Śmierć, która pojawia się stanowczo zbyt wcześnie. Śmierć, która zbiera swe żniwo nagle i niespodziewanie. Śmierć, która generuje odwieczne pytanie o to, co dalej. Bruno Gibert w dość zaskakującej książce obrazkowej „Niebo” próbuje udzielić jakiejś odpowiedzi. Przyjmuje przy tym dziecięcą perspektywę. O swoich przemyśleniach opowiada nam chłopiec, któremu zmarł dziadek.
Zakładamy, że dziecko pytało lub ktoś zwyczajowo je pocieszał. Z pierwszego zdania książki dowiadujemy się bowiem, że „powiedziano mu”, iż dziadek poszedł do nieba. Klasyczna kwestia, najczęstsze wyjaśnienie. Takie oczywiste. Chłopcu to jednak nie wystarcza. Nie dopytuje jednak innych, ale wypełnia abstrakcyjne, nie wiadomo jakie niebo własną treścią, swoimi intymnymi doświadczeniami i swoją wiedzą o regułach świata. Tworzy wyobrażone, idealne miejsce do życia po życiu, rozważa kwestie wątpliwe, przewiduje problemy i je w teorii rozwiązuje.
Uderza trafność dziecięcych spostrzeżeń, ich mądrość wynikająca z prostoty, niekomplikowania spraw, których komplikować nie trzeba. Niebo to miejsce, w którym na pewno są wszystkie współczesne wygody, wszystko jest tam w sam raz. Trafiają tam ludzie wszystkich religii, nikt nikogo nie wyklucza. Chłopiec dopuszcza przy tym inne możliwości, inne wersje tego, co po, jak choćby reinkarnację.
Dziecko wspomina czas spędzony z dziadkiem. Zastanawia się nad nieuchronnością i nieprzewidywalnością śmierci, w pewnym momencie uświadamia sobie własną śmiertelność. Nie są to jednak pesymistyczne wizje. Owszem, podszyte smutkiem i czasami goryczą, refleksyjne, ale jednocześnie pełne ciepła.
Najciekawsza jednak jest w tej pozycji warstwa graficzna - zaskakująca, nietypowa. W pierwszym odruchu, gdy książkę znałam jedynie z internetowych recenzji, uznałam ją z góry za wręcz niestosowną. Myliłam się.
Ilustracje tworzą komplementarny przekaz. Piktogramy, infografiki, proste codzienne symbole porządkują nasze życie tu i teraz, wyznaczają reguły, wprowadzają ład, czasami coś tłumaczą. Prosto, czytelnie. Każdy je zna i rozumie. To właśnie z takich zwykłych znaków autor tka opowieść, przetwarza je, często dowcipnie, innym razem wydobywa ich ukryty refleksyjny potencjał i to już na stronie tytułowej. Zwróćcie na nią uwagę, gdyż to już tam rozpoczyna się opowieść i właśnie tam znajdziecie pierwszy interpretacyjny klucz.
Największe wrażenie zrobiła na mnie rozkładówka poświęcona reinkarnacji. Reinkarnacja, recykling, krąg życia. Ciąg nieoczywistych skojarzeń, które okazują się nadzwyczaj trafne. Z kolei na następnej stronie znajdziemy jeden z najbardziej zabawnych kadrów z doskonałą polską wersją pewnego drogowskazu.
Smierć, odchodzenie to jeden z najtrudniejszych tematów, nie tylko z punktu widzenia dziecka. To pytania bez odpowiedzi, smutek, strach, niepewność, rozpacz. Czy da się mówić o tym w lekki sposób na poziomie dostępnym dla wrażliwości kilkulatka? Z empatią, zrozumieniem, wyczuciem? Gibert próbuje i moim zdaniem jest to próba nadzwyczaj udana. Prosty język, czytelna forma, trafione w punkt symbole to nie jedyne elementy, który się sprawdzają. Przede wszystkim jednak wzrusza mnie to, że pisząc o śmierci, autor nie zapomniał o życiu, o pamięci, o wspomnieniu i o przyszłości. O odwiecznym cyklu.
Zwróćcie uwagę również na nietypową czcionkę, za którą odpowiadała Anna Niemierko. Ona też znaczy.
NIEBO
Tekst i ilustracje: Bruno Gibert
Wydawnictwo: Wytwórnia
Data wydania: 2011
Tłumaczenie: Julian Kutyła
Liczba stron: 52
Oprawa: twarda
Format / forma: po prostu książka
Sugerowany wiek: 5+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz