Remonty czasami przypominają wykopaliska. Przenosisz tony książek z miejsca na miejsce, przekładasz z kupki na kupkę, aż tu nagle jakiś zapomniany tytuł z tylnego rzędu przyciąga twoją uwagę. Tym razem były to „Opowieści straszne i niestraszne” Cornelii Funke, które towarzyszyły nam w wakacyjne wieczory dobrych kilka lat temu. Miłe wspomnienia, ale powtórnej lekturze towarzyszyło lekkie rozczarowanie. Warto jednak przypomnieć ten zbiór, gdyż w części opowiadań Funke po raz kolejny udowadnia, że zasługuje na tytuł mistrzyni tworzenia fantastycznych światów.
Zbiór trzydziestu krótkich, mało skomplikowanych opowiadań to kompilacja pięciu oryginalnych tomików, które ukazały się w latach 90. na rynku niemieckim. Z jednej strony to atut. Otrzymujemy książkę, w której dosłownie każdy znajdzie coś dla siebie, niezależnie od preferencji czytelniczych. Twoje dziecko lubi realistyczne opowieści o dziecięcych przyjaźniach i problemach? Proszę bardzo. Twój przedszkolak woli jednak zanurzyć się w świat fantastycznych smoków i walczących z nimi rycerzy? Nie ma sprawy. Potrzebna odrobina kontrolowanego strachu? Przecież już sam tytuł sugeruje, że znajdziecie tam delikatny dreszczyk emocji. Wydawałoby się, że to idealna propozycja wakacyjno-wyjazdowa. Jeden tom (średniej wielkości), mnóstwo zróżnicowanej treści. W sam raz do walizki.
Niestety, jedna decyzja redakcyjna spowodowała, że książka wydaje się być chaotyczna, nierówna. Teksty wymieszano bowiem ze sobą dość przypadkowo, choć widać próbę ich usystematyzowania poprzez zastosowanie ikonek w dolnej części poszczególnych stron. Cóż, to nie wystarcza, szwy są zbyt toporne.
Przede wszystkim teksty znacznie różnią się między sobą poziomem. Najsłabiej (lecz nadal poprawnie i z pewnym urokiem) wypadają realistyczne historie z życia, w tym cykl plażowy. Raczej przewidywalne, wyzyskujące w większości przypadków jeden schemat niczym nie zaskakują, momentami przypominają raczej szkic, na szybko spisany koncept, a nie skończone dzieło. I może dobrze. Funke świetnie wyczuwa, co w duszach młodszych gra, w prostych opowieściach oswaja dziecięce lęki i strachy. Czasami wręcz daje gotowe recepty, z których najważniejsza zawsze jest przyjaźń. To ona sprawia, że można tworzyć dające siłę dziecięce koalicje i to zarówno, by miło spędzić czas na plaży, jak i by dogadać się z nowym ojczymem. Dzięki takiej niemal szkicowej formie przekaz (miejscami w starym stylu lekko dydaktyczny) będzie czytelny nawet dla najmłodszych dzieci.
* Z recenzenckiego obowiązku nadmienię, że przedstawione scenki mogą budzić konsternację niektórych rodziców, gdyż trochę nie przystają do współczesnych metod wychowawczych (te dzieci pozostawione same sobie, ci nieodpowiedzialni lub nieobecni rodzice). Szczerze jednak mówiąc, kilka lat temu (i nadal) zupełnie nie przeszkadzało to ani mnie, ani małoletnim odbiorcom.
Dużo lepsze wrażenie wywierają kameralne, niemal intymne opowiastki odwołujące się do nie tylko dziecięcej wrażliwości, jak choćby prościutka, ale skutecznie wyciskająca łzy, historia psa oczekującego w schronisku na nowego dwunoga, wzruszające relacje pomiędzy kurą, pisklakami, babcią i wnuczką czy wuj Albert i jego wielka miłość do much. Ciepłe i mądre opowiadanie o przygodzie ze słonicą niestety w moich oczach dyskwalifikuje miejsce akcji. Cyrk ze zwierzętami.
Najciekawsze, najbardziej zajmujące są fantastyczne historie, w których autorka bestsellerowej „atramentowej” trylogii po raz kolejny udowadnia, że jej wyobraźnia nie ma granic. Czego tu nie ma. Duchy, rycerze, smoki, pożeracze książek, zmiennokształtni nauczyciele i silne dziewczyny, które nie dają sobie w kaszę dmuchać. W przeciwieństwie do przewidywalnych opowiadań realistycznych tutaj autorka w każdym przypadku odchodzi od schematów, przekształca znane wzorce, bawi się stereotypami i tworzy nową rzeczywistość, w której smoki okazują się być znudzone natrętnymi rycerzami, dziewczyny ratują książąt i wcale nie chcą ich ręki. Dominuje lekkość, humor i dowcip, nawet gdy gdzieś w podtekście uważny czytelnik odnajdzie trudne tematy i kłopotliwe emocje. Na przykład grasującą nocną porą lodówkową paskudę. Słowem, jest świetnie, ponadczasowo. Dla tych historyjek naprawdę warto sięgnąć po ten tomik.
Całość napisana jest klasycznym, prostym językiem, choć w kilku miejscach pojawiają się drobne zgrzyty, niezręczności stylistyczne. Przykładowo trochę śmieszy, gdy język stylizowanych na dawne legendy historii przenika do na wskroś współczesnego cyklu plażowego i mała dziewczynka musi się przeciskać przez ciżbę wylegującą się na piasku.
Całość wzbogacają ilustracje autorki - klasyczne, dość zachowawcze, ale pełne retro uroku. Duży plus to również staranne, eleganckie wydanie, w tym gruba, twarda oprawa ze stylowym płóciennym grzbietem, mięsisty, gruby papier. Początkujący samodzielni czytelnicy docenią także dość sporą czcionkę i przyzwoite marginesy i interlinie.
Dwuznaczny tytuł „Opowieści straszne i niestraszne” dobrze oddaje charakter książki, która strach próbuje oswoić, grozę rozbroić, złe emocje uspokoić. Nie do końca sprawdziło się jedynie wymieszanie historii wyzyskujących różne konwencje literackie w jednym tomie, ale ma to również dobre strony. Opowiadania ze świata rycerzy, smoków i innych stworów i potworów polecam bez żadnych wątpliwości. Wśród tych bardziej realistycznych znajdziecie i takie, które zapadają w pamięć na długo, i takie, których po przeczytaniu raczej się nie będziecie dłużej pamiętać. Cóż, taka już chyba natura zbiorów opowiadań.
Wszystkie opowieści bez wyjątku dobrze się sprawdzą podczas wspólnego czytania z dziećmi. Krótko, konkretnie, na temat, w sam raz.
OPOWIEŚCI STRASZNE I NIESTRASZNE
Tekst i ilustracje: Cornelia Funke
Tłumaczenie: Izabella Korsak
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 2008
Liczba stron: 200
Oprawa: twarda
Format/forma: dość grube midi
Sugerowany wiek: 5+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz