządzą).  Takim gadzim hippisem  (naszywki rządzą i znaczą) - jeszcze nie zblazowanym, a po prostu wolnym.  Wszystko się dzieje gdzieś obok, poza twoim światem, a ty bujasz się w hamaku i odpoczywasz. Czas płynie na czilu*.

„W koronie. Nie ma miejsca jak dąb” Bartosz Sztybor, Piotr Nowacki i Łukasz Mazur

Taki właśnie pomysł na życie zdaje się mieć Tudo, główny bohater komiksu „W koronie. Nie ma miejsca jak dąb” autorstwa Bartosza Sztybora (scenariusz), Piotra Nowackiego (rysunki) i Łukasza Mazura (kolory). Wszystko się udaje do momentu, w którym w życie młodego żółwia wkracza (oczywiście wbrew jego woli) zbrodnia i polityka. Zbrodnia wcale nie taka straszna. Ot, zwykła kradzież, ale z punktu widzenia żółwia prawdziwa tragedia, gdyż ginie skorupa, istota żółwiowatości.  

„W koronie. Nie ma miejsca jak dąb” Bartosz Sztybor, Piotr Nowacki i Łukasz Mazur

To niestety nie koniec nieszczęść. Zakwestionowana zostaje bowiem tożsamość bohatera, bo przecież żółw bez skorupy to zwykły uzurpator, oszust, wcale-nie-żółw, a  na przykład wrona. I co najgorsze, oskarżenia te padają z ust najwyższej władzy, samego prezydenta, do którego Tudo udał się po pomoc. Zgodnie z obietnicami wyborczymi. Cóż, to był prezydent wszystkich żółwi. Tylko żółwi. Prawdziwych, co do których nie ma żadnych wątpliwości. W ten sposób Tudo doświadcza dwóch najgorszych doświadczeń w życiu - staje się bezdomny i zostaje uznaniowo wykluczony ze wspólnoty. Musi znaleźć swoje miejsce gdzieś indziej.

„W koronie. Nie ma miejsca jak dąb” Bartosz Sztybor, Piotr Nowacki i Łukasz Mazur

„W koronie. Nie ma miejsca jak dąb” to przede wszystkim opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości (znowu przypominam naszywki). Droga, w którą Tudo wyrusza, jednoznacznie kojarzy się z inicjacyjną wyprawą. I nie jest ważne, że jest do niej zmuszony, że nie chce, że zaburza to jego spokój. Nie lubię tego określenia, ale pasuje tu ono jak ulał - Tudo musi wyjść ze swojej strefy komfortu, by zacząć budować własny świat. Czy aby na pewno? Jaki świat? Z kim? I po co? Odpowiedzi na te pytania są w tym tomie jedynie zasygnalizowane. Najpewniejszym kandydatem na nowy dom żółwika staje się pewien dąb.

„W koronie. Nie ma miejsca jak dąb” Bartosz Sztybor, Piotr Nowacki i Łukasz Mazur
Komiks dotyka także innych problemów, zdawałoby się zupełnie nie przystających do doświadczeń dzieci. To polityka, które wkracza w życie żółwia dwukrotnie. Po raz pierwszy w postaci wykluczającego z żółwiej społeczności samozwańczego prezydenta. Po raz drugi, gdy Tudo zaczyna tworzyć zasady obowiązujące w jego nowym domu, w którym nie mieszka sam, ale tworzy wspólnotę z kretem i małpą. 

Świetnie, ale nie bezkrytycznie, scharakteryzowano tu demokrację bezpośrednią z jej wadami i zaletami. Nie ma tu analizy sceny politycznej, podziałów na lewicę, prawicę, centrum i peryferia. Historia dotyka tego, co najistotniejsze. Samej esencji władzy, niezależnie od tego, kto właśnie ją dzierży, i  stosunku rządzących do zwykłego obywatela, takiego jak Tudo. To opowieść o niespełnionych obietnicach wyborczych, populizmie, pustosłowiu, ale i o tym, czym może być prawdziwa demokracja, której zasad Tudo uczy się poprzez własne doświadczenia podczas wyprawy. 

„W koronie. Nie ma miejsca jak dąb” Bartosz Sztybor, Piotr Nowacki i Łukasz Mazur

Sama akcja, co oczywiste w przypadku opowieści o żółwiach, snuje się w dość powolnym tempie. Jej przyspieszenie w pewnym momencie jest pozorne. Pospieszne odkrywanie świata przez żółwia wynika raczej z zamysłu autorów i potraktowania tych wydarzeń jako szkicu, tła do tego, co kluczowe. Główny trzon historii stanowią bowiem rozważania bohaterów odnośnie ważnych idei, takie dziecięce dziwienie się światu i odkrywanie spraw podstawowych. Na szczęście scenarzysta opowiada historię z dużym dystansem. W tekście roi się od świetnych, dosadnych powiedzonek wykorzystujących humor sytuacyjny i zabawę znaczeniami - dosłownymi i metaforycznymi. Przykładowo „Jako prezydent powinieneś zamieszkać na szczycie. (...) Rezygnuję z większego bólu, jak będę spadał”. Nie wszystkie podteksty będą czytelne w stu procentach dla dzieci, ale nie stanowi to w tym przypadku problemu. I tak bawią.

„W koronie. Nie ma miejsca jak dąb” Bartosz Sztybor, Piotr Nowacki i Łukasz Mazur

Sposób postrzegania świata przez bohaterów przypomina trochę rozważania Chrupka i Miętusa ze świetnej serii autorstwa Delphine Bournay. Podobieństw jest znacznie więcej także w samym przedstawieniu graficznym postaci. W obu pozycjach bohaterowie są rysowani dość szkicowo, często kontur zostaje tylko zasygnalizowany, przy czym Piotrowi Nowackiemu udało się doskonale oddać zarówno charakter postaci, jak i targające nimi emocje.

Lekko przygaszoną, ale soczystą i dość kontrastową kolorystykę, za którą odpowiadał Łukasz Mazur, także utrzymano w podobnej tonacji. W komiksie tym kolor pełni poza tym ważne funkcje. Po pierwsze jako że zrezygnowano z klasycznych kadrów oddzielanych linią użyto go obok światła do wyróżniania poszczególnych scen. Po drugie w wielu miejscach barwa lub jej brak po prostu coś znaczą.

„W koronie. Nie ma miejsca jak dąb” Bartosz Sztybor, Piotr Nowacki i Łukasz Mazur

„W koronie. Nie ma miejsca jak dąb” to pozycja o rzeczach ważnych, o ideach, którą można czytać na wielu poziomach. Każdy z nich wciąga i zmusza do refleksji. Wykluczenie, inicjacja, dojrzewanie, władza, struktura społeczna, inność, wolność, identyfikacja z grupą - część z tych tematów może wydać się zbyt poważna dla dzieci. Bo czy 7-latka zainteresuje polityka? Tak podana z dużym prawdopodobieństwem tak. Warto jednak pamiętać, że komiks ten potraktowany jako zwykła opowieść o przygodzie pewnego żółwia też nic nie traci na swej wartości. A na refleksję nad ważnymi ideami przyjdzie czas.

My czekamy na rozwinięcie w kolejnych tomach wątku kryminalnego (kto połasił się na żółwią skorupę). I intryguje nas małpa. W końcu to ona stworzona jest do życia na szczycie. Czuję, że będzie się działo.

*Jako starsza pani posiłkowałam się słowniczkiem z innej pozycji tego samego tria autorskiego - z utrzymanej w hip-hopowym rytmie „Niebieskiej kapturki”. Z całą pewnością zagości ona na blogu.

W KORONIE 1. NIE MA MIEJSCA JAK DĄB
Scenariusz: Bartosz Sztybor
Rysunki: Piotr Nowacki
Kolor: Łukasz Mazur
Wydawnictwo: TADAM
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 48
Format/forma: komiksowe midi
Rekomendowany wiek: 6+

Od kataru po ebolę - „Cholera i inne choroby” kontra  „Chore historie”

21 września

Od kataru po ebolę - „Cholera i inne choroby” kontra „Chore historie”


Szanowni Państwo, tegoroczny sezon pociągania nosem, smarkania, przeziębień, gorączek i dreszczy uważam za otwarty. Oby do wiosny.

„Cholera i inne choroby” Łukasz Kaniewski, Karolina Kotowska,  „Chore historie” Gosia Kulik i Tomek Żarnecki

W związku z tym krótko, by zapuchniętych ocząt nie męczyć, ale treściwie, by zastrzyk wiedzy był jeden (no dwa), ale solidny, przedstawiam książki o wszystkim tym, co w medycynie najciekawsze - o chorobach, ich przyczynach i skutkach. O schorzeniach wszelkich - zarówno tych zwykłych, pospolitych i w miarę niegroźnych, jak i tych, które przyczyniły się do pandemii zmieniających historię świata.

„Cholera i inne choroby” Łukasz Kaniewski, Karolina Kotowska

Pierwsza z książek - „Cholera i inne choroby” Łukasza Kaniewskiego - tytuł ma mylący. O wielkich epidemiach i pandemiach autor wspomina w niej rzadko, za to ze swadą i humorem rozwodzi się nad tymi wszystkimi przypadłościami, które większość ludzi doskonale zna. Jak nie z autopsji, to choć ze słyszenia. Które z dzieci nie kojarzy niechcianych lokatorów naszych głów, kto nie zna choć jednego alergika lub okularnika. Wreszcie - któż nigdy nie próbował zerwać sobie strupa (niektórzy nawet zjeść).

„Cholera i inne choroby” Łukasz Kaniewski, Karolina Kotowska

Co robi nocą pani Owsikowa w przewodzie pokarmowym człowieka? A kto „cichy, konsekwentny / w jelicie zamknięty / buduje segmenty"? Dyskoteka w mózgu i wielki, nieprzerwany smutek, anoreksja i hipochondria, pospolite wirusówki i choroby cywilizacyjne (te najgorsze też), pasożyty - nie ma tu tematów tabu, autor niczego nie pomija i nie łagodzi, choć, jako że to książka dla młodych, nie wchodzi w zbytnie szczegóły i jak ognia unika terminologii. Za to lubuje się w obrazowych porównaniach, które wychodzą mu znakomicie.

Niejako mimochodem, bez zbędnej dydaktyki przemycono tu sporo informacji o zdrowym stylu życia, profilaktyce. Dzieci dowiedzą się między innymi, dlaczego mycie rąk i zębów jest tak ważne, czemu trzeba szczepić psy przeciwko wściekliźnie, po co odkaża się ranę.

„Cholera i inne choroby” Łukasz Kaniewski, Karolina Kotowska

Opis każdego schorzenia poprzedzają zazwyczaj humorystyczne, czasami trochę mroczne proste, zapadające w pamięć rymowanki. Przecież „Wirus przeziębienia / Ludzi nie ocenia / Po kolorze skóry ani po wyznaniu / Wszyscy są siostrami i braćmi / W kichaniu”. Dzięki nim, poprzez śmiech, czasami trudne tematy, stają się bardziej oswojone.

„Cholera i inne choroby” Łukasz Kaniewski, Karolina Kotowska

„Cholera i inne choroby” to także edytorski majstersztyk - twarda przyciągająca wzrok oprawa, konsekwentna znacząca krwista kolorystyka (choć pojawia się czerń nowotworu i depresji, w której czarne jest czarne i białe jest czarne), duża czytelna czcionka. Dodajcie do tego świetne operujące czytelnymi symbolami ilustracje Karoliny Kotowskiej i moje ulubione stylowo zaokrąglone brzegi stron.

Książkę napisano z myślą o dzieciach w wieku wczesnoszkolnym. Dorosły czytelnik raczej nie wzbogaci swojej wiedzy, ale może traktować tę pozycję jako ściągawkę ułatwiającą odpowiedzi na trudne pytania nawet przedszkolaków.

„Chore historie” Gosia Kulik i Tomek Żarnecki

W przypadku drugiej książki tytuł nie mógł być bardziej trafny. „Chore historie” Gosi Kulik i Tomka Żarneckiego w rzeczywistości opowiadają o wpływie różnych strasznych chorób na dzieje świata i konkretnych ludzi. Znajdziemy tu hasła poświęcone grypie, odrze, dżumie, cholerze, ospie prawdziwej, tyfusowi, gruźlicy, żółtej ferbrze, polio, eboli, AIDS, malarii, trądowi, a nawet kile. Owszem, nie pominięto podstawowych informacji o specyfice danej choroby, jej etiologii, objawach, ale najciekawszy w każdym przypadku jest bardzo bogaty kontekst historyczno-kulturowy.
„Chore historie” Gosia Kulik i Tomek Żarnecki

Niektóre fakty mnie zaskoczyły. Ptasi strój lekarzy zmagających się z epidemią dżumy, pochodzenie nazwy 'odra', wyposażenie trędowatego w leprozorium, związek pomiędzy szczepieniami przeciw polio a odnalezieniem Osamy bin Ladena. Czy wiecie, że pierwszy raz (świadomie) broń biologiczną wykorzystali Tatarzy już w XIV wieku?
„Chore historie” Gosia Kulik i Tomek Żarnecki

Większość przedstawionych chorób to już pieśń przeszłości. Zostały (prawie) całkowicie wyeliminowane, więcej wiemy o profilaktyce, mamy szczepionki i antybiotyki. Ale nie zawsze sprawa wygląda tak prosto. Najbardziej przeraził mnie rozdział dotyczący eboli. Naprawdę trudno uwierzyć, że to się dzieje współcześnie, a nie jest reliktem zamierzchłych czasów.

Zapis dawnych sposobów leczenia, przesądów, często nieludzkich i okrutnych, to miejscami trudna i przygnębiająca lektura. Symboliczne pogrzeby trędowatych, prześladowania Żydów obwinianych o wywołanie epidemii dżumy, szokujące eksperymenty z zarażaniem i ochotników, i niczego nieświadomych ludzi w celach badawczych, karmiciele wszy - to tylko wybrane przykłady. A legenda o Latającym Holenderze zyskuje zupełnie inny, konkretny wymiar.
„Chore historie” Gosia Kulik i Tomek Żarnecki

Autorzy w niebanalny sposób wykorzystują również elementy życiorysów różnych ciekawych postaci. Lekarze, naukowcy, odkrywcy wirusów, bakterii, szczepionek to oczywistość, obowiązek encyklopedysty. Tutaj jednak przywołane zostały sylwetki także innych osób - z kręgów szeroko rozumianej kultury i sztuki (m.in. malarz Giorgione, Albert Camus, Hegel), władców,  przestępców (trucicielka Tofana), odkrywców  i zwykłych, najczęściej anonimowych ludzi. Czyni to opowieść bardziej ludzką, mniej abstrakcyjną, po prostu bliższą, a miejscami wciągającą jak dobry kryminał. Sami sprawdźcie, dlaczego w tej pozycji znalazła się Pocahontas czy pierwowzór Robinsona Cruzoe.
„Chore historie” Gosia Kulik i Tomek Żarnecki

Oszałamia również szata graficzna książki. Już intrygująca okładka - czarna z krwistoczerwonym płóciennym grzbietem - zapowiada opowieść grozy i taki też klimat utrzymany jest w dalszej części. Nieco przerysowane ilustracje dopowiadają tekst - tam, gdzie trzeba, śmiesząc, a tam, gdzie to koniecznie, strasząc. Niektóre dość dosłownie interpretują tekst, inne z kolei odwołują się do symboliki, metafory, wszystkie jednak utrzymane są w bardzo spójnym stylu.

„Chore historie” zaciekawią starszych nastolatków, a nawet dorosłych. I to nie tylko zainteresowanych biologią, medycyną, ale i zafiksowanych na punkcie historii i kultury. I strasznych opowieści też.

---
Którą pozycję wybrać? W tym przypadku nie ma dylematu.

Oczekiwania młodszych dzieci i ich rodziców spełni  „Cholera i inne choroby”. Edukacyjna w dobrym tego słowa znaczeniu, opowiadająca o tych schorzeniach, przypadłościach, które są niestety blisko nas. I o tym, jak zdrowiej żyć.

Starsi niech sięgną po fascynujące „Chore historie” lepsze niż niejeden horror.

Obie książki łączy jedno. Pozwalają lepiej zrozumieć świat i innych, uwrażliwiają. To szczepionki przeciwko dyskryminowaniu innych ze względu na chorobę, niezależnie od tego, czy chodzi o trądzik czy trąd, malarię czy migrenę.

CHOLERA I INNE CHOROBY
Tekst: Łukasz Kaniewski
Ilustracje: Karolina Kotowska
Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: 2016
Oprawa: twarda
Liczba stron: 80
Format/forma: maksi
Rekomendowany wiek: 7+

CHORE HISTORIE
Tekst i ilustracje: Gosia Kulik, Tomek Żarnecki 
Wydawnictwo: Kocur Bury
Data wydania: 2016
Oprawa: twarda
Liczba stron: 96
Format/forma: maksi
Rekomendowany wiek: 11+

Dawniej, czyli drzewiej - wnęka w cycowej sukni

18 września

Dawniej, czyli drzewiej - wnęka w cycowej sukni

„Linijka-kareta okazała się czymś w rodzaju deski na czterech kołach i wprawiła Tosię w popłoch. Jak na tym usiąść, o co się oprzeć, czego trzymać?”* 
„Dawniej, czyli drzewiej” Małgorzata Strzałkowska, Adam Pękalski
Ach ta linijka. Tak jak Tosia nie potrafiłam sobie jej wyobrazić. Szukałam w encyklopediach, w książkach o pojazdach, gdzie się dało. Trafiałam owszem na definicje, opisy, ale zdjęcia nie znalazłam ani jednego, żadnej grafiki, nic. Dziecięca żądza wiedzy zderzyła się z brakiem desygnatu w najbliższym otoczeniu. Pech to pech. Aż w końcu po trzydziestu niemal latach zagadka nieszczęsnej (trochę już przeze mnie zapomnianej) linijki została rozwiązana. „Dawniej, czyli drzewiej” Małgorzaty Strzałkowskiej, strona 23 i bingo! Linijka w całej okazałości realistycznie narysowana przez Adama Pękalskiego.
„Dawniej, czyli drzewiej” Małgorzata Strzałkowska, Adam Pękalski

„Dawniej, czyli drzewiej” to fascynujący leksykon, w którym poprzez opowieść o słowach - tych nadal używanych i tych, które odeszły już do lamusa - autorka zabiera czytelnika w podróż po historii naszego języka. Ale nie tylko, to także kronika rozwoju naszej kultury, zapis wciąż zmieniających się obyczajów, otoczenia, po prostu życia.  Wspomniany lamus nie jest przy tym wedle współczesnego rozumienia graciarnią, ale zgodnie ze swoim pierwotnym, przywołanym na początku książki znaczeniem to najprawdziwszy skarbiec. 

„Dawniej, czyli drzewiej” Małgorzata Strzałkowska, Adam Pękalski

Przedziwna to podróż, intrygująca i zaskakująca. I uświadamiająca, że procesy językowe, których ślady znajdujemy w analizowanych słowach, nigdy się nie kończą. Na naszych oczach język wciąż ewoluuje, nieważne, czy tego chcemy, czy nie. Najszybciej zmienia się właśnie leksyka. Gramatyka - bardziej statyczna, konserwatywna - dłużej opiera się innowacjom. Jednak i ona czasem się poddaje. Tendencja do ujednolicania języka i jego reguł w końcu zwycięża. Odzwierciedlenie tych zależności znalazło się też w tej książce.
„Dawniej, czyli drzewiej” Małgorzata Strzałkowska, Adam Pękalski

Największą jej część wypełniają bowiem przykłady różnorodnych przesunięć znaczeniowych, sytuacji, w których jakieś słowo zaczyna oznaczać coś innego, zmienia swoje zabarwienie emocjonalne. Wszystkie podano w atrakcyjnej formie krótkich, zabawnych notek z dodatkowymi ciekawostkami trochę z zakresu historii, trochę kultury. Czytelnik dowie się między innymi, czy można tańczyć w paczce? Co aktor robił w sądzie? I dlaczego spacer letnika w letniku chłodnicą do chłodnika nikogo nie powinien dziwić w upalny dzień? Do czego służyły pokurcze na polowaniu? Czy królewski lub wdowi stolec ma coś wspólnego z toaletą? I dlaczego praszczur pozował do portretu ze szczątkami i pacynkami?

Nie pominięto także słów, które przestały być potrzebne, zniknęły wraz z przeobrażającym się światem, z rzeczami (desygnatami) przez nie nazywanymi. Nie znajdziemy w sklepie cycowej sukni ani fałszury,  nie skosztujemy bijanki lub gąszczu z rożenkami, nie wdrapiemy się na sernik. Co więcej, nawet staropolskie zwierzęta wydawały inne dźwięki niż współczesne psy, czaple czy sroki.

„Dawniej, czyli drzewiej” Małgorzata Strzałkowska, Adam Pękalski

Autorka jak doświadczony detektyw podąża za tropami ukrytymi w formach gramatycznych i frazeologicznych, które przetrwały do dziś. Skąd wiemy, że istniała kiedyś liczba podwójna? Z oboczności (różnych, prawidłowych odmian tego samego słowa). I dlaczego powinniśmy czcić książki? Jak najwięcej książek?

Bez trudnych pojęć, językoznawczej terminologii Małgorzata Strzałkowska mimochodem przemyca całkiem sporo gramatycznej wiedzy. Równie fascynują językoznawcze śledztwa pokazujące etymologię wyrazów i związków frazeologicznych. Co łączy czerwiec i czerwień? Dlaczego koniec jest szary? Skąd pochodzą hocki-klocki?
„Dawniej, czyli drzewiej” Małgorzata Strzałkowska, Adam Pękalski

W leksyce, frazeologii, tej dawnej i tej współczesnej, ukrywa się bogactwo polszczyzny. I o tym też jest ta pozycja. Autorka nie tylko pochyla się z szacunkiem nad dawnym językiem, ale także sygnalizuje pewne trendy obecne we współczesnym. Nie wartościuje zapożyczeń,  stanowiących często konieczność przy nazywaniu świata, którego nie było jeszcze kilka, kilkanaście lat temu (np. post). Delikatnie zwraca jednak czytelnikom uwagę, że często idą na skróty i nie korzystają z możliwości plastycznego lub precyzyjnego, emocjonalnego lub rzeczowego (w zależności od potrzeb) wyrażania myśli, że wybierają słowa-wytrychy, w tym słynne fajnie. Podejrzewam, że w książce dla dorosłych pojawiłoby się pewnie inne słowo, zaczynające się na z. Myślę, że fajnie by było, gdyby każdy fajny nauczyciel w swojej fajnej klasie rozpropagował fajną rozkładówkę przygotowaną przez fajną autorkę z fajnym słowem fajny i jeszcze fajniejszymi słowami, którymi fajnie jest fajnie zastąpić! To bardzo fajna przydatna i wartościowa rzecz.
„Dawniej, czyli drzewiej” Małgorzata Strzałkowska, Adam Pękalski

Ciekawy klimat retro nadają książce ilustracje Adama Pękalskiego, które w dowcipny sposób komentują tekst, często wyzyskując humor wynikający ze zderzenia różnych znaczeń tej samej formy. Większość z grafik to pełne szczegółów dość realistyczne scenki rodzajowe, w których świetnie, z dystansem sportretowano całą galerię ludzkich typów - od energicznej Hiszpanki poprzez jowialnych szlachciców, arystokratyczne damy i XIX-wieczne guwernantki po zagubionych w kaszy XVII-wiecznych Szwedów.
„Dawniej, czyli drzewiej” Małgorzata Strzałkowska, Adam Pękalski

Jednak na pierwszy plan już od okładki w układzie graficznym tej pozycji wysuwa się typografia. To istny poligon doświadczalny dla różnych fontów, krojów pisma. Pękalski bawi się liternictwem na wszystkie sposoby, czasami doprowadzając czytelnika wręcz do oczopląsu. Jednak w tym szaleństwie jest metoda. Pozorny nadmiar, bałagan kryje wiele dodatkowych znaczeń i skojarzeń. Jakich? Zachęcam do lektury. 


Wydawca rekomenduje pozycję dzieciom powyżej 7. roku życia. To dobra cezura, nawet fragmenty dotyczące trudniejszych zagadnień np. liczby podwójnej napisane zostały w bardzo prosty, obrazowy sposób. I co najważniejsze, dzięki znajomości historii naszego języka choć część słownictwa nieco przykurzonych lektur szkolnych stanie się bardziej zrozumiała. I nikogo nie zdziwi cycowa suknia matki Balladyny. 

* Cytat pochodzi z najbardziej wakacyjnej książki wszech czasów „Dziewczyny i chłopaka, czyli hecy na 14 fajerek” Hanny Ożogowskiej

DAWNIEJ, CZYLI DRZEWIEJ

Tekst: Małgorzata Strzałkowska
Ilustracje: Adam Pękalski
Wydawnictwo: Bajka
Data wydania: 2015
Oprawa: twarda
Liczba stron: 64
Format/forma: szczupłe maksi
Rekomendowany wiek: 7+
Mała czarna czy peplos - „Trendy i owędy” kontra „M.O.D.A."

14 września

Mała czarna czy peplos - „Trendy i owędy” kontra „M.O.D.A."

Dwie książki o modzie. Bardzo różne w formie, opracowane według zupełnie innych kluczy. Łączy je jedno. Wzbudziły zaciekawienie dwóch modowych ignorantek najchętniej odzianych w dżinsy i podkoszulki. Modne dżinsy i modne podkoszulki. Wyrażające nas dżinsy i podkoszulki.

książki o modzie „Trendy i owędy” Alicja Budzyńska, Katarzyna Olech-Michałowska, Agata Raczyńska, „M.O.D.A.” Katarzyna Świeżak, Katarzyna Bogucka

Ale żeby się dowiedzieć, że te nasze skromne stroje to także stylistyczna deklaracja, musiałyśmy zdobyć się na odwagę, przezwyciężyć nasze uprzedzenia i zaufać dwóm książkom. Pierwsza z nich to albumowe „Trendy i owędy” z założenia bardziej do oglądania, a druga „M.O.D.A.” - bardziej do czytania. Obie wydane w ramach doskonałych serii i obie z punktu widzenia pani w średnim wieku i początkującej nastolatki zaskakująco wciągające.

„Trendy i owędy” Alicja Budzyńska, Katarzyna Olech-Michałowska, Agata Raczyńska

„Trendy i owędy, czyli czego nie wiedzieliście o modzie, a chcielibyście wiedzieć” Alicji Budzyńskiej, Katarzyny Olech-Michałowskiej i Agaty Raczyńskiej to książka, którą naprawdę warto mieć na półce, nawet jeśli moda interesuje nas tyle, co zeszłoroczny śnieg. Nie przedstawiono jej bowiem tutaj jako wartości samej w sobie, ale wpleciono misternie w kulturę, historię, pokazano przenikanie się, oddziaływanie różnych aspektów życia z tym, co się wkłada na grzbiet, nogi i głowę.
„Trendy i owędy” Alicja Budzyńska, Katarzyna Olech-Michałowska, Agata Raczyńska

Autorki dowodzą, że w dziejach stroju (aż od starożytności) odbija się historia świata, jego przemian społecznych, kulturowych. Dość przypomnieć chociaż kontrowersje wokół damskiego garnituru, inspirowany mundurem, oszczędny w formie styl II wojny światowej czy pojawienie się mini. Nie mówiąc już o świetnym wykresie obrazującym zmiany ideału kobiecej sylwetki od średniowiecza po lata 80. XX wieku.

„Trendy i owędy” Alicja Budzyńska, Katarzyna Olech-Michałowska, Agata Raczyńska
Czytelnik pozna także kultowe, charakterystyczne projekty znanych domów mody, różnice pomiędzy kolekcjami prêt-à-porter a haute couture oraz ikony mody - ludzi, którzy przełamywali modowe stereotypy, a ich własny, niepowtarzalny styl inspirował projektantów.

„Trendy i owędy” Alicja Budzyńska, Katarzyna Olech-Michałowska, Agata Raczyńska

Nie pominięto także dodatków - od fryzur, nakryć głowy poprzez biżuterię, torebki, okulary aż po bieliznę czy buty (te do noszenia i te, w których chodzenie wydaje się niemożliwe). I tu pojawia się moje jedyne „ale". Fryzury, lata 80. Jaki mullet? Toż to czeski piłkarz!
„Trendy i owędy” Alicja Budzyńska, Katarzyna Olech-Michałowska, Agata Raczyńska

Ubiór to nie jedynie prosta ekspresja naszej osobowości. W kanonie mody autorki prezentują przykłady szat królewskich, odzieży sportowej, przebrań karnawałowych, wojskowych mundurów z różnych czasów i kultur, odzienia kapłanów, a nawet strojów identyfikujących poszczególne subkultury.

„Trendy i owędy” Alicja Budzyńska, Katarzyna Olech-Michałowska, Agata Raczyńska

Siła tej książki tkwi w bardzo oszczędnym operowaniu tekstem. Pełni on funkcję wspomagającą, pojawia się jako dopowiedzenie, notatka na boku projektu, krótki wstęp do rozdziału, wyjaśnienie trudnego terminu (a jest ich sporo). Większość informacji ukrywa się w doskonałych ilustracjach Agaty Raczyńskiej. Stylizowane na szkice projektanta mody, rysowane ołówkiem, jakby od niechcenia, opatrzone ręcznymi dopiskami.

Seria ART Egmontu, w której ukazała się ta pozycja, gwarantuje najwyższą jakość wydania. To edytorska perła - twarda oprawa, intrygująca bladoróżowa okładka, otwierająca książkę i doskonale wprowadzająca w jej klimat wycinanka, albumowy charakter i świetny, matowy papier to nie wszystko. Pomyślano nawet o szkicowniku i notatniku dla młodych projektantów. Tylko jak mazać po takim cudzie?

„M.O.D.A.” Katarzyna Świeżak, Katarzyna Bogucka


„M.O.D.A. Metki. Obcasy. Dżinsy. Adidasy” Katarzyny Świeżak to kolejna część świetnej serii Wydawnictwa Dwie Siostry zapoczątkowanej wielkim przebojem „D.O.M.E.K.” Autorka przedstawia w niej najciekawsze zjawiska w modzie ostatnich 150 lat. Zarówno te, które na stałe weszły do kanonu jak dżinsy, mała czarna, szpilki lub buty emu, jak i te, które okazały się raczej jednorazowym eksperymentem. Wyobraźcie sobie na przykład rajstopobuty albo ubrania z pluszaków.

„M.O.D.A.” Katarzyna Świeżak, Katarzyna Bogucka

Krótkie notki zawierają dość ciekawe informacje o powstaniu danej rzeczy bądź genezie zjawiska, anegdotki, fakty, dane, słynne nazwiska i jasny nawet dla dzieci kontekst kulturowy. Napisano je dość prostym językiem, w formie przypisów wyjaśniono terminy potencjalnie niezrozumiałe (np. menedżer, punk, brezent).

Autorka pokazuje związki mody ze zmianami w naszych zwyczajach, życiu codziennym. Część z pomysłów już wcielono w życie. Nikogo nie dziwi ekomoda, torby z brezentu. Ale ubrania z rozpylacza, dom w kieszeniach to jeszcze pieśń przyszłości.

„M.O.D.A.” Katarzyna Świeżak, Katarzyna Bogucka


„M.O.D.A.” to także, dzięki ilustracjom Katarzyny Boguckiej, uczta dla oka. Grafika utrzymana w charakterystycznym ekspresyjnym stylu artystki opowiada równoległą do tekstu pełną humoru historię. Kontrastowe mocne barwy, dynamika, ciągły ruch, interakcje pomiędzy postaciami sprawiają, że każda strona jest jak kolejny odcinek animowanego serialu oczywiście o modzie. Wprawne oko dostrzeże wiele smaczków, odniesień do popkultury, choć czasem to i owo młodszym dzieciom trzeba będzie wytłumaczyć. 

---

Którą pozycję wybrać? Najlepiej dwie, gdyż uzupełniają się doskonale. Obie przywracają modzie należne miejsce i traktują ją poważnie jako część naszej kultury, sztukę, sposób wyrażania siebie, a nie pustą pogoń za najnowszymi trendami z sieciówek. Obie również nie czynią z mody fetyszu, ale uwzględniają - bez wartościowania - nasze różne podejścia do tematu. 

Stonowane, eleganckie „Trendy” to fascynująca podróż po historii stroju niemalże od jego początków, pozycja dla każdego niezależnie od wieku. Inwestycja na lata. Nieco erudycyjne kompendium, nasycone konkretną wiedzą, choć tekstu tam mało. Można zabłysnąć w towarzystwie i zostać mistrzem Scrabble, mało kto wie przecież, co znaczą takie słowa jak szustokor, fortugał czy surcot. Do wertowania i oglądania w nieskończoność. Doskonałe graficznie i edytorsko. Perełka.

Pełna życia, ruchu „M.O.D.A.” skupia się raczej na czasach nam współczesnych. Sposób pisania, anegdotyczne podejście do tematu sprawiają, że raczej docenią ją młodsi czytelnicy. I oczywiście wielbiciele stylu Katarzyny Boguckiej. Ale kto wie?


TRENDY I OWĘDY, CZYLI CZEGO NIE WIEDZIELIŚCIE O MODZIE, A CHCIELIBYŚCIE WIEDZIEĆ

Tekst: Alicja Budzyńska, Katarzyna Olech-Michałowska
Ilustracje: Agata Raczyńska
Wydawnictwo: Egmont

Seria: Art
Data wydania: 2016
Oprawa: twarda
Liczba stron: 96
Format/forma: maksi
Rekomendowany wiek: 7+, dorośli


M.O.D.A. METKI. OBCASY. DŻINSY. ADIDASY 

Tekst: Katarzyna Świeżak
Ilustracje: Katarzyna Bogucka
Wydawnictwo: Dwie Siostry

Seria: S.E.R.I.A.
Data wydania: 2011
Oprawa: twarda
Liczba stron: 148
Format/forma: midi
Rekomendowany wiek: 7+


Matematyka ze sznurka i guzika, czyli raz, dwa, trzy przedszkolak liczy

11 września

Matematyka ze sznurka i guzika, czyli raz, dwa, trzy przedszkolak liczy

Przed matematyką nie ma ucieczki. Wiem, co mówię. Wybiera człowiek studia jak najdalsze od tej przeklętej królowej nauk. I co? I jest. Niby polonistyka, a tu wyskakuje jak królik z kapelusza statystyka językoznawcza, logika, jakieś programowanie, systemy, teorie, badania nad strukturą języka. A w codziennym życiu? Proszę bardzo - kredyty, procenty składane, metry kwadratowe i sześcienne, dodaj dwa jajka do kilograma mąki, wymieszaj roztwór w proporcjach 1:2. I tak w nieskończoność. Dlatego można matematyki nie lubić, ale trzeba ją znać i rozumieć. Chociaż podstawy. A teraz czas na prawdę oczywistą. Łatwiej coś zaakceptować, gdy widzimy tego praktyczne zastosowanie. Nie dla innych, ale dla nas. Konkretne, życiowe, najlepiej tu i teraz.
„Matematyka ze sznurka i guzika” Kristin Dahl, Mati Lepp

Z tego też założenia wyszła Kristin Dahl autorka „Matematyki ze sznurka i guzika”. To dość ciekawa, prosta książka zawierająca propozycje zabaw w liczenie, mierzenie i układanie, słowem porządkowanie świata za pomocą matematyki. Wszystkie przedstawione pomysły są w sam raz na poziomie przedszkolaka - od malucha po starszaka (uwaga rodzice, jeśli zagadki okażą się dla was za trudne, na końcu są odpowiedzi, do których zawsze możecie dyskretnie zajrzeć, by zachować autorytet). Większość z nich wydaje się bardzo oczywista, często intuicyjnie bawimy się właśnie w ten sposób razem z dziećmi. Tutaj zebrano je w jednym miejscu w dość atrakcyjnej (choć nieporywającej) formie zadań, które dziecko ma wykonać wraz z Magdą i Kubą, bohaterami książki.
„Matematyka ze sznurka i guzika” Kristin Dahl, Mati Lepp

„Matematyka ze sznurka i guzika” Kristin Dahl, Mati Lepp

We wszystkich zagadkach wykorzystywane są zwykłe przedmioty z najbliższego otoczenia - guziki, klocki, buty, zabawki, puszki, kartony, a nawet papier toaletowy. Przedszkolaki zamieniają się w detektywów czy domowych zaopatrzeniowców. Eksplorują wszystkie domowe zakamarki - kuchnię, łazienkę, przedpokój, własny pokój w poszukiwaniu matematycznych struktur. Grają, mierzą, ważą, mieszają, a przede wszystkim świetnie się bawią.
„Matematyka ze sznurka i guzika” Kristin Dahl, Mati Lepp

„Matematyka ze sznurka i guzika” Kristin Dahl, Mati Lepp

Bardzo przydatny, szczególnie z punktu widzenia rodzica, jest krótki poradnik pokazujący proste sposoby wspierania rozwoju umiejętności matematycznych w tym najwcześniejszym okresie. Wiem, że dla wielu osób będzie on zawierał same oczywistości, ale ja, czyli człowiek bez pojęcia o metodyce nauczania matematyki, znalazłam tam kilka cennych wskazówek.
„Matematyka ze sznurka i guzika” Kristin Dahl, Mati Lepp

„Matematyka ze sznurka i guzika” Kristin Dahl, Mati Lepp

Przyznam szczerze, że mój syn jakoś nie mógł się zaprzyjaźnić z bohaterami i ignorował próby czytania książki. Ale nie zmarnowała się ona, o nie. Chętnie bowiem wykonywał wszystkie zadania, jeśli tylko polecenia wydawałam ja - matka. Na moją zgubę. W książce znajduje się jeden straszny rozdział, przed którym przestrzegam. Dzięki niemu przez kilka miesięcy dziecko me z dumą i wielką radością wszędzie mnie anonsowało, podając moje imię i wiek. Albo informowało cały autobus, sklep, rodziców na przedszkolnej imprezie, ile lat skończę za rok, dwa czy trzy. To był dla mnie trudny czas😕😠.
„Matematyka ze sznurka i guzika” Kristin Dahl, Mati Lepp

Nie jest ważne więc, czy książka stanie się ulubioną lekturą przedszkolaków, czy tylko inspiracją dla rodziców. Warto po nią sięgnąć. Matematyka nie musi być zmorą. Może być dobrą zabawą. I łatwiej dzięki niej zrozumieć świat.


MATEMATYKA ZE SZNURKA I GUZIKA

Tekst: Kristin Dahl
Ilustracje: Mati Lepp

Tłumaczenie: Agnieszka Stróżyk

Wydawnictwo: Zakamarki

Data wydania: 2010
Oprawa: twarda
Liczba stron: 44
Format/forma: midi
Rekomendowany wiek:
3+

Copyright © 2017 Mamobab czyta