Kreska Bohdana Butenki i tekst Wandy Chotomskiej. Cóż więcej potrzeba, by znaleźć się w czytelniczym raju. Eden ten znajduje się jednak w trochę innej epoce i odrobinę trąci myszką, ale czy to wada? „Panna Kreseczka” i „Pan Motorek” to dwie historie, które kilka lat temu zyskały nowe życie dzięki wydawnictwu Muza i naprawdę udanej serii Muzeum Książki Dziecięcej Poleca, przypominającej pozycje z zamierzchłych czasów dzieciństwa starszych pokoleń (do których każdego dnia coraz bardziej z całą pewnością należy Mamobab).
Obie historie pierwotnie ukazywały się w Świerszczyku. „Panna Kreseczka” towarzyszyła czytelnikom pisma w latach 1958-1959, a „Pan Motorek” w latach 1960-1961. I ta cykliczność w dużym stopniu determinuje kształt opowieści. W obu przypadkach tytułowych bohaterów los rzuca to tu, to tam, ich kolejne przygody przypominają odcinki serialu, które dzięki temu książkowemu wydaniu przeobrażają się w pełnometrażowy film.
Drugie skojarzenie to komiksowe paski gazetowe. Kompozycyjnie obie książki przypominają bowiem Koziołka Matołka, który przecież również błąkał się po świecie. Pod każdym uchwyconym kadrem, narysowaną scenką znajduje się rymowany czterowersowy tekst.
Zgrabne, odrobinę zwariowane rymowanki Wandy Chotomskiej nadal zachwycają. Autorka doskonale bawi się słowem. często wykorzystuje homonimy, synonimy, fonetyczne właściwości języka (i wcale nie chodzi tylko o zwykłe onomatopeje). Czasami głoski aż trzeszczą, kiedy indziej nagromadzenie zmiękczeń spowalnia akcję.
Moja ulubiona słowna gierka brzmi tak:
Siedzę w pudle z pieskiem pudlem
i pudlowi loczki kudlę.
Dynamiczna rytmiczność czterowersowych strofek dobrze oddaje tempo wydarzeń przedstawionych w tekście. A dzieje się tu sporo. Sytuacja zmienia się z kadru na kadr, akcja ani na chwilę nie zwalnia. Niemal każda strona to inna scenografia, nowi bohaterowie drugoplanowi, niesamowite przygody, kolejne katastrofy. W obu książkach wszystko pędzi, gna do przodu tak wartko, że naprawdę trudno przerwać lekturę. Wyobrażam sobie męki czytelników Świerszczyka, którzy na kolejne przygody musieli cierpliwie czekać aż cały tydzień.
Niestety, o ile „Panna Kreseczka” skradła serca naszej rodziny i przez kilka tygodni utrzymywała się na liście ulubionych pozycji do czytania przed snem (wiek 4-5 lat), to lekturę „Pana Motorka” dokończyć musiałam już samodzielnie.
W pierwszej części urzeka przede wszystkim przesympatyczna, żywiołowa główna bohaterka. Niby kilka kresek, niby takie nie wiadomo co, a jednak! Po drugie przedstawiono tu świat bliski dziecku, który dodatkowo wcale się nie zestarzał. To kraina absurdu i niczym nieskrępowanej zabawy, w której wszystko jest możliwe. Żonglowanie aspiryną, spacery z psokotem, balonowe sady, klomby z nutami, ćwikłowe rzeki i fruwające płotki, lasy iglaste i szpilkowe. Rządzi tu bowiem wyobraźnia.
Dzięki uniwersalnym i ponadczasowym odniesieniom w tekście pierwszej książki znajdziemy stosunkowo mało archaizmów i anachronizmów (oczywiście z perspektywy współczesnego dziecięcego odbiorcy). No może do tej kategorii zaliczyć możemy grzybka do łatania pończoch. Z drugiej strony na jednej z plansz proroczo pojawia się protoplasta grafficiarza.
Trochę inaczej wygląda sprawa z panem Motorkiem. Nowy towarzysz panny Kreseczki nie wzbudził niestety takiej ekscytacji, brakowało mu lekkości, nieobliczalności poprzedniczki. To taki konkretny, racjonalny typ, który stawia na funkcjonalność. Nie do końca również czytelne było nazwisko głównego bohatera (to jednak może być kwestia indywidualna wynikająca z ówczesnego zasobu leksykalnego moich dzieci).
Najwięcej interpretacyjnych kłopotów sprawiał jednak anachroniczny, nieznany świat przedstawiony. Trudno wytłumaczyć współczesnemu dziecku, które klasyczny telefon z tarczą widuje co najwyżej w skansenie, dlaczego fryzjera tak zdziwiła elektryczna maszynka do strzyżenia, panią domu olśnił dziś pospolity odkurzacz i dlaczego pralka automatyczna aż tak zmieniła świat. Doprecyzowania wymagała także przygoda kolejowa - komedia omyłek z parowozem w roli głównej. Śmieszna. Dla mnie, dinozaura, który na wakacje do babci jeździł jeszcze prawdziwym dymiącym pociągiem.
Nie oznacza to w żadnym wypadku, że „Pan Motorek” to książka, której miejsce znajduje się jedynie na muzealnych półkach. Dla tych nieco starszych to lektura nostalgiczna, młodszym za to świetnie pokazuje, jak zmienił się świat od przecież nie aż tak odległych czasów dzieciństwa dziadków. Zachwycił mnie choćby obraz żniw, takich jak dawniej bywały. Z kosami, cepami i prawdziwymi stogami, w których można się było schować. Jak przez mgłę kojarzę z filmów i lektur gramofon z korbką, pamiętam z dzieciństwa maszynę do szycia napędzaną pedałem stojącą niemal u każdej babci, ale naprawdę zdziwiło mnie w ten sam sposób wprawiane w ruch dentystyczne wiertło.
Wszystko to sprawia, że w przeciwieństwie do „Panny Kreseczki” trudno nazwać lekturę „Pana Motorka” płynną. Niemal każdą historyjkę trzeba dodatkowo wyjaśnić, wytłumaczyć, dopowiedzieć, przygotować się na szok i niedowierzanie. Potencjał niebanalnej lekcji historii jest jednak tego wart.
Obie książki zostały pięknie wydane - duży, czytelny format, twarda oprawa, zróżnicowana faktura okładek (lakierowane elementy), gruby, kremowy, mięsisty papier (kilka razy byłam wręcz przekonana, że to sklejone strony 😉). I ilustracje Bohdana Butenki. Miód. Gdy trzeba kreska jest nowoczesna (nawet jak na dzisiejsze standardy), dynamiczna, oszczędna, w innych kadrach ilustrator maluje sielskie widoczki niemal jak Chełmoński. Podobnie jak w warstwie tekstowej także grafika „Panny Kreseczki” wcale nie zdradza, że od jej powstania upłynęło już pół wieku. „Pan Motorek” znowu niestety okazał się mniej odporny na upływ czasu. Dziwne przedmioty w tle, niedzisiejsze stroje, fryzury zdradzają, że mamy do czynienia z dość leciwą pozycją.
„Panna Kreseczka” to wciągająca historyjka idealna do wspólnej lektury nawet z młodszym dzieckiem (2+). Tekst Wandy Chotomskiej czyta się niemal sam i pozwala odkryć aktorski talent nawet u rodziców pozornie pozbawionych szczególnych umiejętności interpretacyjnych (TO O MNIE!). To książka tak wciągająca, że mimo dość sporej objętości, za każdym razem musieliśmy dotrzeć aż do ostatniej strony. „Pan Motorek” z kolei trochę się przykurzył. Warto mu jednak dać szansę, ale próbujcie raczej ze starszymi przedszkolakami, które już wiedzą, że świat kiedyś wyglądał nieco inaczej.
P.S. Przez cały czas towarzyszy mi pewne złudzenie (i jak to złudzenie oczywiście nierealne), że Herve Tullet czytywał przygody panny Kreseczki i pana Motorka. A potem napisał „A gdzie tytuł?”.
Tekst: Wanda Chotomska
Ilustracje: Bohdan Butenko
Wydawnictwo: Muza
Seria: Muzeum Książki Dziecięcej Poleca
Data wydania: 2013
Oprawa: twarda
Liczba stron: 66
Format/forma: maksi
Sugerowany wiek: 2+
PAN MOTOREK
Tekst: Wanda Chotomska
Ilustracje: Bohdan Butenko
Wydawnictwo: Muza
Seria: Muzeum Książki Dziecięcej Poleca
Data wydania: 2014
Oprawa: twarda
Liczba stron: 40
Format/forma: maksi
Sugerowany wiek: 4+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz