„Babcocha”, czyli wyjątkowo magiczny Grajdołek

27 listopada

„Babcocha”, czyli wyjątkowo magiczny Grajdołek

Odrobina Baby Jagi (ach te drzwiczki od pieca), krztyna znachorki i szeptuchy, dosłownie ździebko klasycznej wiedźmy, ociupinka zwykłej ukochanej babci,  do tego szczypta Mary Poppins i coś tam z Anioła Stróża. A i jeszcze parę garści zdrowego dystansu wobec świata. Z tych właśnie elementów Justyna Bednarek ulepiła wyrazistą tytułową bohaterkę „Babcochy”. Postać, którą lubię głównie za to, że jest taka nasza, tutejsza. Stąd. Gdzieś z Polski.

„Babcocha” Justyna Bednarek, Daniel de Latour, Poradnia K

Babcocha na gradowej chmurze jak na wierzchowcu przybywa pewnego dnia do małej wioski położonej pomiędzy Krzywym, Końskim i Dydnią. Mapy mówią, że to gdzieś w województwie podkarpackim, istnienia swojskiego Grajdołka przy tym nie notują. Nic dziwnego, to osada jednocześnie zwykła i niezwykła, realna i magiczna, konkretna i uniwersalna. Tutaj współistnieją dwie, a nawet trzy rzeczywistości - codzienność małej mieściny gdzieś tam w Polsce, element baśniowości nie tylko w postaci soku malinowego i wielki świat (niekoniecznie w pozytywnym sensie) zarówno w telewizorze, jak i niestety w lesie.

„Babcocha” Justyna Bednarek, Daniel de Latour, Poradnia K



Autorka sprawnie żongluje różnorodnymi, często pozornie ogranymi wątkami, współczesność miesza z tradycją, telewizyjną papkę z jazzem, słowiańszczyznę z globalną wioską. By stworzyć nowe znaczenia, dekonstruuje znane baśnie, dokłada do tego nawiązania do bardziej współczesnych tekstów kultury. Nie będę wypisywać wszystkich tropów, gdyż ich wyłapywanie to wielka czytelnicza przyjemność. Co ważne, w większości przypadków dostępna także dla najmłodszego czytelnika, który bez trudu dostrzeże, że choćby z tą chińską złotą rybką coś tu nie gra.

„Babcocha” Justyna Bednarek, Daniel de Latour, Poradnia K


W tym świecie ni to tu, ni to tam, ni to teraz, ni to kiedyś funkcjonują świetnie nakreśleni bohaterowie. Pięćdziesiąt cztery krótkie rozdziały to przede wszystkim anegdotyczne epizody, scenki z ich życia. Nie razi więc stereotypowość, przewidywalność postaci, gdyż wydarzenia będące ich udziałem typowe w żadnym wypadku nie są. „Babcocha” to bowiem książka na wskroś dydaktyczna, moralizatorska do bólu, ale à rebours. To nie dzieci muszą wdychać edukacyjny smrodek, to nie one potrzebują dostać po łapach, by zrozumieć niewłaściwość własnego zachowania. Dzieci są w porządku.

To dorośli mają na sumieniu mniejsze i większe występki. I nimi właśnie zajmuje się Babcocha, kobieta czynu, która, gdy tego sytuacja wymaga, po prostu działa. Tu i teraz. Natychmiast. Za pomocą dostępnych, najczęściej magicznych, środków. Już samo narzekanie, biadolenie to powód do interwencji. Inne przewinienia to choćby chciwość, wyciąganie ręki po cudze, brak szacunku do zwierząt, śmieci w lesie, kłamstwa, nawet zwykłe niedbalstwo i zaniechanie. Takie codzienne grzeszki ludzi mieszkających i w Grajdołku, i w Dydni, i w Warszawie. Wszędzie.

„Babcocha” Justyna Bednarek, Daniel de Latour, Poradnia K

Największe jednak wyzwanie, które stoi przed Babcochą, to sprawienie, by mała dziewczynka, Bernadetta, była po prostu szczęśliwsza. Z wielkim wyczuciem autorka przedstawia uczucia zagubionego, pozostawionego samemu sobie dziecka. Bez mamy, z ojcem wciąż przeżywającym swą samotność i topiącym smutki w soku malinowym Bernadetta potrzebuje przede wszystkim uwagi. Babcocha nie tylko towarzyszy dziewczynce i pokazuje jej świat, ale idzie o krok dalej, bo w opowieść o mieszkańcach Grajdołka wpleciona została również historia miłosna. Czy ze szczęśliwym zakończeniem? Kto wie.


„Babcocha” Justyna Bednarek, Daniel de Latour, Poradnia K


Babcocha nie tylko karci, ale i pokazuje, jak mądrze żyć, dba o równowagę, pomaga naturze, pochyla się nad tym, co małe. Gdy trzeba potrafi się zdystansować i uczy tego Bernadettę. Jeden z moich ulubionych rozdziałów opowiada po prostu o siedzeniu nad rzeką i rzucaniu piasku do wody. Chwila szczęścia, którą dziewczynka zapamięta na całe życie. Zapomnijmy o obcych modach, jodze i medytacjach, może lepiej w doborowym towarzystwie przez chwilę wyć do księżyca.



„Babcocha” Justyna Bednarek, Daniel de Latour, Poradnia K
Ilustracje stworzone przez Daniela de Latoura stanowią kolejną warstwę odniesień, nawiązań. Tworzą dodatkowy, w większości przypadków dowcipny, kontekst interpretacyjny. Zwróćcie uwagę choćby na wspomniane drzwiczki do pieca. Skojarzenie oczywiste? Wcale nie. Justyna Bednarek prowadzi nas w zupełnie inną stronę. Satyryczne spojrzenie i humor za to łączą tekst i obraz w spójną całość. Tylko czy ławeczka pod sklepem z panami delektującymi się sokiem malinowym lub złowieszczy wygląd przebiegłego sprzedawcy wyraźnie nawiązujący do don Pedra z Krainy Deszczowców będą zrozumiałe dla najmłodszych? Trochę wątpię, to raczej puszczenie oka do starszego odbiorcy.

⇼⇼⇼⇼⇼⇼⇼⇼

Prosty, dynamiczny język, którym napisano poszczególne rozdziały, dobrze współgra z klimatem historii i osobowością głównej bohaterki. Nie ma tu zbędnych opisów, autorka nie analizuje dogłębnie zachowań postaci. Wszystko pokazane zostało w akcji. Raz jest szybko, wydarzenia wartko mkną do przodu, innym razem tempo zwalnia, ale nadal dzieje się dużo, pojawia się czas na zadumę, pochylenie się nad światem, rzucanie piasku do rzeki i wycie do księżyca.

Konstrukcja książki, podział treści na krótkie z reguły jednostronicowe i autonomiczne historie opatrzone typowo baśniowymi tytułami sprawiają, że „Babcocha” świetnie sprawdzi się podczas wieczornego czytania dziecku. W jakim wieku? Od pięciu lat wzwyż. Przedszkolaka dorosły pewnie będzie musiał w niektórych momentach wspomóc, dopowiadając i tłumacząc to i owo. Bo cóż złego kryje się w piciu soku malinowego. Przecież to samo zdrowie! Niektórym początkującym samodzielnym czytelnikom lekturę może także utrudniać zbyt mała czcionka (choć interlinie są w porządku).


Te drobne mankamenty blakną przy wyrazistej bohaterce, zgrabnej i ciekawej historii, okraszonej ciepłym humorem, a przede wszystkim przy wyjątkowo bogatym, jak na tak krótką opowieść, naszym, tutejszym kontekście kulturowym. Duży plus przyznaję za dostrzeżenie Polski nie z pierwszych stron gazet, literackie docenienie małych  wiosek i wioseczek, w których też się dzieje, toczy się życie. To przecież miejsca, w których kryje się magia.

Polubicie Babcochę, pokochacie psotne Orzechowe Licho. Uśmiech i od czasu do czasu wzruszenie gwarantowane.

Uwaga! „Babcocha” została nominowana do tytułu Książki Roku 2018 Polskiej Sekcji IBBY w kategorii literackiej.

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu
Poradnia K

BABCOCHA
Tekst: Justyna Bednarek
Ilustracje: Daniel de Latour
Haft na okładce: Maria de Latour
Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: 2018
Okładka: twarda
Liczba stron: 128
Format/forma: klasyczne midi
Sugerowany wiek: 6+, dla każdego


„Psia kupa”, czyli dla każdego jest miejsce na tym świecie

20 listopada

„Psia kupa”, czyli dla każdego jest miejsce na tym świecie


Proszę o nieregulowanie monitorów. Na blogu dziś trochę fekalnie, ciut smrodliwie, ale nie w ujęciu biologicznym (układ wydalniczy i te sprawy), nie w wersji humorystycznej (typu pierdy, gówienka i tym podobne niewybredne żarty). O nie.  „Psia kupa” to książka zaskakująca. Kwon Jeong-saeng snuje opowieść, która naprawdę zadziwia filozoficzną niejednoznacznością, połączeniem intymności i uniwersalności, zwykłą prawdą o życiu i o nas samych.

„Psia kupa” Kwon Jeong-saeng, Jeong Seung-gak, Kwiaty Orientu


Przyznam szczerze, że tytuł i okładka z defekującym białym psiakiem w centralnej części może budzić podejrzliwość i cechuje się raczej minimalnym potencjałem marketingowym. W świecie dorosłych. Dzieci zarówno sześć lat temu, jak i dziś przyjęły historię spokojnie, bez większej ekscytacji główną (potencjalnie kontrowersyjną) bohaterką. No może pierwszej lekturze towarzyszyło lekkie zdziwienie. Tyle. Bez śmiechów, zniesmaczenia. Po prostu potraktowały nietypową historię normalnie, jak każdą inną książkę. I słusznie.

„Psia kupa” Kwon Jeong-saeng, Jeong Seung-gak, Kwiaty Orientu


Krótka, wręcz minimalistyczna i w formie, i w treści, opowieść o porzuconej w zaułku pod murem psiej kupie wzrusza, zmusza do myślenia o sprawach podstawowych. O naszym miejscu we wszechświecie, sensie życia. I o braku celu, poczuciu bezużyteczności, zbędności. Uczłowieczona sympatyczna kupa nie rozumie, po co w ogóle istnieje. Postrzegana jako brudna, nieprzyzwoita wydaje się być skazana na samotność i bezowocną egzystencję. Co więcej, otoczenie ją w tym utwierdza. Wszyscy, których spotyka, dają jej do zrozumienia, że jest tylko kupą. Nikomu niepotrzebnym odpadem. Do czasu, gdyż historia kończy się szczęśliwie. Kupa znajduje swoje przeznaczenie.

 „Psia kupa” Kwon Jeong-saeng, Jeong Seung-gak, Kwiaty Orientu


W posłowiu Lee Seung Young, koreański jogin i ekolog, wskazał na podstawowe, niemal literalne odczytanie przypowieści - wszyscy tworzymy pewien system, obieg, w którym każdy z nas ma do odegrania ważną rolę. Także nieszczęsna kupa - „naturalny produkt i najcenniejszy nawóz nieustannie powstający w żywych organizmach.”

Proekologiczna interpretacja, choć jak najbardziej słuszna i uprawniona, nie jest jednak jedyna. Siłą bowiem tej krótkiej historii jest jej wieloznaczność. To opowieść o utracie motywacji, poczuciu porażki (grudka ziemi), o zafałszowanym odbiorze rzeczywistości i skrzywionym obrazie samego siebie, o odrzuceniu ze względu na uprzedzenia, o okrucieństwie świata, o piekle, które mogą stworzyć nam inni, o stereotypach, którymi tak bezrefleksyjnie się posługujemy. I nie tylko. Odnajdziemy tu także tematy pozytywne, choćby siłę poświęcenia, współpracy. To wreszcie obraz zróżnicowanego świata, w którym każdy, nawet ten pozornie najbrzydszy, najbardziej odrzucony, znajduje swoje miejsce i swoją funkcję. Piękny obraz.

„Psia kupa” Kwon Jeong-saeng, Jeong Seung-gak, Kwiaty Orientu


Warstwa graficzna książki współgra z ekologiczną wymową historii. Jeong Seung-gak zdecydował się na naturalną kolorystykę ilustracji, w której dominują stonowane barwy ziemi. Urzekają postaci, a w szczególności to, w jaki sposób oddano ich emocje. Postać głównej bohaterki rozczula. W większości kadrów przywodzi na myśl samotne, przerażone dziecko. Po spotkaniu z mleczem pojawia się w jej oczach rozmarzenie, zaciekawienie, nadzieja. Grudka ziemi to uśmiecha się półgębkiem, to wydaje się być zakłopotana, wreszcie załamana. Uderza pełne szacunku skupienie, z jakim jedyna ludzka postać podnosi zagubioną bryłę gleby. Słowem, jest klimatycznie, nastrojowo, tekst i obraz tworzą spójną całość.

„Psia kupa” Kwon Jeong-saeng, Jeong Seung-gak, Kwiaty Orientu

Czasami warto odrzucić uprzedzenia, przyjrzeć się temu, co brzydkie, odpychające. Próba zrozumienia złożoności świata, celowości nim rządzącej, mądrości natury, która każdemu przygotowała jakąś rolę do odegrania, to niezwykle cenna lekcja. I dla najmłodszych (4+), i dla tych starszych. Warto. A że przy okazji możemy spojrzeć również w głąb siebie? Cóż, chyba większość z nas doświadczyła bądź doświadczy poczucia odrzucenia, osamotnienia. Ta opowieść przywraca nadzieję. Czyż nie?

PS. Psie kupy walające się po skwerach i chodnikach to mimo wszystko zło. Sprzątajmy po psiakach.

PSIA KUPA
Tekst: Kwon Jeong-saeng
Ilustracje: Jeong Seung-gak
Tłumaczenie: Edyta Matejko-Paszkowska
Wydawnictwo: Kwiaty Orientu
Data wydania: 2012
Oprawa: twarda
Liczba stron: 34
Format/forma: kwadratowe midi
Sugerowany wiek: 4+

„Alfabet Polski”, „Alfabet niepodległości”, czyli o Polsce bez zadęcia

09 listopada

„Alfabet Polski”, „Alfabet niepodległości”, czyli o Polsce bez zadęcia


„Alfabet Polski” i „Alfabet niepodległości” Anny Skowrońskiej to książki bardzo do siebie podobne, wykorzystujące identyczny schemat niby-słownika. Jednocześnie jednak różnią się od siebie znacząco podejściem do poruszanej tematyki. Pierwsza to zbiór migawek, subiektywnie wybranych haseł pokazujących czytelnikom Polskę i samą ideę polskości. Druga to zbliżenie na jeden szczególny wycinek naszej historii - odzyskanie przez nasz kraj niepodległości.

„Alfabet Polski”, „Alfabet niepodległości” Anna Skowrońska, Agata Dudek, Małgorzata Nowak, Joanna Gębal, Emilia Pyza

Różne perspektywy determinują zawartość. W „Alfabecie Polskim” dominuje bardzo ogólne spojrzenie z dość dużej perspektywy. Autorka uwzględnia taki nasz - mniej lub bardziej oczywisty - narodowy top, coś w rodzaju listy przebojów rzeczy, faktów i ludzi najbardziej wyjątkowych lub po prostu najlepiej charakteryzujących Polskę i polskość. Dzięki bogatemu doborowi tematyki mali czytelnicy otrzymują pozycję przypominającą przewodnik, folder biura podróży, co nie jest wadą, ale niesie ze sobą pewne konsekwencje, w tym momentami zbytnią skrótowość.



„Alfabet Polski”, „Alfabet niepodległości” Anna Skowrońska, Agata Dudek, Małgorzata Nowak, Joanna Gębal, Emilia Pyza

Znajdziemy tu niemal wszystko, taki polski miszmasz. Kulturę współczesną (Paweł Althamer, wrocławskie krasnale, Wisława Szymborska, a nawet Grzegorz Rosiński i jego Thorgal), nieco dawniejszą (Koziołek Matołek, Olga Boznańska, Fryderyk Chopin, a raczej jego fortepian, Władysław Reymont, Julian Tuwim) i bardzo bardzo starą (drzwi gnieźnieńskie, obraz pewnej damy z łasiczką - nie przyjmuję do wiadomości, że to jednak gronostaj). Poznamy polską modę (Gosia Baczyńska) i naukę (Mikołaj Kopernik, polski wkład w rozwikłanie Enigmy i oczywiście Maria Skłodowska-Curie). Przemierzymy cały kraj od Giewontu po Bałtyk. Zwiedzimy warszawską Starówkę, Łazienki, Stadion Narodowy, krakowski rynek, Wawel, Wieliczkę i Zamość. Dowiemy się, jakie najważniejsze wydarzenia kształtowały naszą historię.
„Alfabet Polski”, „Alfabet niepodległości” Anna Skowrońska, Agata Dudek, Małgorzata Nowak, Joanna Gębal, Emilia Pyza
Autorka przybliża wybrane polskie obrzędy i zwyczaje (Andrzejki, lany poniedziałek, noc świętojańska, studniówkowy polonez). Nie mogło zabraknąć również polskich towarów eksportowych, czyli czarnego złota i wedlowskiej czekolady,  a także naszych symboli narodowych. 

„Alfabet Polski”, „Alfabet niepodległości” Anna Skowrońska, Agata Dudek, Małgorzata Nowak, Joanna Gębal, Emilia Pyza

Krótkie, napisane prostym językiem hasła zawierają tylko to, co najważniejsze. Czasami fakt, innym razem jakąś anegdotkę, ciekawostkę. Nie ma tu wnikania w szczegóły, wartościowania, spoglądania na prezentowane wydarzenia czy postaci z różnych perspektyw. W niektórych przypadkach aż się prosi, by hasła zostały choć trochę pogłębione. Przykładowo w tekście o wrocławskich krasnalach mamy tylko wzmiankę, że być może pojawiły się one w mieście w latach 80 i organizowały zabawne happeningi. Ani słowa, dlaczego w latach 80., ani wzmianki, czemu służyły te zabawne happeningi.

Słowem, jest patriotycznie, ale bez zadęcia, edukacyjnie, ale bez przegięcia. W sam raz dla dzieci w wieku wczesnoszkolnym.

„Alfabet Polski”, „Alfabet niepodległości” Anna Skowrońska, Agata Dudek, Małgorzata Nowak, Joanna Gębal, Emilia Pyza

„Alfabet niepodległości” to z kolei pozycja nieco poważniejsza. Skupienie się na wybranym okresie historycznym umożliwia pogłębienie treści zawartych w hasłach. Nieznaczne, ale jednak. Nadal autorka jak ognia unika wartościowania, oceniania, ogranicza lub całkiem pomija treści kontrowersyjne, dyskusyjne mogące zaburzyć wizję idealnego dwudziestolecia międzywojennego, zdjąć twórców współczesnej polskiej państwowości z piedestału. Cóż, taka była jej wola i koncepcja książki. Nie umniejsza to przy tym wartości tej pozycji jako wprowadzenia do tematyki odzyskania przez Polskę niepodległości. Dziesięcio-, dwunastolatki powinny być w pełni usatysfakcjonowane.

„Alfabet Polski”, „Alfabet niepodległości” Anna Skowrońska, Agata Dudek, Małgorzata Nowak, Joanna Gębal, Emilia Pyza

Historia oczywiście zaczyna się od zamachu na arcyksięcia Ferdynanda. Klasycznie, jak w każdej narracji o tym okresie (dodatkowo sprzyja temu alfabet). Dalej czytamy między innymi o sytuacji na świecie po zakończeniu pierwszej wojny światowej, zabiegach politycznych różnych znamienitych osób o uwzględnienie suwerenności Polski w nowym porządku geopolitycznym. Autorka uwzględnia niespokojny okres kształtowania się granic naszego państwa, pierwsze wybory. Pojawiają się oczywiście takie postaci jak między innymi Paderewski, Piłsudski, Dmowski, Witos. Bez kontrowersji, bez wnikania w szczegóły. W haśle poświęconym śmierci pierwszego polskiego prezydenta Gabriela Narutowicza zasygnalizowano jedynie, że nie wszystko było proste, że ścierały się różne frakcje, stanowiska.


„Alfabet Polski”, „Alfabet niepodległości” Anna Skowrońska, Agata Dudek, Małgorzata Nowak, Joanna Gębal, Emilia Pyza

Niestety, Polska międzywojenna jawi się tu trochę jak kraina mlekiem i miodem płynąca. Co najmniej dziwnie wybrzmiewa wzmianka o tym, jak to „Polacy cieszyli się wolnością i jeśli tylko mogli, chodzili na bale, rauty, dancingi". A po „teatrze czy koncercie obowiązkowo maszerowali do restauracji”. Naprawdę? W żaden sposób autorka nie zaznacza, że taki styl życia dostępny był tylko dla wybranych.
„Alfabet Polski”, „Alfabet niepodległości” Anna Skowrońska, Agata Dudek, Małgorzata Nowak, Joanna Gębal, Emilia Pyza

Oprócz dat, historycznych wydarzeń, spraw ważnych i poważnych autorka często przytacza anegdotki, ciekawostki. Czy wiecie, co łączy Eskadrę Kościuszkowską z King Kongiem? Dlaczego Zofia Stryjeńska rozlała pomidorową na obiedzie u Mortkowiczów? I co połączyło Paderewskiego z jednym z późniejszych prezydentów USA? I właśnie te drobne smaczki nadały lekkości narracji, sprawiły, że naprawdę polubiłam tę książkę. Nie jest to bowiem nudny wykład, klasyczne wyimki z podręcznika, a pełna życia historia (trochę zbyt uładzona).

Najbardziej jednak ucieszyło mnie hasło o znamiennym tytule Wbrew zwyczajom. Owszem może i wbrew zwyczajom, ale i z duchem czasu. To dwie strony poświęcone kobietom. Tym, które również przyczyniły się do odzyskania przez Polskę niepodległości, zaangażowanych, twórczych, ale zapomnianych. Dobrze, że zostały wyciągnięte ze zbiorowej niepamięci. Dziękuję.

„Alfabet Polski”, „Alfabet niepodległości” Anna Skowrońska, Agata Dudek, Małgorzata Nowak, Joanna Gębal, Emilia Pyza


Dużym plusem obu pozycji jest ciekawa forma graficzna. Spójna, choć w obu tomach odpowiadały za nią różne osoby („Alfabet Polski” - Agata Dudek, Małgorzata Nowak, „Alfabet niepodległości” - Joanna Gębal, Emilia Pyza). Twarda oprawa, gruby, mięsisty, lekko żółtawy papier, przygaszone kolory nadają jej odrobinę historycznego sznytu. Ilustracje nie przekazują treści wprost, autorki bawią się formą, czytelnymi nawiązaniami.

Zarówno „Alfabet Polski”, jak i jego młodszy brat, „Alfabet niepodległości”, to książki dobre, ciekawe, choć nie są pozbawione wad. Pierwsza zaintryguje raczej młodsze dzieci, druga świetnie uzupełni szkolny trochę nudny wykład o początkach II Rzeczpospolitej. Obie opcje testowaliśmy w domu. O polskości można mówić lekko, bez zbędnego nadęcia i patosu, choć z szacunkiem zarówno do historii, jak i do czytelnika.

ALFABET POLSKI
Tekst: Anna Skowrońska
Opracowanie graficzne: Agata Dudek, Małgorzata Nowak
Wydawnictwo: Muchomor
Data wydania: 2015
Oprawa: twarda
Liczba stron: 92
Forma/format: midi
Sugerowany wiek: 6+

ALFABET NIEPODLEGŁOŚCI
Tekst: Anna Skowrońska
Ilustracje: Joanna Gębal
Opracowanie graficzne: Emilia Pyza
Wydawnictwo: Muchomor
Data wydania: 2018
Oprawa: twarda
Liczba stron: 70
Forma/format: midi
Sugerowany wiek: 10+

Copyright © 2017 Mamobab czyta