Odrobina Baby Jagi (ach te drzwiczki od pieca), krztyna znachorki i szeptuchy, dosłownie ździebko klasycznej wiedźmy, ociupinka zwykłej ukochanej babci, do tego szczypta Mary Poppins i coś tam z Anioła Stróża. A i jeszcze parę garści zdrowego dystansu wobec świata. Z tych właśnie elementów Justyna Bednarek ulepiła wyrazistą tytułową bohaterkę „Babcochy”. Postać, którą lubię głównie za to, że jest taka nasza, tutejsza. Stąd. Gdzieś z Polski.
Babcocha na gradowej chmurze jak na wierzchowcu przybywa pewnego dnia do małej wioski położonej pomiędzy Krzywym, Końskim i Dydnią. Mapy mówią, że to gdzieś w województwie podkarpackim, istnienia swojskiego Grajdołka przy tym nie notują. Nic dziwnego, to osada jednocześnie zwykła i niezwykła, realna i magiczna, konkretna i uniwersalna. Tutaj współistnieją dwie, a nawet trzy rzeczywistości - codzienność małej mieściny gdzieś tam w Polsce, element baśniowości nie tylko w postaci soku malinowego i wielki świat (niekoniecznie w pozytywnym sensie) zarówno w telewizorze, jak i niestety w lesie.
Autorka sprawnie żongluje różnorodnymi, często pozornie ogranymi wątkami, współczesność miesza z tradycją, telewizyjną papkę z jazzem, słowiańszczyznę z globalną wioską. By stworzyć nowe znaczenia, dekonstruuje znane baśnie, dokłada do tego nawiązania do bardziej współczesnych tekstów kultury. Nie będę wypisywać wszystkich tropów, gdyż ich wyłapywanie to wielka czytelnicza przyjemność. Co ważne, w większości przypadków dostępna także dla najmłodszego czytelnika, który bez trudu dostrzeże, że choćby z tą chińską złotą rybką coś tu nie gra.
W tym świecie ni to tu, ni to tam, ni to teraz, ni to kiedyś funkcjonują świetnie nakreśleni bohaterowie. Pięćdziesiąt cztery krótkie rozdziały to przede wszystkim anegdotyczne epizody, scenki z ich życia. Nie razi więc stereotypowość, przewidywalność postaci, gdyż wydarzenia będące ich udziałem typowe w żadnym wypadku nie są. „Babcocha” to bowiem książka na wskroś dydaktyczna, moralizatorska do bólu, ale à rebours. To nie dzieci muszą wdychać edukacyjny smrodek, to nie one potrzebują dostać po łapach, by zrozumieć niewłaściwość własnego zachowania. Dzieci są w porządku.
To dorośli mają na sumieniu mniejsze i większe występki. I nimi właśnie zajmuje się Babcocha, kobieta czynu, która, gdy tego sytuacja wymaga, po prostu działa. Tu i teraz. Natychmiast. Za pomocą dostępnych, najczęściej magicznych, środków. Już samo narzekanie, biadolenie to powód do interwencji. Inne przewinienia to choćby chciwość, wyciąganie ręki po cudze, brak szacunku do zwierząt, śmieci w lesie, kłamstwa, nawet zwykłe niedbalstwo i zaniechanie. Takie codzienne grzeszki ludzi mieszkających i w Grajdołku, i w Dydni, i w Warszawie. Wszędzie.
Największe jednak wyzwanie, które stoi przed Babcochą, to sprawienie, by mała dziewczynka, Bernadetta, była po prostu szczęśliwsza. Z wielkim wyczuciem autorka przedstawia uczucia zagubionego, pozostawionego samemu sobie dziecka. Bez mamy, z ojcem wciąż przeżywającym swą samotność i topiącym smutki w soku malinowym Bernadetta potrzebuje przede wszystkim uwagi. Babcocha nie tylko towarzyszy dziewczynce i pokazuje jej świat, ale idzie o krok dalej, bo w opowieść o mieszkańcach Grajdołka wpleciona została również historia miłosna. Czy ze szczęśliwym zakończeniem? Kto wie.
Babcocha nie tylko karci, ale i pokazuje, jak mądrze żyć, dba o równowagę, pomaga naturze, pochyla się nad tym, co małe. Gdy trzeba potrafi się zdystansować i uczy tego Bernadettę. Jeden z moich ulubionych rozdziałów opowiada po prostu o siedzeniu nad rzeką i rzucaniu piasku do wody. Chwila szczęścia, którą dziewczynka zapamięta na całe życie. Zapomnijmy o obcych modach, jodze i medytacjach, może lepiej w doborowym towarzystwie przez chwilę wyć do księżyca.
Ilustracje stworzone przez Daniela de Latoura stanowią kolejną warstwę odniesień, nawiązań. Tworzą dodatkowy, w większości przypadków dowcipny, kontekst interpretacyjny. Zwróćcie uwagę choćby na wspomniane drzwiczki do pieca. Skojarzenie oczywiste? Wcale nie. Justyna Bednarek prowadzi nas w zupełnie inną stronę. Satyryczne spojrzenie i humor za to łączą tekst i obraz w spójną całość. Tylko czy ławeczka pod sklepem z panami delektującymi się sokiem malinowym lub złowieszczy wygląd przebiegłego sprzedawcy wyraźnie nawiązujący do don Pedra z Krainy Deszczowców będą zrozumiałe dla najmłodszych? Trochę wątpię, to raczej puszczenie oka do starszego odbiorcy.
Prosty, dynamiczny język, którym napisano poszczególne rozdziały, dobrze współgra z klimatem historii i osobowością głównej bohaterki. Nie ma tu zbędnych opisów, autorka nie analizuje dogłębnie zachowań postaci. Wszystko pokazane zostało w akcji. Raz jest szybko, wydarzenia wartko mkną do przodu, innym razem tempo zwalnia, ale nadal dzieje się dużo, pojawia się czas na zadumę, pochylenie się nad światem, rzucanie piasku do rzeki i wycie do księżyca.
Konstrukcja książki, podział treści na krótkie z reguły jednostronicowe i autonomiczne historie opatrzone typowo baśniowymi tytułami sprawiają, że „Babcocha” świetnie sprawdzi się podczas wieczornego czytania dziecku. W jakim wieku? Od pięciu lat wzwyż. Przedszkolaka dorosły pewnie będzie musiał w niektórych momentach wspomóc, dopowiadając i tłumacząc to i owo. Bo cóż złego kryje się w piciu soku malinowego. Przecież to samo zdrowie! Niektórym początkującym samodzielnym czytelnikom lekturę może także utrudniać zbyt mała czcionka (choć interlinie są w porządku).
Te drobne mankamenty blakną przy wyrazistej bohaterce, zgrabnej i ciekawej historii, okraszonej ciepłym humorem, a przede wszystkim przy wyjątkowo bogatym, jak na tak krótką opowieść, naszym, tutejszym kontekście kulturowym. Duży plus przyznaję za dostrzeżenie Polski nie z pierwszych stron gazet, literackie docenienie małych wiosek i wioseczek, w których też się dzieje, toczy się życie. To przecież miejsca, w których kryje się magia.
Polubicie Babcochę, pokochacie psotne Orzechowe Licho. Uśmiech i od czasu do czasu wzruszenie gwarantowane.
Uwaga! „Babcocha” została nominowana do tytułu Książki Roku 2018 Polskiej Sekcji IBBY w kategorii literackiej.
BABCOCHA
Tekst: Justyna Bednarek
Ilustracje: Daniel de Latour
Haft na okładce: Maria de Latour
Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: 2018
Okładka: twarda
Liczba stron: 128
Format/forma: klasyczne midi
Sugerowany wiek: 6+, dla każdego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz