Miasto, czyli przestrzeń, w której wielu z nas żyje na co dzień. Obce lub oswojone, statyczne lub pulsujące, przyjazne lub wrogie. Lubię miejski zgiełk, klimat, ale przeraża mnie, męczy i przesyt, i betonowa pustka. To właśnie o tych różnych obliczach miast opowiadają dwie książki obrazkowe - „Miasto Potwór” i „Miasto Złotej”. W każdej z nich autorzy spoglądają krytycznie na świat wieżowców, budynków, zaułków i ulic. W każdej akcentują inne rzeczy. W pierwszej - przytłaczający nadmiar i niekontrolowany bałagan, w drugiej - dojmujący brak zieleni i chaos, celowy, wrogi. Problemem zawsze okazuje się brak równowagi, harmonii, zaburzone proporcje. W sumie rozwiązanie, które wyłania się z obu lektur, jest jedno. Zaskakująco proste. Niemal oczywiste.
„Miasto Potwór” napisane przez Joannę Gusztę i brawurowo zilustrowane przez Przemka Liputa to prosty thriller dla dzieci. Oto mamy pewne urocze miasteczko, Miastoszewem zwane. Oto mamy potwora, który jak Godzilla wyłania się z morza i podąża w stronę miasta, by je zjeść. W łapie dzierży uroczą pocztówkę przedstawiającą miasteczko jak z bajki. Śliczne, czyste, do schrupania. Rzeczywistość okazuje się jednak zupełnie inna. Po pierwsze gdzieś zniknęły wszystkie drzewa, za to mury, ściany budynków opanowały billboardy i banery. Setki reklam, ogłoszeń. Istna kakofonia barw, kształtów. Gdzieniegdzie prymitywne graffiti, tu i ówdzie psie kupy. Wszędzie brakuje skwerów, placów, parków, miejsc do spotkań, czyli wspólnej przestrzeni. Znajomy koszmar. Mieszkałam w takim miejscu, więc doskonale rozumiem, że nawet tytułowy Potwór poczuł obrzydzenie. Przewrotnie jednak to właśnie on uczy mieszkańców i przy okazji młodych czytelników, jak powinno wyglądać przyjazne ludziom miasto, takie, w którym po prostu żyje się dobrze.
Choć użyta konwencja może budzić niepokój, nie bójcie się. Ta opowieść z dreszczykiem świetnie nadaje się właśnie dla przedszkolaków. Sensacyjny sztafaż zastosowany został tu z dużym dystansem i humorem. Potwór owszem jest straszny, a jeszcze straszniejszym czyni go fioletowa muszka w groszki. Kreatura chce pożreć miasto, ale tak naprawdę pomaga jego mieszkańcom w uświadomieniu sobie, że to także oni odpowiadają za otoczenie. W rzeczywistości dzieci nie znajdą tu nic przerażającego, tylko prostą, sympatyczną grę ze znanym schematem fabularnym. Tym, co budzi grozę, jest raczej brudne, chaotyczne i przeładowane miasto.
Przystępny język świetnie współgra z zabawną formą graficzną. Krótki, dość minimalistyczny tekst podany został nie tylko w formie typowych bloków, ale głównie w lubianych przez dzieci komiksowych dymkach. Pełne szczegółów, śmiesznych lub znaczących detali ilustracje stanowią tak naprawdę główną arenę rozgrywającej się akcji. Co więcej, dobrze się sprawdzą jako zwykła wyszukiwanka. I to zaczynając od i śmiesznej, i strasznej pierwszej wyklejki, na końcowej - czystej, schludnej i miłej dla oka - kończąc.
„Miasto Potwór” to odpowiednik książek poświęconych miejskiej estetyce Filipa Springera, ale dla najmłodszych, to pierwsza lekcja dobrego smaku, prosty poradnik urbanistyki dla przedszkolaków, czyli podstawy tworzenia przyjaznej przestrzeni, w której aż chce się żyć. Nie pstrokate, tandetne, brudne, przytłaczające i pozbawione zieleni, ale z czystymi, stonowanymi elewacjami, wygodnymi chodnikami, dobrze zaplanowaną przestrzenią, w której można oddychać pełną piersią, skwerami i parkami, w których mieszkańcy mogą wspólnie spędzać czas.
Druga pozycja - „Miasto Złotej” - eksploruje zupełnie inne miasto. Szare, betonowe, wręcz postapokaliptyczne, opustoszałe, nieskończenie wielkie i przytłaczające, choć główna bohaterka wcale tak nie uważa. O ile pierwsza z książek pełna była humoru, w tym przypadku Daniel Chmielewski (tekst) i Magda Rucińska (ilustracje) serwują dzieciom prawdziwy urbanistyczny horror, industrialną baśń. Całkiem na poważnie. Na szczęście mrok i groza mieszają się tu z elementami wprost z dziecięcego świata, które pozwalają oswoić temat. W opowieści wyraźnie czuć klimat znany z niektórych powieści Gaimana, filmów Burtona lub klasycznych baśni. Owszem, bywa strasznie, ale groza zawsze ma jakiś cel. Granice dziecięcej wrażliwości na pewno w żadnym momencie nie zostały przekroczone.
To dziwaczne, odrealnione miasto, puste, szare, jak ze snu, w którym przebywa tylko trójka mieszkańców: tytułowa Złota, Miś i lalka Tina. Towarzystwu żyje się w sumie całkiem dobrze, Tina dostrzega w budynkach, ścianach piękno i różnorodność barw i faktur, wszystkie potrzeby przyjaciół są na bieżąco zaspokajane przez dziwne sklepy, które znajdują się wszędzie. Czy wszystkie? Cóż. Niektórych potrzeb Złota nawet sobie nie uświadamia. Dziewczynka nigdy nie widziała innego miasta, wsi, nie zna zieleni, nie wie, skąd bierze się żywność. Ba, nie jest świadoma, z czego składają się jej codzienne posiłki, skąd się biorą pieniądze.
Jej świat to beton, szkło i metal. Beton jest bowiem wszędzie, zawłaszcza sobie każdą szczelinę. Natura została skutecznie wyeliminowana. Co więcej, miasto robi wszystko, by utrzymać status quo. Broni się, staje się agresywne, gdy wyczuwa przyrodę. Groza.
Wszystko się zmienia, gdy w mieście pojawia się druga dziewczynka, Sylva, lustrzane odbicie Złotej. Różni ją tylko srebrny, niemal betonowy kolor włosów. Wraz z nią do świadomości Złotej wkracza inna, nieznana rzeczywistość. Początkowo bohaterowie odbierają ją jako groźną, jak drzazga. Groźną, lecz jednocześnie intrygującą, ciekawą, inspirującą. Złota dowiaduje się nowych rzeczy, że istnieją drewniane domy i rośliny, że jedzenie tworzy się ze składników, które najpierw trzeba wyhodować. Od ziarenka.
Jednocześnie w tym właśnie momencie wcześniej oswojona, bezpieczna przestrzeń zaczyna się zmieniać, betonowa masa przepoczwarza się, czuje wroga, przystępuje do walki.
Ważnym elementem rzeczywistości, w której funkcjonuje Złota, jest mapa. Wciąż tworzona, nie nadąża za odzwierciedleniem wciąż zmieniającego się miasta, które rozrasta się, ewoluuje, przekształca. I nikt nie kontroluje tego procesu. Co więcej, każdy z bohaterów widzi przestrzeń inaczej, mapy Złotej, Tiny i Misia różnią się, choć każda jest trochę prawdziwa. W każdej z nich miasto jawi się jako oddzielny byt, destrukcyjny, agresywny. Drapieżnik, który pożera wszystko, co staje mu na drodze. Wiem, co czuje Złota. Pamiętam, gdy kiedyś zgubiłam się w Warszawie, w miejscu, które znałam na wylot. Nagle ni z tego ni z owego pojawiły się w nim płoty, zasieki, granice. Ktoś zabrał wspólną, miejską przestrzeń. Z dnia na dzień. Złota doświadcza tego każdego dnia.
Cała przestrzeń wydaje się bardziej przypominać makietę, plastelinowy lub klockowy plac zabaw dziecka, które tworzy i burzy, konstruuje i rozwala. Jakby samo nie wiedziało, czego chce, jaki ma być efekt. Podobnie Złota - wie, że coś nie gra, że struktura miasta wymaga zmian, ale nie potrafi zdefiniować, na czym te modyfikacje miałyby polegać. Bo skąd ma wiedzieć. Zna tylko beton.
Autorzy wyraźnie podzielili bowiem świat na dwie pozornie nieprzystające do siebie części. Granica przebiegająca na linii natura - cywilizacja na początku poprowadzona jest bardzo wyraźnie. Nie da się jej przekroczyć. Coś się jednak wydarza, dwie rzeczywistości zaczynają się przenikać. Wtedy zaczyna się walka. Miasto zaczyna zjadać swoich mieszkańców. W tym miejscu, w którym zderzają się wspomniane wyżej światy, szczególnie uwidacznia się ekologiczne i prospołeczne przesłanie książki.
Bez wątpienia ta oniryczna, mroczna, chwilami niepokojąca opowieść wciąga bez reszty. Tak jak Złota nie wie, co kryje się za rogiem, tak czytelnik nie jest w stanie przewidzieć, jak potoczy się akcja. To wielki atut i ogromna rzadkość we współczesnej literaturze i to nie tylko tej skierowanej do młodszego odbiorcy. Chcę więcej.
Warto podkreślić, że konstrukcja książki wzmacnia zaangażowanie odbiorcy. Autorzy wykorzystują nie tylko chwyty oczywiste, najłatwiejsze - bezpośrednie zwroty narratora do czytelnika, zadania do wykonania, zachęcają do różnych aktywności. Angażująca formuła wynika z samej budowy fabuły, ze sposobu konstruowania akcji, który przypomina zabawę w wojnę, świat wirtualnej gry, w której przeciwnikiem nie jest inny bohater, ten ZŁY. Tu wrogiem okazuje się sama przestrzeń, sama sceneria, sam budulec. Co ciekawe, odbiorca dostaje do ręki narzędzia, dzięki którym może na poziomie tekstu i obrazu z tym wrogiem samodzielnie się zmierzyć. Podkreśla to jego sprawczość, uświadamia, jak wiele każdy z nas może zrobić w realnym życiu.
Całość dopełniają mroczne ilustracje Magdy Rucińskiej, dobrze wpasowujące się w z jednej strony baśniowy, z drugiej postapokaliptyczny klimat. Autorka rezygnuje ze szczegółów, detali, widzimy głównie plamy, figury, kształty w różnych odcieniach szarości. Geometryczne bryły po pierwsze przypominają dziecięce klocki, po drugie oddają industrialny, techniczny charakter miasta.
Jako kontrapunkt służą elementy w ciepłym odcieniu brązu - włosy Złotej, fragmenty mapy, liście. Pod koniec książki pojawia się natura w pełni, czyli zieleń. Początkowo przygaszona, na ostatniej rozkładówce żywa i soczysta.
Niepokojąco wyglądają również same postaci. Trochę upiorne, przypominają zombie, mają w sobie coś Burtonowskiego. Z miłą chęcią pobałabym się ilustracji autorki do „Koraliny” Gaimana. To byłoby coś.
Nie byłabym sobą, gdybym nie doceniła pewnego szczegółu, który dodaje 1000 punktów do mojej oceny książki. Ach, ten przepiękny grzbiet, granatowy i płócienny. Cudo.
Łączy je za to proekologiczne i prospołeczne przesłanie. Mieszkańcy Miastoszewa wspólnie porządkują własne miasto. Złota, Sylva, Miś i Tina zakładają coś na kształt miejskiego kolektywu, ekologicznej partyzantki, lokalnej kooperatywy. Wiedzą, że w otwartej walce nie mają szans z drapieżnym betonem, który rozrasta się na miejskiej tkance jak złośliwy nowotwór, wybierają więc inną drogę. Wolniejszą, wymagającą cierpliwości, ale skuteczną.
Podsumowując, „Miasto Potwór” czytajcie z najmłodszymi, samodzielnym czytelnikom sprezentujcie „Miasto Złotej” (ale nie oddalajcie się zbyt daleko, by w razie czego ukoić skołatane nerwy). A starszym nastolatkom podsuńcie książki Filipa Springera. Uwrażliwiajcie, uczcie, że wspólna przestrzeń wokół nas znacząco wpływa na jakość naszego życia, że miasto nie musi przypominać ani betonowej pustyni, ani tandetnego lunaparku. Rozmawiajcie i działajcie. Klucz to harmonia i współpraca.
Tekst: Joanna Guszta
Ilustracje: Przemek Liput
Wydawnictwo: Kropka
Data wydania: 2020
Oprawa: twarda
Liczba stron: 40
Format / forma: typowa książka
Sugerowany wiek: 4+
MIASTO ZŁOTEJ
Tekst: Daniel Chmielewski
Ilustracje: Magda Rucińska
Wydawnictwo: Tadam
Data wydania: 2018
Oprawa: twarda z płóciennym grzbietem
Liczba stron: 76
Format / forma: odwrócony prostokąt
Sugerowany wiek: 8+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz