Dziś przedstawiam dwa zbiory wierszy poświęcone jednej przestrzeni. Niezwykle aktualne, gdyż właśnie tę przestrzeń wielu z nas trochę z przymusu odkrywa na nowo. Domy, mieszkania, których ściany z wiadomych przyczyn ograniczają w tej chwili naszą aktywność, które dla większości z nas będą stanowiły przez najbliższy czas cały świat. „Krześlaki z rozwianą grzywą” Joanny Kulmowej to wygrzebana z głębi biblioteczki pozycja z mojego dzieciństwa, „Wierszyki domowe” Michała Rusinka to książka z półki mego dziecka. W obu domy postrzegane są jako magiczna przestrzeń, w której dzieją się cuda.
„Krześlaki z rozwianą grzywą” dowodzą, że Joanna Kulmowa wielką poetką była i już. Każdy z piętnastu wierszy to prawdziwy popis mistrzowskiego wręcz wykorzystania potencjału słowotwórczego polszczyzny. Miód. Piękne, czytelne neologizmy to coś, co czytelnicy tacy jak ja lubią najbardziej. Krześlaki, wieszająk, krajdywan, firaniec czy kołdrelia. O tak, te sprzęty, te tajemnicze artefakty znajdziecie w każdym polskim domu, wystarczy tylko odpowiednio spojrzeć na najbliższe otoczenie.
Autorka wykreowała pełen magii świat fantazji, w którym codzienne przedmioty wiodą drugie, sekretne życie. Zaczarowane, ekscytujące. Krześlaki niczym rumaki pędzą do wodopoju, szafonia skrywa tajemnice, uwięziony windor próbuje wydostać się z pułapki, kranograjki wygrywają zwariowaną muzykę, krajdywan kusi przygodą, odchmurzacze jak szalone pędzą po niebie. Warto poznać perypetie tych nietypowych bohaterów i ich przyjaciół.
Dodatkowy smaczek mojego wydania to odjechane, nieco surrealistyczne, utrzymane w poetyce snu ilustracje Elżbiety Gaudasińskiej, na których zwykłe krzesła ożywają, wieszakowy pająk patrzy nieufnie, lampuchna zmienia się w muchę, stołoń nieporadnie rusza na podbój świata. Nie sposób przejść obok nich obojętnie, niektóre wywołują uśmiech, inne wprowadzają w zadumę. I tak jak w wierszach również w obrazie proporcje między humorem a lirycznością, żartem a refleksyjnością doskonale wyważono.
Mimo upływu lat (moje - pierwsze - wydanie pochodzi z 1978 roku) tomik wciąż zaskakuje świeżością. Taką moc ma niczym nieograniczona wyobraźnia i mistrzowskie operowanie słowem. Zachwycał się wykreowanym przez Joannę Kulmową i Elżbietę Gaudasińską światem mały Mamobab, polubiły go Mamobabowe dzieci, a teraz tomik cierpliwie czeka na kolejne pokolenia czytelników. Mam nadzieję, że nasz egzemplarz się nie rozpadnie.
W kolejnej pozycji - „Wierszykach domowych” - Michał Rusinek także przygląda się najbliższemu otoczeniu, które również skrywa trochę tajemnic i wcale nie jest takie oczywiste. Owszem, jest konkretniej, bardziej przyziemnie, autor nie buja aż tak w obłokach jak Joanna Kulmowa. Nie oznacza to jednak, że jest mniej zabawnie. Poeta stawia na absurdalny, inteligentny humor i w niektórych utworach cel ten udaje mu się osiągnąć na najwyższym poziomie.
Rusinek świetnie bawi się słowami, rozkłada je na czynniki pierwsze, analizuje, wydobywa dosłowne znaczenia i pozorne nieścisłości semantyczne. Weżmy taki przedpokój. Czy zawsze znajduje się on PRZED pokojem? A może czasami ZA? Wszystko zależy od perspektywy.
W innych wierszach autor gra z wieloznacznością, zestawia ze sobą homonimy. Śmieszą również przywoływane w kilku przypadkach fałszywe etymologie słów, także te, które narodziły się w wyobraźni twórcy. Słowem, wszystko tworzy całkiem zgrabną i sympatyczną całość.
Podobają mi się kulturowe nawiązania, obecne choćby w wierszu poświęconym umywalce. Niestety, w tym przypadku autor wyraźnie puszcza oko do dorosłego czytelnika, młodsi odbiorcy raczej nie odczytają aluzji. Wśród grupy docelowej tomu (mam nadzieję) nie znajdziemy bowiem małoletnich wielbicieli Kill Billa. Tego typu skierowanych ewidentnie do starszych nawiązań znajdziemy w tomiku odrobinę za dużo.
Podobny problem dotyczy wielu zastosowanych w tekstach wyszukanych leksemów, związków frazeologicznych czy zapożyczeń. Tak wiem, człek na poziomie powinien je znać. Tomik jednak ewidentnie napisany jest z myślą o młodszych czytelnikach, którzy mają prawo jeszcze pewnych rzeczy nie wiedzieć. Ja bawiłam się setnie wyłapując smaczki, moje dzieci najbardziej lubiły te utwory, które odnosiły się do ich świata. Na wszystkich poziomach.
Z naszego punktu widzenia niezbyt trafionym pomysłem również okazały się odnośniki, w których autor dowcipnie dopowiadał tekst. Często naprawdę zabawne, z reguły nadzwyczaj erudycyjne, niestety podczas wspólnej głośnej lektury wytrącały z rytmu, szczególnie przy dłuższych wierszach.
Warto podkreślić niezwykle przemyślany układ całego tomu. To nie jest tylko zbiór wierszy poświęconych domowi, to raczej poetycka podróż po poszczególnych pomieszczeniach. Wraz z autorem zaglądamy do wszystkich pokojów, odwiedzamy każdy zakamarek, eksplorujemy całość przestrzeni ograniczonej przez ściany, począwszy od przedpokoju, łazienki i kuchni, poprzez salon, sypialnię, po te części domu, które często omijamy (piwnicę, garaż, strych). Prywatna przestrzeń rozciąga się również na balkon, ogród, a kończy się w bibliotece. Wszędzie tam znajdujemy rzeczy niesamowite, odkrywamy tajemnice pospolitych sprzętów. Słowem, jesteśmy wraz z dziećmi najprawdziwszymi odkrywcami.
Wielkim plusem książki są realistyczne, sympatyczne ilustracje Joanny Rusinek świetnie oddające lekko prześmiewczy klimat tej pozycji. Podobnie jak autor tekstów, także twórczyni grafiki nie stroni od przemycania drobnych aluzji, nawiązań do innych dzieł z szeroko rozumianej kultury. I tak jak poprzednio lubię to, ale znów boję się, że część świetnych skojarzeń, cytatów z literatury, sztuki będzie zbyt trudna do wyłapania przez najmłodszych. Choćby Proust lub Monty Python.
„Krześlaki z rozwianą grzywą” przypominają mi dzieciństwo i tę szczególną umiejętność ożywiania w wyobraźni tego, co zwykłe. Proza życia zamieniona w poezję, codzienność w przygodę. Od zawsze wiersze z tego tomiku kojarzą mi się z właściwą demiurgom mocą kreacji. Magią. Wiem, że to zbyt wielkie słowa, nieadekwatne, ale cóż poradzę na to, że do dziś czuję ciarki, czytając o firańcu wydętym płynącym przez odmęty, że zapadam w marzycielskie odrętwienie, wspominając księżniczkę Puchu, jedwabnicę i kapryśnicę, która poszeptuje nocą do księżyca. Jeśli traficie gdzieś w antykwariacie na ten tomik (obowiązkowo z ilustracjami Elżbiety Gaudasińskiej), koniecznie sprawdźcie, czy z taką samą siłą poezja ta działa na współczesne dzieciaki. (4+)
Trochę ponarzekałam na „Wierszyki domowe” Michała Rusinka. Mimo tych drobnych wad warto jednak sięgnąć z dziećmi również po ten tomik. Jest zabawnie, jest erudycyjnie, jest smakowicie. Czasami błyskotliwie, lekko i z polotem. Innym razem odbiorca musi trochę się intelektualnie wysilić, by nadążyć za autorem. A że nie wszystko będzie czytelne i zrozumiałe? Cóż, wśród sześciu i pół tuzinka wierszyków Rusinka na pewno każdy czytelnik znajdzie ten ulubiony i to niezależnie od tego, ile będzie miał lat. (6+)
Jedno jest pewne. Po lekturze w zupełnie inny sposób spojrzycie na własny dom. Zwykły niezwykły. Gwarantuję.
PS. Dawno temu na blogu pisałam o jeszcze jednej książce, w której autorka zaprasza nas do eksplorowania pewnej nieruchomości. Graficzna, komiksowa propozycja „Mój dom” Delphine Durand świetnie uzupełnia domowy kontekst.
KRZEŚLAKI Z ROZWIANĄ GRZYWĄ
Tekst: Joanna Kulmowa
Ilustracje: Elżbieta Gaudasińska
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 1978
Oprawa: twarda
Liczba stron: 36
Format / forma: (prawie) kwadratowa
Sugerowany wiek: 4+
WIERSZYKI DOMOWE
Tekst: Michał Rusinek
Ilustracje: Joanna Rusinek
Wydawnictwo: Znak Emotikon
Data wydania: 2012
Oprawa: twarda
Liczba stron: 208
Format / forma: klasyczna książka
Sugerowany wiek: 6+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz