21 października

„O chłopcu, który ujarzmił wiatr”, czyli siła charakteru


Książkę „O chłopcu, który ujarzmił wiatr” wydawca określa jako połączenie biografii i powieści przygodowej. Nie do końca odpowiada to prawdzie. Mamy raczej do czynienia z autobiografią, która w wielu miejscach zbliża się do zaangażowanego społecznie quasi-reportażu. Prawdziwa historia chłopca, który po prostu mimo przeciwności realizował swoje marzenie, to także opowieść o realiach życia w biednej wiosce w Malawi na przełomie XX i XXI wieku, przejmująca kronika klęski głodu, to wreszcie kopalnia wiedzy z zakresu podstaw techniki i fizyki.




William Kamkwamba - główny bohater i jednocześnie narrator - to postać prawdziwa, utalentowany technicznie chłopiec z ubogiej afrykańskiej rodziny, który pewnego dnia odkrył, że nauka tłumaczy świat i może zmieniać lub chociaż ułatwiać życie. Od tej chwili marzył, by zostać naukowcem. Niestety, pochodzenie, bieda, klęska głodu, brak środków, by opłacić czesne w i tak dość kiepskiej szkole, spowodowały, że droga do realizacji tego celu była długa i kręta. Oczywiście zakończyła się sukcesem, co bystry czytelnik będzie wiedział już przed lekturą (ten tytułowy spoiler). Istotny jest jednak nie punkt dojścia, ale wszystko to, co wydarzyło się po drodze. Wyjątkowa determinacja, żądza wiedzy, pracowitość, przekonanie o słuszności i realności własnych pomysłów, drobna pomoc kilku przyjaciół i cała seria zbiegów okoliczności, które wcale nie wynikały z czystego przypadku, ale stanowiły efekt wcześniejszych działań. Historia Williama, który dosłownie ze śmieci stworzył turbinę wiatrową i podarował swoim bliskim prąd i niezależność, zaskakuje, motywuje i budzi podziw.

Przeraża Afryka widziana oczami dziecka. Trudna, surowa, bezwzględna, tak różna od naszej komfortowej europejskiej rzeczywistości. Tu nauka współistnieje z magią, nowoczesność z zabobonem. Tu nadal wierzy się w klątwy, wykształcenie jest rzeczą rzadką. Okazuje się, że dostęp do wody, elektryczności wcale nie jest tak powszechny i oczywisty. Niby zdajemy sobie z tego sprawę, niby wiemy, ale kto z nas rozumie, co jeszcze wcale nie tak dawno oznaczał na polskiej wsi przednówek? William zrozumiałby, gdyż on, jego rodzina, sąsiedzi, większość kraju wciąż żyją w cyklu od zbiorów do zbiorów, który tak łatwo może się załamać. O tym też opowiada ta książka, o klęsce głodu i o tym, jak destrukcyjny dla całej społeczności jest brak dostępu do żywności. Nawet ci, którzy przeżyli, przez lata muszą się mierzyć z jej skutkami. Jak William.

Tym jednak, co najbardziej uderzyło mnie w historii chłopca, tym, co wydaje się być najbardziej aktualne, jest podejście do rzeczy, do zasobów, które najlepiej oddaje poniższy cytat: „Tam, gdzie reszta świata widzi śmieci, Afryka widzi surowce wtórne. Gdzie świat widzi odpady, Afryka widzi odrodzenie.” To właśnie z wysypiska, złomowiska chłopiec pozyskuje części do swych konstrukcji. Nie ma środków, by je kupić, rozgląda się więc wokół siebie. Kombinuje, przetwarza, daje temu, co zepsute, wyrzucone, zbędne, drugie życie. Owszem, motywuje go bieda, a nie troska o stan planety, nie zmienia to jednak przesłania, że można, że śmietnik to wielkie składowisko materiałów, które aż proszą się o ponowne wykorzystanie.

Cieszy również wielokrotnie podkreślana rola niedużej wiejskiej biblioteki, w której William, zmuszony do rezygnacji z klasycznej, szkolnej edukacji, samodzielnie zdobywa wiedzę. To tam, dzięki książkom, znajduje potwierdzenie własnych doświadczeń, weryfikuje swoje pomysły. Stamtąd czerpie inspiracje.

Nie lubię biografii, w których zastosowano pierwszoosobową narrację. Wolę ten złudny obiektywizm, szerszą perspektywę możliwą tylko wtedy, gdy opowiadacz znajduje się trochę z boku historii. Tym razem jednak konwencja się sprawdza, autorom, Williamowi Kamkwambie i Bryanowi Mealerowi, udało się uniknąć pułapki braku dystansu. Chłopiec podchodzi do swoich dokonań dość krytycznie, choć zawsze jest przekonany, że ma rację, że obrał słuszny kierunek. Opisuje nie tylko swoje sukcesy, ale i porażki, także te osobiste. Zyskuje przy tym na wiarygodności.

Trochę zawodzi konstrukcja książki, która stanowczo powinna skończyć się wcześniej. Niepotrzebnie w głównej narracji pojawiły się końcowe wyliczenia, podsumowania, plany na przyszłość. Aż prosi się, by ta część została wyodrębniona choćby w epilogu. Zabrakło po prostu wyraźnej kropki nad i, zdania, wydarzenia, które wieńcząc dzieło, zostałoby z czytelnikiem na dłużej.


„O chłopcu, który ujarzmił wiatr” opowiada historię, która nie tylko uczy, ale i wzrusza, szczególnie gdy czytelnik uświadomi sobie, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. I choć momentami odrobinę nudziły mnie drobiazgowe opisy poszczególnych projektów, tych wszystkich turbin i innych konstrukcji, postać samego chłopca, jego siła, determinacja, nieustająca wiara w przyszłość i przejmujące opisy afrykańskich realiów naprawdę dawały mi sporo czytelniczej satysfakcji. To zaskakująco aktualna pozycja nie tylko dla rówieśników głównego bohatera, ale i dla nieco starszych odbiorców. (12+)


O CHŁOPCU, KTÓRY UJARZMIŁ WIATR
Tekst: Wiliam Kamkwamba, Bryan Mealer
Tłumaczenie: Katarzyna Iwańska
Wydawnictwo: Edgar
Seria: Kapitan Nauka
Data wydania: 2019
Oprawa: miękka
Liczba stron: 296
Format / forma: klasyczna książka
Sugerowany wiek: 12+


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2017 Mamobab czyta