„Muki w podróży dookoła świata”, czyli inne kultury okiem misia

24 września

„Muki w podróży dookoła świata”, czyli inne kultury okiem misia

„Muki w podróży dookoła świata” to połączenie komiksu, ambitnej wyszukiwanki i wyjątkowo barwnego przewodnika po kulturze różnych krajów. Wraz z małym, ciekawskim i niezwykle sympatycznym niedźwiadkiem zwiedzamy Laponię, Grecję, Indie, Maroko, Burkina Faso, Madagaskar, Australię, Japonię, Chiny, Peru, Nowy Jork. Poznajemy lokalne kuchnie, charakterystyczną architekturę, sposoby spędzania wolnego czasu, typowe dla regionu rośliny, zwierzęta. I słowa, wiele słów. Biesiadujemy, rozmawiamy z tubylcami, nawiązujemy ekscytujące przyjaźnie, eksplorujemy pustynne piaski. Marc Boutavant kreuje świat, w którym nie ma ani chwili nudy.
„Muki w podróży dookoła świata” Marc Boutavant

To książka wymagająca interakcji, nie da się jej czytać dziecku ot tak, na odczepnego. Zaangażowanie rodzica wymusza już sama komiksowa konstrukcja, brak linearnej narracji. Informacje podawane są w formie haseł, słów, drobnych symboli. To niepozorne wypowiedzi poszczególnych bohaterów, które musimy zinterpretować. Niemal każdy dymek to wyzwanie. Jego odczytanie, zdekodowanie wymaga pomocy dorosłego pośrednika (który w wielu wypadkach i tak będzie musiał wspomóc się dodatkowymi źródłami wiedzy). Po prostu mamy do czynienia z wielkoformatowym quizem, pełnym zadań, zagadek.

„Muki w podróży dookoła świata” Marc Boutavant

Na każdej rozkładówce znajdziemy mnóstwo pełnych humoru scenek rodzajowych, niekoniecznie jednak humor ten będzie łatwy do rozszyfrowania przez dziecko. Świnka morska, która z przerażeniem w oczach odkrywa ofertę pewnej restauracji gdzieś w Andach. Kurczaczek wpatrujący się w jajecznicę. Kozioł, który przechwala się, że sam robił fetę. Mrówkojad konwersujący z mrównikiem. Kłujący puchowiec. Tu także musi wkroczyć starszy interpretator.

„Muki w podróży dookoła świata” Marc Boutavant

W tym wszystkim naprawdę trochę brakuje choć małej ściągawki, słowniczka zbierającego egzotyczne słowa, tłumaczącego ich znaczenie i pokazującego ich właściwą wymowę. Ciągłe zaglądanie do Google'a podczas pierwszych lektur było, delikatnie rzecz ujmując, denerwujące. I niestety skreśla trochę Mukiego z listy lektur dla młodszych, ale samodzielnie już czytających dzieci.



„Muki w podróży dookoła świata” Marc Boutavant


A szkoda, gdyż feeria barw, mnogość szczegółów, sympatyczne postaci i ciekawa, miękka kreska przyciągają. Każdą rozkładówkę pełną pokazanej słowem i obrazem wiedzy o innych krajach i kulturach (te odwrócone strony dotyczące Andów i Nowego Jorku) można studiować godzinami.

Wciągające ilustracje to jednak nie wszystko. Nie wspominam zbyt dobrze wspólnego spędzania czasu z dziećmi nad przygodami misia. Błyszczący, śliski papier odbijający najmniejszy promień światła i mikrych rozmiarów czcionka doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Początkujący czytelnik szybko zrezygnował z prób samodzielnej lektury, zresztą ja też ledwo, ledwo dawałam radę. I o ile litery nadal się nie powiększyły, to tajemnica dziwnego papieru została rozwiązana. Najnowsze wydanie książki wzbogacono bowiem o przezroczyste naklejki wielokrotnego użytku. Hit nad hitami. Nie kupujcie więc starej wersji na rynku wtórnym, szukajcie tej, w której lakierowany papier ma sens.

„Muki w podróży dookoła świata” Marc Boutavant

Historia podróży małego Mukiego pokazuje dzieciom zarówno różnorodność, bogactwo, jak i jedność świata. Choć każdy kraj wydaje się być inny, jedyny w swoim rodzaju, pewne rzeczy pozostają wspólne. Wszystkie miejsca, które odwiedził miś, mogą fascynować, zaskakują, wreszcie - każde z nich jest magicznie kolorowe, nawet marokańska pustynia. Sprawdźcie zresztą sami, dokąd zawędrował mały orzech kokosowy wpuszczony do oceanu na wybrzeżu Madagaskaru.

„Muki w podróży dookoła świata” najlepiej sprawdzi się jako wspólna lektura rodziców i przedszkolaków. Młodsze dzieci mogą czuć się nieco przytłoczone wielością szczegółów, informacji i czasami aż nazbyt kolorową grafiką.

Dodatkowe informacje:
  • Pierwsze polskie wydanie nosiło tytuł „Muk w podróży dookoła świata” i długo było świętym Graalem wśród książek dziecięcych wytrwale poszukiwanym również przeze Mamobaba.
  • Na podstawie książki powstał w 2011 roku film animowany emitowany także w Polsce. 


MUKI W PODRÓŻY DOOKOŁA ŚWIATA
Tekst i ilustracje: Marc Boutavant
Wydawnictwo: Wytwórnia
Data wydania: moje wydanie 2014, ale sięgnijcie po późniejsze z naklejkami
Oprawa: twarda, foliowana
Liczba stron: 32
Format: kwadratowe maksi
Sugerowany wiek: 3+, młodsze dzieci mogą być trochę przytłoczone bogactwem świata ;-)


„Przypadki Pantareja”, czyli język skłonny do kleceń

19 września

„Przypadki Pantareja”, czyli język skłonny do kleceń


„Przypadki Pantareja. Wiersze dla małych i dużych” płyną nieprzerwanie długą rzeką. Pięciometrowym nurtem poezji Karola Maliszewskiego i grafiki Karola Banacha. Poszukajcie wystarczająco długiego korytarza, salonu, chodnika (w suchy dzień). To leporello odkrywa pełnię swoich znaczeń, gdy wszystkie strony tworzą jedną ciągnącą się z dziecięcej perspektywy w nieskończoność warstwę. Wtedy można popłynąć. Jak czas. Jak tytułowy Pantarej.


„Przypadki Pantareja. Wiersze dla małych i dużych” Karol Maliszewski, Karol Banach


I rzeczywiście Heraklitowa koncepcja ciągłej zmiany znalazła w tej pozycji odbicie zarówno w tekście, jak i (a może przede wszystkim) w obrazie i samej formie edytorskiej. Tu się dzieje. Tutaj „język skłonny jest do kleceń / bez żadnych zaleceń, / tak jak przetak do przetakań, / a gawron do krakań” („Język”). Do czego zdolny jest obraz Karola Banacha możecie zobaczyć na zdjęciach. Pulsujące, pełne życia barwy, geometryczne kształty, w których kryją się bohaterowie wierszy. Humor, zabawa, witalność, energia - esencja zmienności. Szaleństwo właściwe zmianie nie jest jednak puszczone na żywioł, zostaje okiełznane, a punkt zaczepienia stanowi rzeka. Konkret i symbol.

„Przypadki Pantareja. Wiersze dla małych i dużych” Karol Maliszewski, Karol Banach

Najbardziej przemawiają do mnie te wiersze Maliszewskiego, w których poeta bawi się formą, kleci, wykorzystuje słowotórczy potencjał polszczyzny, uwydatnia pierwotne, dosłowne znaczenia frazeologizmów, by tworzyć nowe treści. Często pisze o tym wprost, o słowach, które szukają swojej drugiej połowy, „bo bez niej pierwsza nie wie, co znaczy” („Połów”), o tym, że „językować każdy może, / nawet najlichsze ze stworzeń”.


„Przypadki Pantareja. Wiersze dla małych i dużych” Karol Maliszewski, Karol Banach



Autor gra nie tylko warstwą językową, znajdziemy tu mnóstwo odwołań zarówno do filozofii Heraklita, jak i do innych utworów literackich. Weźmy chociaż samą konstrukcję tytułu. Spójrzmy na panią Wodnikową płaczącą tak jak Tuwimowska pani Słowikowa. Trochę naiwne, do bólu proste rymowanki o Antosiu i panu Bałwanie czy o kwietniu brzmią jakby pochodziły ze starego elementarza. Wierszyk dla cioci - równie mało skomplikowany, wręcz banalny - przypomina klasyczny wpis do pamiętnika.
„Przypadki Pantareja. Wiersze dla małych i dużych” Karol Maliszewski, Karol Banach


Większość utworów opowiada o różnych aspektach czasu. W niektórych pojawia się sam Pantarej, w innych pokazano zmienność pór roku. Znajdziemy tu także wiersze pozornie niepasujące, wydawać by się mogło, że przypadkowe. Na pierwszy rzut oka trudno odnaleźć czytelnikowi, w jaki sposób miałyby nawiązywać do upływającego czasu symbolizowanego przez nurt rzeki, który spaja treść w jedną znaczeniową całość. A jednak! Bo czymże jest wpis do pamiętnika, jeśli nie próbą zatrzymania chwili, tego tu i teraz?
„Przypadki Pantareja. Wiersze dla małych i dużych” Karol Maliszewski, Karol Banach

W jednym z wierszy Pantarej zajmuje stanowisko w sporze, „czy ktoś taki, jak on, może // występować w wierszach dla dzieci, / bo nie stepuje, ani też nie świeci / latarką przykładu w oczy.” Tym jednym zdaniem, zwykłą i trafiającą w samo sedno refleksją nad tym, jaka powinna być literatura przeznaczona dla niedorosłego czytelnika, autor po prostu mnie kupił. Początkowe wątpliwości, czy młodsi odbiorcy zrozumieją cały kontekst, otoczkę towarzyszącą zbiorowi, zniknęły.

Oczywiste jest bowiem, że nie zrozumieją. U dorosłego już imię głównego bohatera, budowa tytułu przywołują cały zestaw myśli, skojarzeń. Sytuują książkę w pewnym filozoficznym kręgu i kształtują czytelnicze oczekiwania. Dla dziecka Pantarej to Pantarej. Jak Antek, Kuba, Zosia, Ania. To tylko imię pozbawione konotacji do czasu, gdy nie poznamy bliżej Antka, Kuby, Zosi, Ani czy Pantareja. Spójny świat zbudowany przez poezję i obraz umożliwia nawet młodszym odkrycie cech definiujących Pantareja (choć bezpośrednio jest on bohaterem tylko kilku pozycji). Wszystkie elementy tomu współgrają, niosą łatwy do odczytania przekaz. I to w zupełności wystarczy.

Tych zupełnie najmłodszych zafascynuje po prostu nietypowa, długa jak prawdziwa rzeka książka i pełne humoru wiersze. I to też w zupełności wystarczy.

A dorośli niech śledzą kulturowe tropy, filozoficzne aluzje, jednocześnie poszukując wystarczająco długiego podłoża, by móc cieszyć się z leporello w pełnej krasie wraz z najmłodszymi i średnimi.

PRZYPADKI PANTAREJA. WIERSZE DLA MAŁYCH I DUŻYCH
Tekst: Karol Maliszewski
Ilustracje: Karol Banach
Wydawnictwo: Warstwy
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: jedna, ale bardzo długa
Format/forma: leporello
Sugerowany wiek: 4+

„Reformator. Marcin Luter”, czyli historia dla (nie tylko) opornych

13 września

„Reformator. Marcin Luter”, czyli historia dla (nie tylko) opornych


Prosto. Z humorem. Z pazurem. Oto historia w wersji dla opornych (i nie tylko). Oto „Reformator. Marcin Luter” - opowieść prawdziwa w formie komiksowej opowiedziana. Słowem przez Michała Rzecznika, rysunkiem przez Piotra Nowackiego.

„Reformator. Marcin Luter” Michał Rzecznik, Piotr Nowacki

O swoim życiu opowiada tu sam Marcin Luter (wersja uwspółcześniona). Zaczyna od dnia swoich narodzin, by zakończyć swój żywot i snuć opowieść dalej. Luter-narrator ocenia swe dokonania z dzisiejszej perspektywy, wykazuje przy tym dużo dystansu i do siebie, i do swego otoczenia. Lekka, komediowa formuła przypomina z jednej trochę cmentarne wywiady z „Trupich gadek” Adama Murphy'ego w wersji mniej makabrycznej, w ogóle niezombiastycznej, z drugiej niedawno wznowioną serię Strrraszna historia. Już sama okładka kojarząca się z serialem „Był sobie człowiek” sygnalizuje, jaką konwencję przyjęli autorzy.

„Reformator. Marcin Luter” Michał Rzecznik, Piotr Nowacki

Narracja toczy się składnie. Poznajemy skrótowo nie tylko rozwój duchowy bohatera, jego dojrzewanie, mierzenie się z wiarą i instytucją kościoła katolickiego, ale i genezę samej reformacji łącznie z równie ramowym tłem historycznym. Przyglądamy się najważniejszym etapom zmian i religijnych, i społecznych, a także ich wpływowi na ówczesny świat (oczywiście ograniczony do Europy).
„Reformator. Marcin Luter”

Kompozycyjnie opowieść podzielono konsekwentnie na dwie części. Na każdej rozkładówce po prawej stronie w komiksowej formie umieszczono główną oś narracji, najczęściej w czterech kadrach, gdzieniegdzie urozmaiconych nietypowym układem uwypuklającym pewne kluczowe treści. Po lewej zaś autorzy zdecydowali się zaprezentować coś w rodzaju słowniczka. Każda strona to jedno hasło zdefiniowane raczej klasycznie. Oprócz pojęć związanych z epoką (np. szwabacha, inkwizycja, scholastyka, sztuki wyzwolone, symonia), odwołań do literatury, sztuki i kultury tamtego okresu, znajdziemy tam także krótkie biogramy kluczowych postaci zarówno artystów (Łukasz Cranach Starszy, Dante, Dürer), jak i teologów, filozofów (np. św. Augustyn, Arystoteles, Jan Staupitz, Erazm z Rotterdamu, Morus, Jan Hus).

„Reformator. Marcin Luter” Michał Rzecznik, Piotr Nowacki

Niestety, układ ten ma pewne mankamenty. Po pierwsze wybija z lekturowego rytmu, po drugie często nie widać logicznego związku z tym właśnie momentem fabuły, w którym właśnie jesteśmy. Nawiązanie pojawia się na przykład za stron kilka i albo dziecko je zauważy, albo nie. Powróci, by sobie przypomnieć, lub wciągnięte w wir opowieści zignoruje. Trzeba jednak przyznać, że dzięki tym definicjom nawet młodsze dzieci będą w stanie zmierzyć się z lekturą całkowicie samodzielnie. To atut.
„Reformator. Marcin Luter” Michał Rzecznik, Piotr Nowacki

Czarno-białe, proste rysunki (kolor pojawia się tylko w jednym, znaczącym momencie) Piotra Nowackiego pełne są różnorodnych smaczków, aluzji, mrugnięć oczkiem. Autor chętnie stosuje skrót, czytelne symbole. Tu się, moi drodzy, profesjonalnie stosuje wykresy rodem z Power Pointa, by szkodliwość zjawiska odpustów klarownie wyjaśnić. Tu się fachowe logo tworzy. Tu się przed spoilerami ostrzega. Tu się współczesność zakrada do wieków średnich, by dziś żyjącym dzieciom dawny świat lepiej objaśnić.

„Reformator. Marcin Luter” mimo że wprost odnosi się do religii, w żaden sposób komiksem religijnym nazwany być nie może. Przyjęta perspektywa, dość szerokie jak na tak niewielki tom tło historyczne, powoływanie się na konkrety, fakty, słowem zwykły obiektywizm sprawiają, że bliżej tej pozycji do książek religioznawczych traktujących o genezie poszczególnych wyznań i ich podstawowych zasadach, dogmatach. Luteranizm wpisany został tu w bardziej złożony kontekst jako opcja, a nie jedynie słuszne rozwiązanie. Aż się prosi o komiksowe opowieści o innych wiarach i niewiarach. Wszystkich. Bez wyjątku.
„Reformator. Marcin Luter” Michał Rzecznik, Piotr Nowacki

Można się zżymać na pewne uproszenia, na trywializację dość dramatycznych wydarzeń. Tylko po co? Komiks nie zastąpi książek poważniejszych, głębiej traktujących temat, naświetlających problem z wszelkich stron. Będzie za to świetnym uzupełnieniem dla tych bardziej zaawansowanych, zachętą do zgłębienia tematu dla początkujących i ostatnią deską ratunku dla tych, którzy do wszystkiego, co związane z historią, podchodzą jak do jeża. (10-13 lat, choć i starszym się spodoba)

REFORMATOR. MARCIN LUTER
Scenariusz: Michał Rzecznik
Rysunki: Piotr Nowacki
Wydawnictwo: Widnokrąg
Data wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 96
Format/forma: komiksowe midi
Rekomendowany wiek: 10-13 lat

„Pionierzy, czyli poczet niewiarygodnie pracowitych Polaków”, czyli inspiracji ciąg dalszy

10 września

„Pionierzy, czyli poczet niewiarygodnie pracowitych Polaków”, czyli inspiracji ciąg dalszy

Jeśli niezwykła postać Aleksandra Doby (klik do recenzji) nie zaciekawiła waszych dzieci, być może odnajdą swojego guru, mistrza, idola w kolejnej pozycji z kategorii 'inspirujące'. W „Pionierach, czyli poczcie niewiarygodnie pracowitych Polaków” Marta Dzienkiewicz prezentuje biografie dwudziestu trzech wyjątkowych osób, które wyprzedzały swoje czasy. Dodatkowo wszystkie były przynajmniej z urodzenia naszymi rodakami.

„Pionierzy, czyli poczet niewiarygodnie pracowitych Polaków” Marta Dzienkiewicz, Joanna Rzezak, Piotr Karski
Znajdziemy tu życiorysy reprezentantów takich dziedzin wiedzy jak astronomia (Jan Heweliusz), fizyka (Zygmunt Wróblewski), matematyka (Stefan Banach), archeologia (Kazimierz Michałowski) i wielu wielu innych. Przeczytamy o słynnych podróżnikach, w tym na poły legendarnym Janie z Kolna, Henryku Arctowskim (badacz Antarktydy), eksploratorze chilijskich złóż miedzi Ignacym  Domeyce, a także o Kazimierzu Nowaku, który samotnie przemierzył Afrykę na rowerze. Poznamy dwóch Malinowskich: Bronisława - antropologa i etnologa, oraz Ernesta - budowniczego kolei transandyjskiej.


„Pionierzy, czyli poczet niewiarygodnie pracowitych Polaków” Marta Dzienkiewicz, Joanna Rzezak, Piotr Karski

Nie zabrakło wynalazców i tych słynnych (Ignacy Łukasiewicz - lampa naftowa, Kazimierz Prószyński - kamera filmowa), i tych, o których pamięć niestety nie przetrwała. Któż z was wiedział, że kamizelkę kuloodporną wynalazł Polak - Kazimierz Żegleń, a Stefan Drzewiecki konstruował pierwsze łodzie podwodne?

Autorka prezentuje również prekursora polskiego szybownictwa Czesława Tańskiego, odkrywcę witamin Kazimierza Funka, Jana Czocharskiego (jego metoda otrzymywania monokryształów umożliwiła rozwój współczesnej elektroniki), Mariana Rejewskiego kryptologa należącego do zespołu, który złamał szyfr Enigmy i Jacka Karpińskiego, twórcę pierwszego polskiego minikomputera. Przyznam szczerze, że o Tańskim i Karpińskim nigdy wcześniej nie słyszałam.




Cieszy, że autorka uwzględniła choć kilka nietuzinkowych kobiet. Smuci, że tylko cztery. Oczywiście znalazła się wśród nich Maria Skłodowska-Curie, ale także twórczyni nowoczesnej kosmetologii Helena Rubinstein, wybitna antropolożka badająca między innymi Syberię Maria Czaplicka i Wanda Rutkiewicz, której przedstawiać chyba nie ma potrzeby. Doceniona dość ciekawą wzmianką została żona Heweliusza.

Niestety jedno zdanie psuje cały pozytywny efekt. Oględnie rzecz ujmując, pani Rubinstein charakteryzowała się dość specyficzną osobowością (aniołem nie była). Owszem, zdarzają się kobiety o cechach i zainteresowaniach takich, jakie miała wyżej wymieniona pani. Nieuprawnione i krzywdzące jednak jest posługiwanie się w tym kontekście sformułowaniem stuprocentowa kobieta. Naprawdę kobiecość nie musi być definiowana przez piękno i otaczanie się pięknymi przedmiotami, szczególnie w książce takiej jak ta. Zdanie zbędne, które, prócz powielania stereotypów, nic nie wnosi do narracji.
„Pionierzy, czyli poczet niewiarygodnie pracowitych Polaków” Marta Dzienkiewicz, Joanna Rzezak, Piotr Karski
A narracja w tej książce jest bardzo zacna. Marta Dzienkiewicz po prostu umie posługiwać się słowem w sposób mistrzowski. Każda informacja jest przemyślana, każde zdanie niesie treść dobrze dobraną do wieku odbiorcy. Prosto, z wyczuciem i ze smakiem udało się zachować balans pomiędzy niezbędną faktografią a zwykłą wciągającą opowieścią, anegdotą, a nawet plotką. 

Autorka nie mitologizuje postaci, wprost pisze o ich słabościach, wadach, ale i tych cechach, które umożliwiły bohaterom dokonanie wyjątkowych odkryć czy czynów. To po prostu ludzie  z krwi i kości. Różni. Zawsze jacyś. Niektórzy  poukładani do bólu, inni w wiecznym rozgardiaszu. Czasami przyszło im płacić ogromną cenę za to, jacy byli. Łączy ich, prócz pochodzenia, jedno: pracowitość, konsekwencja w działaniu, ciekawość świata i upór. 

„Pionierzy, czyli poczet niewiarygodnie pracowitych Polaków” Marta Dzienkiewicz, Joanna Rzezak, Piotr Karski
Przejrzysty układ książki przypomina leksykon, w którym hasła to kolejne postaci umieszczone chronologicznie według dat urodzenia. Autorka dba również z dużym wyczuciem o to, by wszystkie potencjalnie trudne terminy zostały wyjaśnione.

„Pionierzy, czyli poczet niewiarygodnie pracowitych Polaków” Marta Dzienkiewicz, Joanna Rzezak, Piotr Karski
Lubię nietypową kreskę Joanny Rzezak i Piotra Karskiego, jednak to, co się sprawdziło w przypadku poprzedniej omawianej na blogu pozycji tego duetu (klik do recenzji "Czas start"), tym razem nieco zawodzi. Po pierwsze ciężkie, mało czytelne obrazy przytłaczają tekst, panuje tu ilustracyjny zaduch. Brakuje po prostu przestrzeni, oddechu. Poniekąd wynika to z użytej palety barw (przygaszone kolory, małe ich zróżnicowane na poszczególnych rozkładówkach), która w połączeniu z ciekawą przypominającą drzeworyt grafiką daje właśnie taki efekt. Po drugie warstwa graficzna trochę za bardzo kojarzy się z pracą duetu Mizielińskich „Co z ciebie wyrośnie". W tamtym przypadku również narzekałam na brak światła, teraz zwracam honor. W porównaniu z „Pionierami” przestrzeni pozostawiono tam aż nadto (klik do recenzji "Co z Ciebie wyrośnie" ).

„Pionierzy, czyli poczet niewiarygodnie pracowitych Polaków” Marta Dzienkiewicz, Joanna Rzezak, Piotr Karski



Życiorysy przedstawione w „Pionierach” prowokują do dyskusji na wiele tematów. Od samej definicji wyjątkowości, wybitności, od której ucieka sama autorka już w przewrotnym podtytule stawiającym na pracowitość, po historię, kulturę, przemiany społeczne. Dlaczego pionierami byli głównie mężczyźni? Czemu aż tak wiele osób nie mogło realizować swoich marzeń w Polsce?  Czy kategoria pochodzenia ma w ogóle jakiekolwiek znaczenie? Co zdecydowało, że niektórzy pionierzy zostali docenieni już za życia, a odkrycia innych musiały poczekać na swój czas? Czy wady zawsze są wadami, a zalety zaletami? Zaproszenie do rozmyślań czy to grupowych (scenariusze lekcji same przychodzą do głowy), czy indywidualnych to wielki atut tej książki. (8+)

PIONIERZY, CZYLI POCZET NIEWIARYGODNIE PRACOWITYCH POLAKÓW
Tekst: Marta Dzienkiewicz
Ilustracje: Joanna Rzezak, Piotr Karski
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Data wydania: 2013
Oprawa: twarda
Liczba stron: 112
Format/forma: midi
Sugerowany wiek: 8+

„Doba na oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?”, czyli burze, sztormy, rekiny, latające ryby i pan Aleksander

06 września

„Doba na oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?”, czyli burze, sztormy, rekiny, latające ryby i pan Aleksander

„Doba na oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?” to opowieść o pełnym pasji człowieku, który odrobinę mnie przeraża, bardzo intryguje, a przede wszystkim sprawia, że jestem pełna podziwu. I takiej pozytywnej zazdrości. Nie o przygodę, nie o sławę, nie o odwagę stawienia czoła nieobliczalnemu żywiołowi. To nie moja bajka, nie kręci mnie to i mam nadzieję (jako matka-kwoka), że moje dzieci jakieś spokojniejsze, mniej spektakularne hobby sobie znajdą. Zbieranie znaczków, trygonometrię czy hodowanie dżdżownic. Coś bezpiecznego, oswojonego.

Z drugiej strony z pełną premedytacją, bez względu na konsekwencje, wręczę im tę książkę i każę przeczytać. Ba, przeczytam wraz z nimi, a potem porozmawiamy.


„Doba na Oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?” Agata Loth-Ignaciuk, Bartłomiej Ignaciuk

„Doba na Oceanie” przedstawia bowiem jedną z najbardziej inspirujących historii, jaką kiedykolwiek słyszałam, historię prawdziwą, realną, przez to niezwykle motywującą i pokazującą, że jeśli tylko się chce, przy odrobinie sprzyjających wiatrów, można prawie wszystko. Nawet wyjątkowo zuchwałe marzenia mają szansę się urzeczywistnić. Nie od razu, nie tu i teraz, nie bez wysiłku i nie bez współpracy z innymi. I nie bez odrobiny szczęścia. 

„Doba na Oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?” Agata Loth-Ignaciuk, Bartłomiej Ignaciuk


Agacie Loth-Ignaciuk udało się uniknąć pułapki powielenia i afirmowania naiwnego mitu, że chcieć to móc. Owszem to punkt wyjścia, by osiągnąć cokolwiek, ale same chęci przecież nie wystarczą i warto, by dzieci zdawały sobie z tego sprawę. Takie też założenie przyjęła sobie autorka, o czym świadczy choćby wielokrotne podkreślanie w tekście roli innych osób w tej samotnej wyprawie.

Dzięki takiemu podejściu Loth-Ignaciuk nie stawia również głównego bohatera na pomniku, tekst w żadnym momencie nie przypomina taniej „hagiografii”, sztampowej notki z agencji PR. Aleksander Doba to człowiek z krwi i kości, zwyczajny, a jednocześnie nadzwyczajny, gdyż udało mu się osiągnąć niemożliwe. Choć jego dokonania budzą podziw, on sam nie onieśmiela, a inspiruje. Dodaje innym skrzydeł.





Poniekąd to zasługa przyjętej konwencji. Autorka skupia się bowiem przede wszystkim na dwóch samotnych wyprawach pana Aleksandra. Tych, w których udało mu się pokonać Atlantyk w kajaku. W książce omówiono kwestie techniczne, organizacyjne, zagadnienia geograficzne. Opisano zarówno rzeczy, które przyszły łatwo (mniejszość), jak i te, które zostały wypracowane metodą prób i błędów (najczęstsze). Nie pominięto przy tym spraw trudnych, porażek. Słowem, twórcy rozłożyli pozornie romantyczną wyprawę jak z awanturniczej powieści na czynniki pierwsze, a te okazały się być bardzo prozaiczne. Co nie oznacza, że mniej magiczne, mniej ciekawe. Wręcz przeciwnie.


„Doba na Oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?” Agata Loth-Ignaciuk, Bartłomiej Ignaciuk

W krótkich napisanych prostym językiem akapitach autorka pokazuje cały proces realizacji marzenia - od chwili pojawienia się samego pomysłu, poprzez etap projektowy (tak naprawdę niekończący się nigdy) po wyzwania, którym musiał sprostać kajakarz już podczas rejsu.


„Doba na Oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?” Agata Loth-Ignaciuk, Bartłomiej Ignaciuk

Książka odpowiada na te wszystkie pozornie głupie pytania, które przyszły mi do głowy, gdy śledziłam relacje z wypraw w telewizji. Jak upchnąć w malutkim kajaku wszystkie niezbędne rzeczy? Jak wygodnie (w miarę) ułożyć się do snu w tej łupinie? Czy pan Doba zje choć jeden ciepły posiłek? I skąd na środku bezkresnego oceanu wiadomo, w którą stronę należy się kierować. I wreszcie fizjologia, szczególnie w zakresie spraw grubszych. No jak? Odpowiedzi na te pytania wcale nie należały do kategorii oczywistych. Co to, to nie. Rutynowe czynności, na które nie zwracamy uwagi na co dzień, tutaj okazywały się skomplikowanymi operacjami logistycznymi. Spójrzcie chociaż na proces parzenia kawy.
„Doba na Oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?” Agata Loth-Ignaciuk, Bartłomiej Ignaciuk

Czytelnicy znajdą tu także solidną dawkę wiedzy oceanologicznej, geograficznej. To niezbędne minimum, by zrozumieć, z jaką potęgą musiał się zmierzyć bohater. Te wszystkie prądy morskie, sztormy, tornada, oceaniczne góry i doliny, Golfsztrom, a nawet pospolite burze w tych okolicznościach przeobrażające rejs w przerażającą wyprawę pełną zagrożeń i pułapek, naprawdę robią wrażenie.

„Doba na Oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?” Agata Loth-Ignaciuk, Bartłomiej Ignaciuk


To nie jedyna książka poświęcona Aleksandrowi Dobie przeznaczona dla młodszych, ale właśnie ta wyróżnia się wyjątkową szatą graficzną. To rasowa utrzymana w minimalistycznej formie powieść graficzna, trochę inspirowana wydaną przez Kulturę Gniewu „Wyprawą Shackletona” Williama Grilla. Obie pozycje łączy nie tylko tematyka, ale i oszczędne operowanie kolorem - różne warianty błękitu, bieli, czerni i szarości. Bartłomiej Ignaciuk jednak nie tyle naśladuje, co twórczo przetwarza koncept. Ilustracje choć proste, pełne są dodatkowej treści, nie tylko czysto informacyjnej. W wielu wypadkach tworzą one nastrój, niosą duży ładunek emocjonalny. Grafika przedstawiająca końcówkę wyprawy, na której na czarnym tle widzimy Aleksandra Dobę w kajaku triumfalnie trzymającego wiosła w górze, to najlepsze podsumowanie całej historii.

„Doba na Oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?” Agata Loth-Ignaciuk, Bartłomiej Ignaciuk

Tekst współgra z grafiką, grafika nawiązuje dialog z tekstem. Razem tworzą spójną, czytelną całość. Nie bez znaczenia jest także układ poszczególnych elementów na rozkładówkach, w tym niekonwencjonalne, świadome wykorzystanie światła na stronie, proporcji pomiędzy tym, co wyrażone poprzez słowa, a tym, co przekazane poprzez obraz.

„Doba na Oceanie. Jak przepłynąć Atlantyk kajakiem?” Agata Loth-Ignaciuk, Bartłomiej Ignaciuk


Dzięki prostemu językowi i fascynującej historii „Doba na oceanie” spodoba się dzieciom powyżej szóstego roku życia. Autorzy jednak uciekają od banału, nie idealizują bohatera, nie grają na najprostszych emocjach. To sprawia, że książka nie znudzi dorosłych. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Inspirującą, nietuzinkową osobowość, trochę awanturniczy klimat rodem z XIX wieku, walkę z własnymi ograniczeniami (w tym z wiekiem), żywioł, nieokiełznaną naturę i świat nowoczesnych technologii. A przede wszystkim niesamowitą przygodę.

I koniecznie wybierzcie wersję w twardej okładce!!!

DOBA NA OCEANIE. JAK PRZEPŁYNĄĆ ATLANTYK KAJAKIEM?
Tekst: Agata Loth-Ignaciuk
Ilustracje: Bartłomiej Ignaciuk
Wydawnictwo: Druga Noga
Data wydania: 2018
Oprawa: miękka (książka dostępna również w oprawie twardej)
Liczba stron: 88
Format/forma: midi
Rekomendowany wiek: 6+

Copyright © 2017 Mamobab czyta