„Kruszynka”, czyli delikatność i bokserskie rękawice

28 kwietnia

„Kruszynka”, czyli delikatność i bokserskie rękawice


Kruchość i siła, subtelność i waleczność. Czy te cechy się wykluczają? „Kruszynka” Remiego Courgeona udowadnia, że nie. Gdy sytuacja tego wymaga nawet najdelikatniejszy, najbardziej niepozorny człowiek może przeistoczyć się w wojownika.

„Kruszynka” Remi Courgeon, Polarny Lis



Szczegółów prostej choć przewrotnej fabuły nie zamierzam zdradzać. Ot mała dziewczynka żyje w zdominowanym przez mężczyzn domu. Tata pracuje jako taksówkarz, ale kiedyś był górnikiem (nie istnieje bardziej wymowny symbol tradycyjnej rodziny), trzej bracia mają swoje pasje (piłka nożna, komputer, rower -  oczywiście stereotypowo chłopięce). Męski świat, pełen testosteronu. W tym wszystkim o swoją podmiotowość musi dosłownie walczyć najmłodsza z rodzeństwa, Paulina, tytułowa Kruszynka. I jako od jedynej kobiety w rodzinie od niej się wymaga, wszyscy automatycznie, bez refleksji zakładają, że te wszystkie domowe sprawy, to sprzątanie i tym podobne samo się zrobi. A jeśli nawet podział obowiązków podlega negocjacjom, głównym argumentem jest siła.
„Kruszynka” Remi Courgeon, Polarny Lis



W takim układzie Paulina stoi na z góry przegranej pozycji. Jak dalej potoczą się sprawy? Czy dziewczynka osiągnie swoje cele? Czy zrealizuje marzenia? Podpowiem, że Courgeon sprawnie posługuje się kliszami i do pewnego momentu serwuje nam opowieść dość przewidywalną i oczywistą, co w tym przypadku nie jest wadą. Wręcz przeciwnie wzmacnia to jej sugestywność, a pewien fabularny twist staje się jeszcze bardziej wymowny.

„Kruszynka” Remi Courgeon, Polarny Lis

Najbardziej do wyobraźni przemawiają jednak zadziorne ilustracje autora. Wielkie, gdyż książka wbrew tytułowi do kruszynek nie należy. Momentami zabawnie łączące rekwizyty ze świata pieczeni i odkurzaczy, z którego Kruszynka chce się wyrwać, ze światem, który musi poznać, by zyskać siłę. Wszystko po to, by odnaleźć siebie i swoje miejsce. Courgeon często wplata w ilustracje wręcz rzeźbiarskie ujęcia, wykorzystuje trochę przerysowany kontrast pomiędzy dużym a małym. Obrazy pełne są emocji, drobnych szczegółów, które wiele znaczą. Zwróćcie uwagę na spojrzenie dziewczynki, na jej postawę różną w różnych sytuacjach. Miód.
„Kruszynka” Remi Courgeon, Polarny Lis

Podczas pierwszej lektury przeszkadzało mi, że Paulina, by zawalczyć o siebie, musi grać według reguł stworzonych przez mężczyzn. Nie dlatego, że to lubi, że tego pragnie, ale dlatego, że to jedyna droga. Z drugiej strony to przecież tylko skuteczna taktyka, efektywne narzędzie. Dziewczynka pozostaje przy tym zawsze sobą.  Małą kobietą z własnymi marzeniami, pasjami, podejściem do świata. Zyskuje jedynie głos, siłę. To ona decyduje. Jest podmiotem, nie biernym przedmiotem.
„Kruszynka” Remi Courgeon, Polarny Lis

To lektura nie tylko dla dziewczyn i nie tylko dla dzieci. Warto przełamać narzucającą się kobiecą perspektywę interpretacyjną. Kruszynką przecież może być każdy. Dziewczynka, chłopiec, ktoś po prostu w danym momencie, w konkretnym wymiarze (zazwyczaj pozornie) słabszy, inny, zmuszony, by walczyć o siebie, o poczucie własnej wartości. Lecz najważniejszy jest przekaz, że kruchość nie oznacza słabości, delikatność może skrywać siłę. To przecież istota nie tylko kobiecości, ale bycia człowiekiem. 






KRUSZYNKA
Tekst i ilustracje: Remi Courgeon
Tłumaczenie: Sylwia Sawicka
Wydawnictwo: Polarny Lis
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 36
Format/forma: giga maksi
Sugerowany wiek: 6+

„Ziemia do Jadzi” i „Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem”, czyli ekscytująca przygoda i dorosłość według Franka

23 kwietnia

„Ziemia do Jadzi” i „Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem”, czyli ekscytująca przygoda i dorosłość według Franka


Jeden autor i dwie książki. Pierwsza świeżutka, z księgarnianych półek, druga z początków literackiej kariery autora znaleziona w domowej biblioteczce. Łączy je świetne wyczucie dziecięcego postrzegania świata. Takiego po prostu, takiego, w którym wszystko jest możliwe. I nie ma najmniejszego znaczenia, czy przeżywamy ekscytującą przygodę, czy mamy posprzątać pokój, czy snujemy wizje naszej przyszłości. Gdy mamy kilka lat, nic nas nie ogranicza. Od czego bowiem wyobraźnia. „Ziemia do Jadzi” i „Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” z tekstem Maćka Blaźniaka i ilustracjami Przemka Liputa (1) i samego autora (2) to lektury przyjemne, przy których naprawdę miło można spędzić czas. I pośmiać się trochę, i zadumać. Choć podobne, zwracają jednak uwagę na inny aspekt dziecięcej wrażliwości.


„Ziemia do Jadzi”, „Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” Maciek Blaźniak, Przemek Liput, Mamania, Ładne Halo


W „Ziemi do Jadzi” autor mierzy się z potwornym, odwiecznym problemem, który spędza sen z oczu kolejnym pokoleniom. To straszne hasło, ten rozkaz, to polecenie, które wytrąca z rytmu, paradoksalnie burzy porządek. POSPRZĄTAJ W SWOIM POKOJU! W tym przypadku dodatkowo sama Jadzia wywołała wilka z lasu. Zamarzyła o wizycie w planetarium, mama jednak postawiła ten straszny warunek.


„Ziemia do Jadzi”, Maciek Blaźniak, Przemek Liput, Mamania
„Ziemia do Jadzi”, Maciek Blaźniak, Przemek Liput, Mamania

Czy na pewno taki straszny? Czy ten powtarzalny obowiązek zawsze musi być nudny, uciążliwy i w ogóle bez sensu? O nie. Jadzia potrafi zamienić go w ekscytującą przygodę. Zbieranie porozrzucanych zabawek w przygotowanie misji kosmicznej, zwykły posiłek w tankowanie statku, a spacer z psem w niesamowitą wyprawę na inną planetę. Wyobraźnia ma moc. Fantazja dziecka nie zna żadnych ograniczeń.

„Ziemia do Jadzi”, Maciek Blaźniak, Przemek Liput, Mamania

„Ziemia do Jadzi”, Maciek Blaźniak, Przemek Liput, Mamania

„Ziemia do Jadzi” to jedna z bardziej wdzięcznych książek, które trafiły ostatnio w moje ręce. Przepełnia ją szczera radość, pozytywne szaleństwo doprawione odrobiną łobuzerki. Jadzia nie należy do dzieci, które dają sobie w kaszę dmuchać, Jadzia to mistrzyni kreacji, nieujarzmiona eksploratorka kosmicznych przestrzeni, MacGyver w rajstopkach w paski. Jadzia wie, czego chce, wie, do czego dąży i wszystko podporządkowuje temu celowi. Nawet codzienne obowiązki.

„Ziemia do Jadzi”, Maciek Blaźniak, Przemek Liput, Mamania

„Ziemia do Jadzi”, Maciek Blaźniak, Przemek Liput, Mamania


Ograniczony do minimum tekst (pojedyncze zdania, podpisy pod elementami ilustracji) nie oznacza, że mamy do czynienia z prostą, jednowymiarową historyjką. Wręcz przeciwnie, właściwa narracja toczy się bowiem w warstwie graficznej stworzonej przez Przemka Liputa. Czego tu nie ma! Mnóstwo wydarzeń, jeszcze więcej inspiracji (nie tylko dla Jadzi), multum zabawnych szczegółów. Spójrzcie choćby na kołnierz pooperacyjny psa czy na galaktykę z płatków śniadaniowych. Pozornie panuje tu misz-masz, a jednak wszystko gra i składa się w spójną całość podporządkowaną jednemu wyzwaniu - Kosmos czeka, by go odkryć. Nawet imię psa wydaje się być znaczące i wpisuje się w zainteresowania dziewczynki.

„Ziemia do Jadzi” nie należy do kategorii książek do jednorazowego przeczytania. To pozycja do odkrywania, wielokrotnego eksplorowania poszczególnych scen. To przygoda, która może rozgrywać się wciąż i wciąż. Nawet poza okładkami. Cóż stoi na przeszkodzie, by twórczo potraktować nasze własne codzienne obowiązki, wykorzystać wyobraźnię i przełamać rutynę?



---------
Tytuł drugiej pozycji sugeruje bardziej refleksyjny klimat. I owszem, tak jest, ale nie są to rozmyślania oczywiste, tym bardziej poważne. To raczej zabawna próba odpowiedzi na pewne zwyczajowe pytanie zadawane przez ciekawskie ciotki i wujków. Kim chcesz być, gdy będziesz dorosły. Przewrotną ripostę skrywa już sam tytuł. „Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” mówi narrator, czyli Franek - postrach porcelany.


„Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” Maciek Blaźniak, Ładne Halo


Podobnie jak Jadzia Franek to chłopiec rezolutny, o ugruntowanych poglądach, wiedzący, co chce w życiu robić. A chce być dzieckiem, bo bycie dzieckiem wyraźnie mu służy. Autor prezentuje czytelnikom wizję sielskiego dzieciństwa, w którym beztrosko można skakać po kałużach, budować błotne zamki, grać w piłkę czy w chowanego lub uprawiać awangardowe malarstwo na murze. To czas poznawania świata, sprawdzania, co się skrywa za zakrętem. I nawet szkoła jest fajna, gdyż bez niej niemożliwe byłoby odliczanie godzin do wakacji.

„Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” Maciek Blaźniak, Ładne Halo

„Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” to klasyczna dziecięca rymowanka, zabawna, przewrotna i momentami zmuszająca do myślenia. Nie wiem tylko, czy ten refleksyjny potencjał na pewno będzie czytelny dla dzieci, czy raczej jego właściwym adresatem nie jesteśmy my, dorośli. 

„Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” Maciek Blaźniak, Ładne Halo


Pod względem formy językowej książka raczej nie zaskakuje. Blaźniak posłużył się dość ograną konwencją, zwykłymi, typowymi dwuwierszami, z których każdy opisuje jedną myśl, jedną rozkładówkę. Nie ma tu jednak nudy, przewrotne podejście do tematu odświeża klasyczny schemat, dodatkowo czasami pojawiają się zabawne, zaskakujące neologizmy, w tym mistrzowskie misięniechcenie.

„Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” Maciek Blaźniak, Ładne Halo


Z przyjętą formą literacką dobrze koresponduje warstwa graficzna książki. Twarda okładka, gruby mięsisty papier, przygaszona kolorystyka przywodząca na myśl zeszyty z dawnych lat i charakterystyczne liniatury nadają książce przyjemny klimat retro. Trochę kanciaste, pełne humoru i dystansu rysunki przypominają stare kreskówki. Sam Franek ma w sobie coś z pomysłowego Dobromira. Słowem vintage w dobrym wydaniu.

„Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” Maciek Blaźniak, Ładne Halo

To nie koniec atrakcji. Autor zaprasza bowiem czytelników do współtworzenia opowieści. Dziecko na kilku stronach może określić własne plany, wizję swojej wymarzonej przyszłości. Karty stylizowane na zeszyt w linię wyglądają bardzo stylowo, ale w tym przypadku lepiej sprawdziłaby się po prostu pusta przestrzeń. Grupa docelowa tej pozycji raczej wyraża siebie jeszcze poprzez rysunek, rzadko który przedszkolak sprawnie włada piórem.
„Kiedy będę duży, to zostanę dzieckiem” Maciek Blaźniak, Ładne Halo

Obie pozycje odwołują się do samej istoty idealnego dzieciństwa, czasu beztroskiej zabawy, niczym nieograniczonej spontaniczności i zwykłej ciekawości świata. W obu lubię ten zawadiacki, hultajski pierwiastek. Ale moje serce skradła Jadzia. Rezolutna, współczesna dziewczynka, która wie, czego chce i pokazuje, że można wykorzystać każdą chwilę, że nuda to pojęcie względne, a dzięki mocy wyobraźni świat nie ma granic.

ZIEMIA DO JADZI
Tekst: Maciek Blaźniak
Ilustracje: Przemek Liput
Wydawnictwo: Mamania
Data wydania: 2019
Liczba stron: 40
Oprawa: twarda
Format/forma: midi
Sugerowany wiek: 3+, przedszkolaki

KIEDY BĘDĘ DUŻY, TO ZOSTANĘ DZIECKIEM
Tekst i ilustracje:
Maciek Blaźniak
Wydawnictwo: Ładne Halo
Data wydania: 2011
Liczba stron: 48
Oprawa: twarda
Format/forma: kwadratowe mini
Sugerowany wiek: 3+. przedszkolaki


„Wokabularz”, czyli ocalmy słowa od zapomnienia

16 kwietnia

„Wokabularz”, czyli ocalmy słowa od zapomnienia

Czasami słowa umierają. Zapomniane, zakurzone powoli odchodzą. Najpierw znikają z naszego żywego, czynnego języka. Nie używamy ich, nie potrzebujemy do opisywania codzienności, z całego dostępnego słownika wybieramy inne. Po pewnym czasie opuszczają też nasze bierne zasoby leksykalne, tracą treść, nie niosą z sobą żadnych konotacji. Gdy przestajemy je rozumieć, przestają znaczyć. Choćby lusztyk, fasoł byłyby dla mnie tylko zlepkiem liter bez treści, gdyby nie pewna książka. „Wokabularz” z tekstem Magdaleny Skrzeczkowskiej i ilustracjami Karoliny Kotowskiej wydany przez Stowarzyszenie Pracownia Etnograficzna im. Witolda Dynowskiego.


„Wokabularz”, Magdalena Skrzeczkowska, Karolina Kotowska, Stowarzyszenie Pracownia Etnograficzna

Autorki postawiły sobie ambitny cel - przybliżenie dzieciom dwudziestu wybranych archaizmów i historyzmów. Słów, które przestały być używane z różnych względów. Leksemów wypartych przez inne, bardziej atrakcyjne, współczesne, lepiej opisujące rzeczywistość. Wyrazów, których desygnaty również odeszły w niepamięć. W efekcie stworzyły ciekawy miks oryginalnego elementarza słów zapomnianych, żyjących tylko gdzieś na kartach książek i historii dwojga dzieci, które odkrywają, że każdy człowiek, czytelnik posiada wyjątkową, wręcz magiczną moc przywracania uśpionych leksemów do życia.



„Wokabularz”, Magdalena Skrzeczkowska, Karolina Kotowska, Stowarzyszenie Pracownia Etnograficzna

Sowa na okładce sugeruje, że będzie mądrze, erudycyjnie. Kolorystyka, grafika i liternictwo, że bardzo klasycznie i w retro klimacie. I tak właśnie jest. Rodzeństwo - Zosia i Maurycy - spędzają czas u babci i dziadka. Każda wizyta przebiega według pewnego schematu, którego ważną część stanowi czytanie przez dziadka wnukom wybranej książki z biblioteczki. Rytuał wart propagowania. Niestety, starszy pan zasypia. Cóż więc robią dzieci? Samodzielnie sięgają po lekturę, a w ich ręce wpada intrygujący tytuł „Wokabularz”. Cóż się w nim kryje? Czy to zgodnie z definicją tylko zwykły słownik? Czy może coś więcej?


„Wokabularz”, Magdalena Skrzeczkowska, Karolina Kotowska, Stowarzyszenie Pracownia Etnograficzna


Na szczęście autorka nie serwuje dzieciom alfabetycznego spisu słówek z wyjaśnieniem ich znaczenia. Choć fabuła służy w tym przypadku raczej jako pretekst do obrazowego zdefiniowania zapomnianych wyrazów, pokazania ich w akcji (dosłownie), w działaniu, czytelnik nie będzie znudzony. Dzieci bowiem ożywiają słowa, po prostu ich używając, chcąc je poznać i zrozumieć. Spotykają więc dwóch łobuzów - Huncwota i Hultaja, rozkochanego Absztyfikanta. Ucinają pogawędkę z Alkową, Godzinnikiem i Srokacinkami, wysłuchują wykładu i występu Piejaka, mają przelotny, błyskawiczny kontakt z Dunderem (dziwnie wygląda odmieniony), goszczą na imprezie sióstr Hulanek i przeżywają mnóstwo przygód z pozostałymi bohaterami-słowami.

„Wokabularz”, Magdalena Skrzeczkowska, Karolina Kotowska, Stowarzyszenie Pracownia Etnograficzna

Ciekawy zabieg to upostaciowienie słów poprzez nadanie im imion i nazwisk. Zazwyczaj jeden człon to omawiany leksem, drugi zaś delikatnie sugeruje znaczenie. To odniesienie potencjalnie nieznanego do powszechnie zrozumiałego bardzo ułatwia zapamiętanie. Poznajemy Hultaja Łobuza, Huncwota Rozrabiakę i już wiemy, z jakimi gagatkami mamy do czynienia.

„Wokabularz”, Magdalena Skrzeczkowska, Karolina Kotowska, Stowarzyszenie Pracownia Etnograficzna
Z treścią książki dobrze koreluje jej oprawa graficzna. Stylowa okładka w liściastej zieleni, mięsisty, żółtawy papier, przygaszone kolory oddają charakter starego słownika. Trochę przykurzonego, trochę wyblakłego od słońca. Z kolei humorystyczne ilustracje nadają całości lekkości. Przyznam, że rozczuliły mnie urocze kropeczki wyklejek.

„Wokabularz”, Magdalena Skrzeczkowska, Karolina Kotowska, Stowarzyszenie Pracownia Etnograficzna

Lubię tę opowieść, to subtelne pokazanie młodszym dzieciom bogactwa języka, zasobów, z których przecież wciąż można czerpać, wpływu jego użytkowników na kształt naszej mowy (to naprawdę magia). Autorki nie tylko zabawnie wyjaśniają znaczenie wybranych wyrazów, ale i przy okazji prezentują w przyjaznej formie kilka procesów, którym podlega każdy język. Uczą korelacji pomiędzy historią języka a zmianami w otaczającym jego użytkowników świecie. Bez terminologii, bez teorii. Po prostu na czytelnych przykładach. To naprawdę dobry wstęp do późniejszych, poważniejszych lekcji z nauki o języku. Co więcej, bardziej zaawansowani odbiorcy - rodzice, nauczyciele - mogą z tej lektury wyciągnąć mnóstwo innych, ciekawych tematów językoznawczych (i nie tylko). Odczarujmy leksykologię, semantykę, historię języka na tym najniższym poziomie. Naprawdę to fascynujące obszary nauki, trzeba je tylko umiejętnie pokazać.

„Wokabularz”, Magdalena Skrzeczkowska, Karolina Kotowska, Stowarzyszenie Pracownia Etnograficzna


Mimo lekkiego języka, prostej fabuły i obrazowego ukazania znaczeń poszczególnych słów książka zaciekawi raczej dzieci w wieku wczesnoszkolnym, choć nic nie stoi na przeszkodzie, by zgodnie z rekomendacją wydawnictwa podsunąć ją już starszym przedszkolakom. I sugestia dla dorosłych. Na wszelki wypadek przed lekturą zajrzyjcie do słowniczka na końcu książki. To świetna ściąga. Mimo że jestem polonistką, słów znam raczej wiele, dwa całkowicie mnie zaskoczyły, znaczenia jednego domyślałam się jedynie na podstawie jego budowy słowotwórczej i prawie trafiłam. Prawie.

„Wokabularz”, Magdalena Skrzeczkowska, Karolina Kotowska, Stowarzyszenie Pracownia Etnograficzna


„Wokabularz” powstał w ramach programu „Promocja języka polskiego”, który towarzyszył  kampanii społeczno-edukacyjnej „Ojczysty – dodaj do ulubionych”. Nie kupicie jej w księgarniach, za to możecie wciąż korzystać z darmowej wersji elektronicznej dostępnej na licencji Creative Commons. Znajdziecie ją między innymi tu https://etnograficzna.pl/projekty/wokabularz/
Korzystajcie. Przywróćcie wraz z dziećmi choć kilka słów do życia.

WOKABULARZ
Tekst: Magdalena Strzeczkowska
Ilustracje: Karolina Kotowska
Wydawnictwo: Stowarzyszenie Praownia Etnograficzna
Data wydania: 2012
Liczba stron: 52
Oprawa: twarda
Format/forma: midi
Sugerowany wiek: 6+
„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, czyli zielono mi

07 kwietnia

„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, czyli zielono mi

Grabki i łopatki gotowe? Nawozy i sadzonki kupione? Zapas odpowiedniej ziemi zgromadzony? Przyszła wiosna, czas, by zatroszczyć się o przydomowe ogrody, ogródki, grządki, rabatki, kwiaty, zioła. Pora odświeżyć balkonowe donice. Ogrodnicy, doświadczeni i początkujący, ruszają do boju. Stawka jest wysoka. Każdy przecież marzy o najpiękniejszym zieleńcu. Może warto więc poszukać nieoczywistych inspiracji, niecodziennych rozwiązań. Nudnym oklepanym tujom mówimy stanowcze NIE.

„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry


Jak zwykle z pomocą przychodzi literatura przedmiotu i kolejny tom cyklu S.E.R.I.A. - „O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”. Nie znajdziecie w nim porad, jak dbać o zasiewy, nie szukajcie tu też informacji, które rośliny sprawdzą się w cieniu, a które potrzebują do życia palącego słońca. O nie. Ewa Kołaczyńska, architektka krajobrazu, prezentuje bowiem czterdzieści dwa mniej lub bardziej oryginalne rozwiązania na urządzenie zielonych miejsc. Czterdzieści dwa prawdziwe ogrody z całego świata.

„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry

Na ponad stu pięćdziesięciu stronach autorka snuje ciekawą, wciągającą opowieść o sztuce ogrodnictwa. Napisaną lekkim, zwięzłym językiem dostosowanym do dziecięcego odbiorcy. Przy okazji przekazuje mnóstwo wiedzy z zakresu przyrody, techniki, kultury i historii, informacji, które mogą zaskoczyć nawet dorosłych. Już we wstępie widać, że młody czytelnik będzie tu traktowany poważnie. Książka zaczyna się bowiem jak każda prawdziwa naukowa pozycja od próby zdefiniowania podstawowych pojęć, od rozważań (krótkich), czym tak naprawdę jest ogród, jakie pełni funkcje.
„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry

Różnorodność prezentowanych form zadziwia, kreatywność projektantów robi wrażenie. Czytelnicy odwiedzą między innymi zielone plaże w samym centrum Berlina, tulipanowy zawrót głowy w Keukenhof oczywiście w Holandii, szwajcarską fabrykę pełną pnączy i ogród kaktusów na Wyspach Kanaryjskich. Polskę reprezentuje ogród na dachu Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie. Magiczne miejsce.
„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry


Autorka sięga również do historii i przedstawia choćby wiszące ogrody Babilonu (przy okazji prezentując pozostałe cuda starożytnego świata), barokowy ogród w Wersalu i renesansową Villę d'Este pełną źródeł, fontann, wodnych kaskad, wodospadów i sadzawek. W wielu przypadkach pokazano również jak odczytywać symboliczne znaczenia zapisane w samych projektach, kompozycji zieleni, elementach małej architektury. Doskonały przykład to przedziwny japoński ogród kamienny, w którym jedyne rośliny to kępki mchu. Pełen przekazu ogród bez nasadzeń. Warto również zwrócić uwagę na ogrody - pomniki, miejsca upamiętniające jakieś wydarzenie, jak choćby również japoński ogród 100 schodów poświęcony ofiarom trzęsienia ziemi w Kobe


„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry

„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry

Czasami jest dość dziwacznie, choć muszę przyznać, że zawsze efektownie. Często ogród stanowi pole ekspresji artystycznej, przestrzeń, na której można malować, rzeźbić, tworzyć, wykorzystując przy tym nie zawsze oczywiste materiały. Spójrzcie choćby na kaktusowe łoże, zaczarowane świetlne pole czy ogród jak z horroru, pilnowany przez całą dobę przez strażników. Zgromadzono w nim bowiem potencjalnych zabójców, trujące rośliny. Niektóre muszą być trzymane w klatkach! Innym razem jest na wskroś użytecznie, ekologicznie i po coś (przykładowo miejska farma w Nowym Jorku czy leczniczy ogród w szpitalu dziecięcym w Chicago).

„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry


Ogrody pionowe pnące się po ścianach budynków, balkonowe drzewa w Mediolanie, ogród w szczelinie na betonowym podwórku czy kieszonkowy park w Nowym Jorku udowadniają, że zieleń można mieć wszędzie, niemal w każdym, nawet pozornie nieprzyjaznym miejscu. Okazuje się, że brak przestrzeni, idealnych warunków nie jest żadnym ograniczeniem. Patrzę teraz na moje własne mieszkanie i trochę mi głupio. Brak słońca to chyba tylko zwykła wymówka, niezdarne wytłumaczenie ogrodniczych porażek. Czas wziąć się do roboty.

„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry

„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry

Autorzy zapraszają również czytelników do kreatywnej zabawy. Najmłodsi mogą podróżować po książce śladami czerwonego ptaszka, wyszukiwać różnice pomiędzy rysunkami lub ukryte postaci. Znajdziemy tu także instrukcję samodzielnego wykonania modnego ostatnio lasu w butelce albo oryginalnego latającego ogrodu. Przyznam, że kusił mnie słoikowy zieleniec, gdyż wydawał mi się tak prosty, że nawet urodzony zabójca wszystkich roślin, czyli ja, da radę utrzymać go przy życiu. Na szczęście ktoś mi uświadomił, że zamknięty ekosystem do przetrwania potrzebuje jednego elementu spoza pojemnika. Naturalnego światła. A tego w moim domu jest bardzo bardzo mało.

„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry

„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry

„O.G.R.Ó.D.” pod względem graficznym nie ustępuje pozostałym częściom cyklu S.E.R.I.A. (na blogu recenzowałam już dwa tomy - „D.O.M.E.K.” i „M.O.D.A."). Przejrzysty układ, spis treści w formie map, ikony i ikonki, wyliczenia, wypunktowania, schematy, komiksowe dymki - wszystkie te elementy sprawiają, że książka jest przyjazna w odbiorze nawet dla młodszych dzieci. Lekkie, bajecznie kolorowe ilustracje Adama Wójcickiego w dowcipny, humorystyczny sposób dopowiadają tekst, uzupełniają informacje. Prosto, czytelnie i przede wszystkim atrakcyjnie.

„O.G.R.Ó.D., czyli olśniewające grządki i rabatki ówczesne i dzisiejsze”, Ewa Kołaczyńska, Adam Wójcicki, Dwie Siostry

„O.G.R.Ó.D.” to książka, która zaciekawi i pięciolatka, i dorosłego. Przystępnie, ale nie infantylnie, z humorem, ale i z ogromem ważnych informacji i solidnej wiedzy to przepis, który sprawdza się we wszystkich częściach cyklu S.E.R.I.A. Ten tom również nie zawodzi.

O.G.R.Ó.D., CZYLI OLŚNIEWAJĄCE GRZĄDKI I RABATKI ÓWCZESNE I DZISIEJSZE
Tekst: Ewa Kołaczyńska
Ilustracje: Adam Wójcicki
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Seria: S.E.R.I.A.
Data wydania: 2016
Liczba stron: 168
Oprawa: twarda
Format/forma: kwadratowe midi
Sugerowany wiek: 5+

„D.O.M.E.K.”, „Archistoria", „Ale miasta”, czyli domki, domy, budynki, budowle, miasta

03 kwietnia

„D.O.M.E.K.”, „Archistoria", „Ale miasta”, czyli domki, domy, budynki, budowle, miasta

Domy, domki, budynki. Miasta, miasteczka, wsie i osiedla. Mieszkałam w wielu miejscach i nauczyłam się jednego. Architektura ma znaczenie, wpływa na jakość naszego życia i nie chodzi tu tylko o względy estetyczne. Czuję, że piszę o oczywistościach. Z drugiej  strony kilka lat w spartaczonym pod wszystkimi możliwymi projektowymi aspektami miejscu udowodniło  mi, że ta podstawowa wydawałoby się myśl jest obca ludziom decydującym o świecie wokół nas. Urzędnikom, decydentom, deweloperom i - co najgorsze - niektórym architektom. Cóż na wiele rzeczy mamy jedynie ograniczony wpływ, ale najbliższe otoczenie możemy kształtować sami. Dobre i to.
„D.O.M.E.K” Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Dwie Siostry, „Archistoria” Magdalena Jeleńska, Acapulco Studio, Muchomor , „Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia

Skąd jednak czerpać wzorce? Gdzie szukać inspiracji? Jak nauczyć się odróżniać dobre projekty od tych, które nigdy nie powinny zostać zrealizowane? Można się tego nauczyć, a edukację najlepiej rozpocząć już od najmłodszych lat. Od pierwszych budowli z klocków, od nieporadnych jeszcze rysunków. Nigdy nie jest za wcześnie. Z pomocą jak zwykle przychodzi literatura, w tym przypadku pozycje poświęcone niesamowitym budynkom, budowlom i konstrukcjom. Jedną z takich książek przedstawiałam już na blogu - to „Monumentalne. Cuda i rekordy architektury” (klik do recenzji), w której Sarah Tavernier i Alexandre Verhille przybliżają (nie tylko) młodszym czytelnikom najsłynniejsze lub w jakiś sposób zadziwiające obiekty z całego świata. Dziś kolejne trzy: „D.O.M.E.K.”, „Archistoria” i trochę inne, ale wpisujące się doskonale w temat „Ale miasta”.
„D.O.M.E.K” Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Dwie Siostry
„D.O.M.E.K.” Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Dwie Siostry

„D.O.M.E.K., czyli doskonałe okazy małych i efektownych konstrukcji” to debiut Aleksandry i Daniela Mizielińskich. Lektura wciągająca i zaskakująca, dziś już klasyk znany chyba wszystkim, który zapoczątkował świetny cykl S.E.R.I.A.* Ten podręcznik domkologii stosowanej zawiera opis trzydziestu pięciu domków, czyli trzydzieści pięć dowodów na nieograniczone możliwości ludzkiej wyobraźni. Dom norkę (ukochany❤), bąblowiec, dmuchaniec, wielki dom z ogromnymi kolcami, żagiel, rurę, UFO, specjalny domek do picia herbaty i wiele wiele innych. Wszystkie opisane lekkim, pełnym humoru językiem.

„D.O.M.E.K” Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Dwie Siostry
„D.O.M.E.K.” Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Dwie Siostry


Leksykon ten to z jednej strony fantastyczna, pobudzająca fantazję i kreatywność lektura, z drugiej przewodnik po awangardowych jeszcze nie tak dawno projektach, które już na stałe weszły do kanonu klasycznych realizacji architektonicznych. Mimo lekkiej, przystosowanej do percepcji małego czytelnika formy, książka ta to solidne kompendium wiedzy o sztuce projektowania budynków mieszkalnych w drugiej połowie XX wieku.
„D.O.M.E.K” Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Dwie Siostry
„D.O.M.E.K.” Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Dwie Siostry

„D.O.M.E.K.” to także pozycja idealnie opracowana pod względem graficznym. Uwielbiam charakterystyczną kreskę duetu Mizielińskich - trochę prześmiewczą, momentami wręcz karykaturalną, pełną jednak ciepła i dzięki dobrze dobranej, wyrazistej kolorystyce atrakcyjną już dla maluchów. Każdy domek został zabawnie opisany nie tylko słowem, ale i obrazem według jednego czytelnego schematu, którego istotnym elementem są łatwe do rozszyfrowania ikonki. Dzięki nim poznajemy architektów, kraj, w którym dany dom się znajduje, datę zbudowania, materiał, z którego został wytworzony i jeszcze kilka istotnych informacji. Dodatkowo poruszanie się po książce ułatwiają wygodne, przejrzyste mapki, odnośniki, opisy rysunków, szkicowe plany budynków. Co więcej, w wielu przypadkach autorzy starają się pokazać szerszy kontekst kulturowy bądź naukowy. Mali czytelnicy dowiedzą się między innymi, co się robi w laboratorium hydrobiologii, kogo można spotkać w UFO i co łączy dwa Sfinksy.
„D.O.M.E.K” Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Dwie Siostry
„D.O.M.E.K.” Aleksandra i Daniel Mizielińscy, Dwie Siostry

Wydawca rekomenduje książkę dzieciom powyżej piątego roku życia. I słusznie, choć przyznam, że „D.O.M.E.K." w 2008 roku podbił serce pewnej dziś już nastoletniej trzylatki. Nie skupiała się na tekście, na to było stanowczo zbyt wcześnie, ale ilustracje to było to. Wertowane, analizowane bawiły, zaskakiwały i stanowiły inspirację do wymyślania własnych konstrukcji typu 'złączyłam trzy klocki. Mamo, co to?'.

„Archistoria” Magdalena Jeleńska, Acapulco Studio, Muchomor
„Archistoria” Magdalena Jeleńska, Acapulco Studio, Muchomor

„Archistoria” to pozycja nieco poważniejsza, bardziej wymagająca, nietypowy leksykon, w którym autorka, architektka Magdalena Jeleńska, przygotowała ciekawy przegląd najważniejszych lub najciekawszych budowli z całego świata. Nie ogranicza się przy tym jedynie do współczesności, sięga głębiej, aż do starożytności, wspominając przy tym gdzieniegdzie o czasach prehistorycznych. Nie jest to jednak klasyczny, chronologiczny wykład z dziejów architektury. Punktem wyjścia do snucia opowieści staje się tutaj bowiem materiał (kamień, cegła, beton, szkło), funkcja lub forma (dom, wieża, most, łuk, kopuła, budowla centralna, bazylika). W sumie znajdziemy tu ponad sto fascynujących realizacji ze wszystkich epok i zakątków świata, w tym między innymi piramidy, zigguraty, pałace, fabryki, obiekty sakralne i biurowce.
„Archistoria” Magdalena Jeleńska, Acapulco Studio, Muchomor
„Archistoria” Magdalena Jeleńska, Acapulco Studio, Muchomor

Konstrukcja książki pozwala wychwytywać różnice i podobieństwa, rozwój różnych technologii i ciągłość samej myśli architektonicznej. Niektóre informacje zadziwiły moje dzieci. Choćby beton, który kojarzy się raczej z współczesnością. Okazuje się, że stosowano go już w starożytnym Rzymie do wznoszenia świątyń, akweduktów, dróg, łuków i kopuł.
„Archistoria” Magdalena Jeleńska, Acapulco Studio, Muchomor
„Archistoria” Magdalena Jeleńska, Acapulco Studio, Muchomor

Większą część tekstu napisano raczej prostym, dziecięcym językiem, choć pod względem nasycenia szczegółami, konkretami dostosowanym raczej do możliwości poznawczych starszych uczniów. Momentami jednak (na szczęście bardzo rzadko!) pojawia się dość suchy, naukowy styl, który młodszych może po prostu nużyć. Autorka nie unika terminów branżowych, dba przy tym, by zawsze były one obrazowo wytłumaczone. I to z reguły się udaje.
„Archistoria” Magdalena Jeleńska, Acapulco Studio, Muchomor
„Archistoria” Magdalena Jeleńska, Acapulco Studio, Muchomor

Lekturę ułatwia również podzielenie poszczególnych opisów na krótkie, treściwe podpunkty. Forma książki pełnej ciekawostek, anegdotek, porównań pozwala już młodszym nastolatkom na naukę rozumienia architektury. Naukę nie poprzez żmudne wkuwanie formułek i definicji, ale poprzez zanurzenie się w świecie cegieł, szkła, betonu i kamienia, który naprawdę może fascynować, zachwycać aluzjami, symbolami. Warto w budynkach widzieć więcej niż tylko gołe ściany.
„Archistoria” Magdalena Jeleńska, Acapulco Studio, Muchomor
„Archistoria” Magdalena Jeleńska, Acapulco Studio, Muchomor

Oczywiście, jak na pozycję o doskonałych formach w skali makro przystało, „Archistoria” to książka dobrze zaprojektowana. Oprawa graficzna, za którą odpowiadało Acapulco Studio, czyli Agata Dudek i Małgorzata Nowak, jest przemyślana w każdym calu. Od atrakcyjnej typografii, geometrycznych, przyciągających wzrok kształtów po dobry balans pomiędzy dosłownością, odwzorowaniem rzeczywistości a umownością, grą obrazem i znaczeniem. Wszystko to okraszono dość dużą dozą humoru. 

„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia
„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia

„Ale miasta” z tekstem Joanny Łozińskiej przenoszą architektoniczne poszukiwania lekturowe na wyższy poziom. To nie książka o konkretnych budynkach, ale o ich masie. To wstęp do zrozumienia, czym jest urbanistyka i jak kształtuje ona nasze życie. Postawienie budynku, nawet najwspanialszego, to przecież dopiero pierwszy krok. Potrzebne jest dopełnienie, kontekst, który daje otoczenie. Wpisanie projektu w tkankę miasta (i ogólniej przestrzeni) to sztuka, którą niestety dziś traktuje się po macoszemu. Ponad połowa ludzi na Ziemi mieszka w miastach. To zobowiązuje.

„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia
„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia
Autorzy prezentują w sumie sylwetki czterdziestu jeden miast. Każde z nich jest inne, czymś zadziwia, zaskakuje, każde ma bądź miało swoją wyrazistą tożsamość. Poznajemy miasta uznawane w różnych wierzeniach za święte (Waranasi, Jerozolima) i miasta pęknięte, sztucznie podzielone wbrew tradycji, wbrew genezie arbitralną decyzją polityków (Berlin i mur, Nikozja, Cieszyn). Te zbudowane klasycznie i te z drewna i papieru, z gliny i wykute w skale. Odwiedzamy metropolie w rozkwicie i miejsca, które już nie istnieją. Te, które umierają, i te, które rozprzestrzeniają we wszystkich kierunkach - pochłaniające nie tylko tereny wokół, ale i opanowujące podziemia i pnące się do chmur. Wreszcie miasta, które jak feniks rodzą się na nowo.
„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia
„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia

Niemal każdy z opisów dowodzi, że w architekturze miast, ich układzie zapisana jest historia świata. Dlaczego niektóre miejsca są do siebie tak podobne, mimo że wcale nie znajdują się blisko siebie? Skąd się wzięły architektoniczne schematy, według których lokowano osady? Dlaczego akurat w Stanach Zjednoczonych tak często spotykamy miasta duchów? I wreszcie jak to możliwe, że istnieją monumentalne wręcz miasta, o których świat zapomniał na tysiąclecia? Tajemnicze, zagadkowe, zagubione gdzieś w dżungli czy na pustyni? Odpowiedzi szukajcie w książce. Autorka zadbała o niezbędny kontekst historyczny - z jednej strony szkicowy, ale z drugiej wyjaśniający to, co najważniejsze. 

„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia

To nie tylko historia sukcesów, ale i architektonicznych porażek, miast, w których zabrakło najważniejszego - życia (Brasilia). Do wyobraźni przemawiają przykłady tego, jak życie weryfikuje nawet najlepsze wizje projektantów (np. Petersburg, Masdar). O tożsamości miasta, jego obliczu decyduje bowiem połączenie dwóch składników - architektury (nie zawsze poprzedzonej planowaniem) i ludzkich potrzeb. Autorzy w wielu miejscach, na przykładzie konkretnych miejsc, poruszają problemy, z którymi mierzy się wiele metropolii. Przykładem choćby Wenecja i turyści. Niezbędni i zbędni jednocześnie. Napędzający gospodarkę miasta i jednocześnie działający na nie destrukcyjnie. Jak to połączyć? Czy zatrute środowisko w Chinach to skutek uboczny rozwoju, którego nie dało się w żaden sposób uniknąć? A może istniał sposób, by zapobiec degradacji otoczenia wcześniej? Autorka nie daje odpowiedzi, bo i nie takie jest jej zadanie. Prowokuje jedynie do myślenia, do zadawania pytań.
„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia
„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia

„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia
Tekstowi towarzyszą ciekawe ilustracje autorstwa Maćka Blażniaka. W dość prostych, niekiedy  wręcz geometrycznych formach udało mu się oddać ducha opisywanych miejsc, wychwycić to, co najważniejsze. Największe wrażenie zrobił na mnie przejrzysty układ książki. Każdy rozdział poprzedzają niemal puste wielkie czerwone strony z krótkim niemal filozoficznym wprowadzeniem, sugestią, w jaki sposób powinniśmy spojrzeć na prezentowane w dalszej części miasta. To chwila refleksji, zatrzymania się, przemyśleń. Podobną funkcję pełnią rozkładówki wypełnione jedynie obrazami - konkretnymi migawkami z życia mieszkańców, czasami przypominającymi gigantyczne pocztówki, zawsze zawierającymi jakiś symbol, klucz, przesłanie. 



„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia
„Ale miasta” Joanna Łozińska, Maciek Blaźniak, Wytwórnia

Wszystkie trzy pozycje opowiadają o tym samym - o architekturze i jej związkach z historią, kulturą. Każda z nich skupia się jednak na czymś innym, prezentuje świat niesamowitych konstrukcji, projektów z odmiennej perspektywy. „D.O.M.E.K.” pokazuje to, co najbliższe, tuż obok. Dom, miejsce do mieszkania. „Archistoria” uzupełnia ten obraz o to, co nieco dalej. „Ale miasta” odchodzą od szczegółu, w nich widzimy całość, uogólnienie, możemy wpisać uzyskaną wcześniej wiedzę w szerszy kontekst. I taka też jest najlepsza kolejność poznawania architektonicznego elementarza. Od własnego domu po ulicę, od ulicy po miasto (lub wieś lub jeszcze coś innego), od miasta po cały świat. 

Autorzy wszystkich książek uwzględnili również polskie realizacje. Poznamy projekt domku dla bezdomnych Krzysztofa Wodiczki, igloo Witolda Lipińskiego i dom na cienkich nogach Przema Łukasika. Dowiemy się, z czego zbudowano Bazylikę Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Gdańsku, zamek w Malborku, Muzeum Katyńskie i szczecińską Filharmonię. Zobaczymy pewną kamienicę w Kazimierzu Dolnym, wieżę książęcą w Siedlęcinie, arkę w Brennej, most spawany w Maurzycach i wrocławską Halę Stulecia. Wreszcie wybierzemy się na wycieczkę do Trójmiasta, Podkowy Leśnej i Cieszyna.

Czytajcie z dziećmi książki o architekturze. Wspólnie. Być może w przyszłości świat wokół nas stanie się piękniejszy, bardziej funkcjonalny, przyjaźniejszy. „D.O.M.E.K.” zaciekawi już 4-, 5-latka, „Archistoria” i „Ale miasta” to pozycje dla bardziej zaawansowanego czytelnika, mniej więcej 8-, 9-letniego. Górnej granicy wiekowej nie określę. Wszystkie trzy książki przeczytałam z wielką przyjemnością (pierwszą wielokrotnie) i zaświadczam, że nawet dorośli znajdą w nich mnóstwo smaczków, anegdotek, informacji i po prostu solidnej wiedzy. Bardzo polecam.


News z ostatniej chwili. „Ale miasta” zostały nagrodzone przez Łódź Design Festiwal w plebiscycie must have 2019. Serdecznie gratuluję!
*S.E.R.I.A gościła już na blogu. Klik do recenzji jednego z tomów - M.O.D.A

D.O.M.E.K., CZYLI DOSKONAŁE OKAZY MAŁYCH I EFEKTOWNYCH KONSTRUKCJI
Tekst i ilustracje: Aleksandra i Daniel Mizielińscy (w wydaniu Mamobaba jeszcze Aleksandra Machowiak)
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Seria: S.E.R.I.A.
Data wydania: 2009 (wydanie II)
Liczba stron: 152
Oprawa: twarda
Format/forma: kwadratowe midi
Sugerowany wiek: 5+



ARCHISTORIA
Tekst: Magdalena Jeleńska
Ilustracje: Acapulco Studio (Agata Dudek, Małgorzata Nowak)
Wydawnictwo: Muchomor
Data wydania: 2018
Liczba stron: 96
Oprawa: twarda
Format/forma: maksi
Sugerowany wiek: 10+



ALE MIASTA
Tekst: Joanna Łozińska
Ilustracje: Maciek Blaźniak
Wydawnictwo: Wytwórnia
Data wydania: 2018
Liczba stron:
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format/forma: maksi
Sugerowany wiek: 10+ (według Mamobaba 8+)


Copyright © 2017 Mamobab czyta