Sztuka kontra nauki ścisłe. Wolność, kreatywność kontra sztywne reguły, nienaruszalne zasady. Czy na pewno takie przeciwstawienie ma sens? Czy rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej? „Obrazy matematyki. Z wizytą w muzeum sztuki” (tekst: Majungmul, ilustracje: Kim Yun Ju) to pozornie bardzo prosty picturebook, który udowadnia, że ustanowione przez królową nauk prawa, wzory i twierdzenia rządzą każdą dziedziną, że sztuka bez matematyki byłaby jedynie zwykłą bazgraniną, bohomazem lub, co gorsza, nie istniałaby wcale. Nie wiem, która wizja bardziej przeraża.
Konstrukcja książki nie zaskakuje. I dobrze, dzięki temu lepiej wybrzmiewa jej przekaz. Pewna czteroosobowa rodzina udaje się do muzeum i tam na kolejnych ekspozycjach szuka śladów powiązań między matematyką a sztuką. Znajdują ich mnóstwo. Czasami to oczywistości, innym razem odkrycia zdumiewają.
Do tej pierwszej kategorii należą między innymi liczby w roli obiektów przedstawionych na obrazach. Oczywistość. To także punkty tworzące linie i kształty, wreszcie to figury, za pomocą których można narysować niemal wszystko. Kolejny matematyczny trop to różne ujęcia tej samej sceny, różne spojrzenia na ten sam przedmiot - z przodu lub z boku, pod różnymi kątami, z góry lub z dołu, z bliska bądź z oddali. To nic innego niż doskonale nam znana perspektywa. Wreszcie poznajemy symetrię, harmonię i powtórzenia. Rytm dzieła. I w końcu analizujemy oddane w sztuce pojęcie czasu - przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Druga część książki ma charakter teoretyczny, przeznaczony dla nieco starszego odbiorcy, w tym dorosłego pośrednika, kogoś, kto ukierunkuje, wytłumaczy, wskaże. Znajdziemy w niej m.in. podstawowe informacje o człowieku witruwiańskim, boskich proporcjach, wstędze Möbiusa i złudzeniach optycznych.
Zaskoczyło mnie, jak wiele treści, informacji kryje ta na pierwszy rzut oka niepozorna pozycja. Krótkie zdania, minimalistyczne opisy skupiające się na jednym, ściśle matematycznym aspekcie przedstawionego na wystawie dzieła. A jest ich wiele, w tym obrazy J. Johnsa, G. Seurata, W. Kandinsky'ego, Piccassa, E. Degasa i innych umieszczone na muzealnych ścianach. Różne konwencje, style, epoki i jeden wspólny mianownik. Matematyka. Kurator tej wystawy odrobił swoją lekcję na szóstkę. Wybrane przykłady są czytelne nawet dla młodszych dzieci, dobrze ilustrują omawiane zagadnienia.
Przystępnej, atrakcyjnej formie podania pozornie trudnej tematyki towarzyszą aktywizujące zadania dla małych koneserów sztuki kształcące z jednej strony umiejętności analityczne, z drugiej kreatywność. Poszukiwanie matematyki w sztuce może być przecież fascynujące, szczególnie gdy detektywistyczne analizy uatrakcyjniają twórcze zadania. Świetne połączenie.
Gwarantuję, że po lekturze „Obrazów matematyki” dzieci zupełnie inaczej spojrzą i na dzieła artystyczne, i na arytmetykę oraz geometrię. I jedna, i druga dziedzina może porywać. Jedna bez drugiej nie istnieje. Matematyka nie bez powodu nazywana jest królową nauk. Nauk i sztuk wszelakich (poproszę o taką pozycję poświęconą powiązaniom między matmą a muzyką). Inspiruje, wyznacza trendy, określa kanony. Znajdziemy ją wszędzie.
Tekst: Majungmul
Ilustracje: Kim Yun Ju
Tłumaczenie: Łukasz Janik
Wydawnictwo: Adamada
Data wydania: 2020
Oprawa: twarda
Liczba stron: 36
Format / forma: klasyczna książka w kwadracie
Sugerowany wiek: 6+
Książkę kupisz w tych sklepach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz