Komiksowa seria „Bajka na końcu świata” Marcina Podolca udowadnia, że postapo to konwencja nie tylko dla tych trochę starszych czytelników. Historia wędrówki małej Wiktorii i psa Bajki po zniszczonej Ziemi to rasowy przedstawiciel gatunku w wersji dla najmłodszych. Smaczny, wciągający i trzymający w napięciu.
Nie wierzycie, że apokalipsę można przedstawić w sposób przyjazny dziecku? Ciepło, z wyczuciem, a jednocześnie z odpowiednim dodatkiem grozy? Można. Przeczytajcie z dziećmi cztery dotychczas wydane tomy („Ostatni ogród”, „Opuszczony dom”, „Ożywczy deszcz”, „Opowieść gołębia”). I pamiętajcie, że to dopiero początek przygody.
Opuszczone, zrujnowane budynki, bezkresne przestrzenie, nieprzyjazne pustkowie. Zdegradowane lasy, przygnębiające kratery. Wraki samochodów. Smętnie powiewające na wietrze kable. Cisza, w której każdy dźwięk oznacza niebezpieczeństwo. Klasyczny krajobraz po końcu świata, sceneria po apokalipsie. W tym wszystkim nietypowa para: mała pyzata dziewczynka i pies o imieniu Bajka. Wędrują, dążą do celu, którym jest odnalezienie rodziców. Czasami na chwilę przystają, by za moment wyruszyć dalej. W życiu po jakimś bum nie ma miejsca na stanie, na zatrzymanie się. Tu zawsze się idzie. Gdzieś lub po coś. Jak Mad Max, jak ojciec i syn w „Drodze” McCarthy'ego, jak Rick z drużyną w „The Walking Dead”, wreszcie jak Wiktoria ze swoją towarzyszką, które podążają za tajemniczymi znakami na niebie.
Podolec wyśmienicie bawi się konwencją, ubarwia ją, przekształca, wreszcie doprawia elementami z nieco innego wymiaru. W efekcie tworzy świat z jednej strony spełniający (prawie) wszystkie gatunkowe kryteria, z drugiej przypominający fantastyczną, nieco zdeformowaną rzeczywistość, postapokaliptyczną wersję Krainy Czarów, w której odnaleźć się musiała Alicja. Wszystko tu jest na opak. Zwierzęta mówią, ciasteczka żądają (dosłownie) natychmiastowej konsumpcji, gołębie tworzą alternatywną cywilizację i zaczynają wypełniać lukę po ludziach jak przed tysiącleciami człowiek wykorzystał swą szansę, gdy wyginęły dinozaury. O przetrwanie przyrody dba przesympatyczny i pokojowo nastawiony tapir. Dodajmy do tego tajemniczego, podstępnego zmiennokształtnego, magiczny ożywczy deszcz, wehikuł czasu i olbrzymie potwory. Jakieś potwory (dosłowne bądź metaforyczne) w porządnej literaturze postapo przecież muszą być.
We wszystkich tomach autor rozprawia się z wieloma dziecięcymi lękami. Oś konstrukcyjną, która spaja poszczególne przygody, stanowi strach przed samotnością, opuszczeniem, utratą rodziny i dążenie do tego, by ją odzyskać, by odnaleźć rodziców. Co ciekawe, każda kolejna część dostarcza czytelnikom dodatkową wiedzę, nowe dane pokazują różne perspektywy, odmienną motywację obu bohaterek.
To nie wszystko. Znajdziemy tu także umiejętnie wprowadzone motywy rodem z horroru. Niepokojące dźwięki, cienie, zagrożenie kryjące się w mroku, w ruinach. To przede wszystkim obawa przed nieznanym, niewidocznym. Nie ma się jednak czego bać, pozornie straszne zdarzenia zawsze są przełamane, uładzone najczęściej zwykłym humorem. Gdy nieznane staje się znane, już nie budzi grozy. W każdym przypadku okazuje się, że strach ma wielkie oczy.
Lubię świetnie skrojone, wyraziste i przede wszystkim wiarygodne postaci, zarówno główne, jak i epizodyczne. Pełnokrwistymi bohaterkami często targają wręcz skrajne emocje - od dziecięcej naiwności, optymizmu, wiary w (mimo wszystko) przyszłość, po chwile całkowitej rezygnacji, zwątpienia. I pies, i dziewczynka czasami zachowują się niezdarnie, nieporadnie, innym razem zadziwiają pomysłowością i dojrzałością. Ale nawet gdy Wiktorii lub Bajce wydaje się, że wszystko idzie nie tak, zawsze pojawia się nadzieja. Gwiazdka na niebie, samotna roślinka czy ostatni zielony bastion, czyli pełen kolorów ogród.
Wiara w powodzenie poszukiwań, nadzieja na lepsze jutro wynikają bezpośrednio z niezwykłej relacji łączącej dziewczynkę i psa. Ich bezinteresowna przyjaźń, zaufanie, troska o współtowarzyszkę wędrówki nie pokazana została przy tym naiwnie, jednowymiarowo. Każda z postaci pozostaje sobą (z całym bagażem doświadczeń), każda myśli o drugiej. Ot tak, po prostu. Choć przyznam szczerze, zakończenie czwartego tomu pokazuje, że uwzględnianie pespektywy drugiego człowieka może mieć nieoczekiwane skutki. Jakie? Nie wiem. Próbuję się domyślić i z niecierpliwością czekam na piąty tom.
Przez cały czas autor ufa przy tym małemu czytelnikowi, nie podaje mu całej historii na tacy, nie tłumaczy wszystkiego od A do Z, ale powoli dawkuje informacje. Każdy tom przynosi nowe dane, nowe puzzle, by złożyć ten świat w rozpadzie w całość. Po czterech częściach jesteśmy podobno w połowie drogi, nadal wiemy niewiele, ale znamy trudną przeszłość Bajki, widzieliśmy ostatni dzień dawnej rzeczywistości, tę chwilę przed apokalipsą już z dwóch perspektyw. Nadal jednak nawet prawdziwa przyczyna tragicznych wydarzeń pozostaje jedną wielką niewiadomą. I znów, jak mantrę powtórzę, że z niecierpliwością czekam na piąty tom, na kolejne elementy układanki.
Historia o przygodach Bajki i jej przyjaciółki to prosta opowieść, skrojona pod najmłodszego czytelnika. Nie ma tu zawirowań fabularnych, choć nie zawsze akcja prowadzona jest linearnie. Pojawiają się retrospekcje, wspomnienia. Dość lapidarne, lekkie dialogi pełne są czytelnego dla dzieci humoru. Wiktoria i Bajka często bawią się językiem, przysłowiami, frazeologizmami. Jednak to nie tekst gra tu pierwsze skrzypce, uzupełnia on głównie wyrazistą warstwę graficzną. Tu rządzi obraz. Kreskówkowy, cartoonowy, czyli taki, jaki dzieciaki lubią najbardziej.
Autorowi udało się sugestywnie przedstawić świat po końcu świata. Przygaszone barwy, typowe elementy postapokaliptycznej scenografii skontrastowane zostały z oszałamiającymi kolorami ostatniego ogrodu. Jednocześnie dzięki dość ciepłej palecie na pierwszy rzut oka pejzaże po katastrofie wydają się nawet przyjazne, trochę baśniowe. Wystarczy jednak przyjrzeć się tłu, pieczołowicie oddanym elementom otoczenia, zrujnowanym artefaktom z poprzedniej epoki, by poczuć odpowiedni klimat. Dodatkowo zróżnicowane kadrowanie wprowadza niezbędną dynamikę do tej dość powolnie opowiadanej historii. Najbardziej przemawiają do mnie otwarte kadry wypełniające całe rozkładówki, przypominające szerokie filmowe ujęcia.
„Bajka na końcu świata” to komiks dla dzieci. Podkreślam, dla dzieci. Dorosłym owszem może się spodobać, ale gwarantuję, że będą czuć niedosyt. Historia i sposób jej przedstawienia wpisuje się bowiem w punkt w dziecięce oczekiwania. Oniryczna rzeczywistość, w której nie obowiązują nawet prawa fizyki, zdeformowany świat po zagładzie, w którym owszem grasują potwory, ale w gruncie rzeczy nic złego się nie dzieje, mutacje o baśniowej genezie. Przyjaźń i przygoda. I świetny dwuznaczny tytuł, który wprowadził pewnego młodego czytelnika w błąd. Bajki są przecież dla dzieci. Gdy ma się prawie dziewięć lat, to sięga się już po poważniejsze pozycje. Z mutantami, z superbohaterami, takie dorosłe. Na szczęście pomyłka została szybko wyjaśniona, komiks został pochłonięty w mig, a młody poprosił o kolejne części. To najlepsza rekomendacja.
Scenariusz i rysunki: Marcin Podolec
Wydawnictwo: Kultura Gniewu. Krótkie Gatki
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 64
Format / forma: klasyczny komiks
Sugerowany wiek: 5+
BAJKA NA KOŃCU ŚWIATA. 2. OPUSZCZONY DOM
Scenariusz i rysunki: Marcin Podolec
Wydawnictwo: Kultura Gniewu. Krótkie Gatki
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 64
Format / forma: klasyczny komiks
Sugerowany wiek: 5+
BAJKA NA KOŃCU ŚWIATA. 3. OŻYWCZY DESZCZ
Scenariusz i rysunki: Marcin Podolec
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Seria: Krótkie Gatki
Seria: Krótkie Gatki
Data wydania: 2018
Oprawa: twarda
Liczba stron: 60
Format / forma: klasyczny komiks
Sugerowany wiek: 5+
BAJKA NA KOŃCU ŚWIATA. 4. OPOWIEŚĆ GOŁĘBIA
Scenariusz i rysunki: Marcin Podolec
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Seria: Krótkie Gatki
Seria: Krótkie Gatki
Data wydania: 2019
Oprawa: twarda
Liczba stron: 60
Format / forma: klasyczny komiks
Sugerowany wiek: 5+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz