„Linijka-kareta okazała się czymś w rodzaju deski na czterech kołach i
wprawiła Tosię w popłoch. Jak na tym usiąść, o co się oprzeć, czego
trzymać?”*
Ach ta linijka. Tak jak Tosia nie potrafiłam sobie jej wyobrazić. Szukałam w encyklopediach, w książkach o pojazdach, gdzie się dało. Trafiałam owszem na definicje, opisy, ale zdjęcia nie znalazłam ani jednego, żadnej grafiki, nic. Dziecięca żądza wiedzy zderzyła się z brakiem desygnatu w najbliższym otoczeniu. Pech to pech. Aż w końcu po trzydziestu niemal latach zagadka nieszczęsnej (trochę już przeze mnie zapomnianej) linijki została rozwiązana. „Dawniej, czyli drzewiej” Małgorzaty Strzałkowskiej, strona 23 i bingo! Linijka w całej okazałości realistycznie narysowana przez Adama Pękalskiego.
„Dawniej, czyli drzewiej” to fascynujący leksykon, w którym poprzez opowieść o słowach - tych nadal używanych i tych, które odeszły już do lamusa - autorka zabiera czytelnika w podróż po historii naszego języka. Ale nie tylko, to także kronika rozwoju naszej kultury, zapis wciąż zmieniających się obyczajów, otoczenia, po prostu życia. Wspomniany lamus nie jest przy tym wedle współczesnego rozumienia graciarnią, ale zgodnie ze swoim pierwotnym, przywołanym na początku książki znaczeniem to najprawdziwszy skarbiec.
Przedziwna to podróż, intrygująca i zaskakująca. I uświadamiająca, że procesy językowe, których ślady znajdujemy w analizowanych słowach, nigdy się nie kończą. Na naszych oczach język wciąż ewoluuje, nieważne, czy tego chcemy, czy nie. Najszybciej zmienia się właśnie leksyka. Gramatyka - bardziej statyczna, konserwatywna - dłużej opiera się innowacjom. Jednak i ona czasem się poddaje. Tendencja do ujednolicania języka i jego reguł w końcu zwycięża. Odzwierciedlenie tych zależności znalazło się też w tej książce.
Największą jej część wypełniają bowiem przykłady różnorodnych przesunięć znaczeniowych, sytuacji, w których jakieś słowo zaczyna oznaczać coś innego, zmienia swoje zabarwienie emocjonalne. Wszystkie podano w atrakcyjnej formie krótkich, zabawnych notek z dodatkowymi ciekawostkami trochę z zakresu historii, trochę kultury. Czytelnik dowie się między innymi, czy można tańczyć w paczce? Co aktor robił w sądzie? I dlaczego spacer letnika w letniku chłodnicą do chłodnika nikogo nie powinien dziwić w upalny dzień? Do czego służyły pokurcze na polowaniu? Czy królewski lub wdowi stolec ma coś wspólnego z toaletą? I dlaczego praszczur pozował do portretu ze szczątkami i pacynkami?
Nie pominięto także słów, które przestały być potrzebne, zniknęły wraz z przeobrażającym się światem, z rzeczami (desygnatami) przez nie nazywanymi. Nie znajdziemy w sklepie cycowej sukni ani fałszury, nie skosztujemy bijanki lub gąszczu z rożenkami, nie wdrapiemy się na sernik. Co więcej, nawet staropolskie zwierzęta wydawały inne dźwięki niż współczesne psy, czaple czy sroki.
Autorka jak doświadczony detektyw podąża za tropami ukrytymi w formach gramatycznych i frazeologicznych, które przetrwały do dziś. Skąd wiemy, że istniała kiedyś liczba podwójna? Z oboczności (różnych, prawidłowych odmian tego samego słowa). I dlaczego powinniśmy czcić książki? Jak najwięcej książek?
Bez trudnych pojęć, językoznawczej terminologii Małgorzata Strzałkowska mimochodem przemyca całkiem sporo gramatycznej wiedzy. Równie fascynują językoznawcze śledztwa pokazujące etymologię wyrazów i związków frazeologicznych. Co łączy czerwiec i czerwień? Dlaczego koniec jest szary? Skąd pochodzą hocki-klocki?
Nie pominięto także słów, które przestały być potrzebne, zniknęły wraz z przeobrażającym się światem, z rzeczami (desygnatami) przez nie nazywanymi. Nie znajdziemy w sklepie cycowej sukni ani fałszury, nie skosztujemy bijanki lub gąszczu z rożenkami, nie wdrapiemy się na sernik. Co więcej, nawet staropolskie zwierzęta wydawały inne dźwięki niż współczesne psy, czaple czy sroki.
Autorka jak doświadczony detektyw podąża za tropami ukrytymi w formach gramatycznych i frazeologicznych, które przetrwały do dziś. Skąd wiemy, że istniała kiedyś liczba podwójna? Z oboczności (różnych, prawidłowych odmian tego samego słowa). I dlaczego powinniśmy czcić książki? Jak najwięcej książek?
Bez trudnych pojęć, językoznawczej terminologii Małgorzata Strzałkowska mimochodem przemyca całkiem sporo gramatycznej wiedzy. Równie fascynują językoznawcze śledztwa pokazujące etymologię wyrazów i związków frazeologicznych. Co łączy czerwiec i czerwień? Dlaczego koniec jest szary? Skąd pochodzą hocki-klocki?
W leksyce, frazeologii, tej dawnej i tej współczesnej, ukrywa się bogactwo polszczyzny. I o tym też jest ta pozycja. Autorka nie tylko pochyla się z szacunkiem nad dawnym językiem, ale także sygnalizuje pewne trendy obecne we współczesnym. Nie wartościuje zapożyczeń, stanowiących często konieczność przy nazywaniu świata, którego nie było jeszcze kilka, kilkanaście lat temu (np. post). Delikatnie zwraca jednak czytelnikom uwagę, że często idą na skróty i nie korzystają z możliwości plastycznego lub precyzyjnego, emocjonalnego lub rzeczowego (w zależności od potrzeb) wyrażania myśli, że wybierają słowa-wytrychy, w tym słynne fajnie. Podejrzewam, że w książce dla dorosłych pojawiłoby się pewnie inne słowo, zaczynające się na z. Myślę, że fajnie by było, gdyby każdy fajny nauczyciel w swojej fajnej klasie rozpropagował fajną rozkładówkę przygotowaną przez fajną autorkę z fajnym słowem fajny i jeszcze fajniejszymi słowami, którymi fajnie jest fajnie zastąpić! To bardzo fajna przydatna i wartościowa rzecz.
Ciekawy klimat retro nadają książce ilustracje Adama Pękalskiego, które w dowcipny sposób komentują tekst, często wyzyskując humor wynikający ze zderzenia różnych znaczeń tej samej formy. Większość z grafik to pełne szczegółów dość realistyczne scenki rodzajowe, w których świetnie, z dystansem sportretowano całą galerię ludzkich typów - od energicznej Hiszpanki poprzez jowialnych szlachciców, arystokratyczne damy i XIX-wieczne guwernantki po zagubionych w kaszy XVII-wiecznych Szwedów.
Jednak na pierwszy plan już od okładki w układzie graficznym tej pozycji wysuwa się typografia. To istny poligon doświadczalny dla różnych fontów, krojów pisma. Pękalski bawi się liternictwem na wszystkie sposoby, czasami doprowadzając czytelnika wręcz do oczopląsu. Jednak w tym szaleństwie jest metoda. Pozorny nadmiar, bałagan kryje wiele dodatkowych znaczeń i skojarzeń. Jakich? Zachęcam do lektury.
Wydawca rekomenduje pozycję dzieciom powyżej 7. roku życia. To dobra cezura, nawet fragmenty dotyczące trudniejszych zagadnień np. liczby podwójnej napisane zostały w bardzo prosty, obrazowy sposób. I co najważniejsze, dzięki znajomości historii naszego języka choć część słownictwa nieco przykurzonych lektur szkolnych stanie się bardziej zrozumiała. I nikogo nie zdziwi cycowa suknia matki Balladyny.
* Cytat pochodzi z najbardziej wakacyjnej książki wszech czasów „Dziewczyny i chłopaka, czyli hecy na 14 fajerek” Hanny Ożogowskiej
DAWNIEJ, CZYLI DRZEWIEJ
Tekst: Małgorzata Strzałkowska
Ilustracje: Adam Pękalski
Wydawnictwo: Bajka
Data wydania: 2015
Oprawa: twarda
Liczba stron: 64
Format/forma: szczupłe maksi
Liczba stron: 64
Format/forma: szczupłe maksi
Rekomendowany wiek: 7+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz