Dostałam burę, reprymendę ostrą od dzieci własnych. Jak to? Dlaczego? Weź się matko do roboty. Nie opisałaś jeszcze czegoś super, ekstra, od czego kiszki ze śmiechu kręcą arabeski. To nic, że przez długi czas książki nie mogłam po prostu nigdzie zlokalizować. Przeczytałam, obfotografowałam, potomstwu wręczyłam, by zdanie młodszych w opinii uwzględnić (zazwyczaj to robię) i … jakieś bliżej niezidentyfikowane siły wrogo przejęły niepozorną niebieską książeczkę, z okładki której z rozbrajającym uśmiechem spoglądała na czytelników sympatyczna dziewczynka.
Książka odnalazła się w końcu podczas domowej dyskusji nad frapującym problemem płci i baśniowych nazw własnych, by służyć za dowód, że można inaczej. Bo dlaczego Czerwony Kapturek to Kapturek? Przecież to Kapturka, dziewczynka. Tak jak „Niebieska Kapturka”, bo o tej właśnie prześmiesznej wariacji na temat klasyka wśród klasyków, baśni nad baśniami mowa. Kapturka zdaniem mojej córki to jedyna dopuszczalna forma. I już.
„Niebieska Kapturka” to pierwsza propozycja tria autorskiego Pokembry przeznaczona dla młodszych (nie tylko) czytelników. Za tekst odpowiadał Bartosz Sztybor, obrazem historię opowiedział Piotr Nowacki, a wszystko pokolorował i w spójną graficzną całość ułożył Łukasz Mazur.
* Na swoje usprawiedliwienie dodam, że na blogu wspominałam o Kapturce przy okazji omawiania innej pozycji tria Pokembry (klik do recenzji „W koronie. Nie ma miejsca jak dąb”). Ale to przecież się wcale nie liczy ;-)
Niebieska Kapturka ujęła moje niemal nastoletnie dzieci z kilku względów. Po pierwsze hip-hopowy rytm i (prawie) rym (tak, tak, złapałam syna na głośnym czytaniu z charakterystycznym zaśpiewem), po drugie tajemniczy, z lekka magiczny język nieco starszych kolegów. To jedna z niewielu książek, dzięki której moje wciąż małe (choć wyrośnięte) dzieci mają wgląd, jak przez dziurkę do klucza, w świat, który już za chwilę, już za momencik będzie ich. Na razie tylko fascynuje, jeszcze jest trochę hermetyczny, niedostępny, trudno bowiem rządzić na dzielni, jeśli nie do końca samodzielnie można się po niej przemieszczać ;-) Czas już jednak na mentalne przygotowanie. Po trzecie (tu ukłon w stronę córki) forma językowa ksywy dziewczynki zgadza się z jej płcią.
„Niebieska Kapturka” to przede wszystkim całkiem zgrabna trawestacja znanej baśni. Niby ci sami bohaterowie (dziewczynka, wilk, babcia, mama, leśniczy), podobna sceneria (las, dom i łóżko babci), szkielet konstrukcyjny (koszyczek, wędrówka do babci), ale opowieść ma zupełnie inny wydźwięk. Kapturka wcale nie jest zagubionym dziewczątkiem, wręcz przeciwnie. Nikt nikogo nie pożera, nikt nikomu flaków nie wypruwa. To raczej klasyczna komedia omyłek. I ten pozytywny przekaz. „Każdy jest inną osobą, ale wszyscy mają prawo być sobą”. Yee. Tego dla mych dzieci chcę.
Nie umiem ocenić aktualności i trafności odwzorowania młodzieżowego slangu. Za stara ze mnie kobieta, a potomstwo ciut za młode. Nawijka brzmi przede wszystkim spójnie, wiarygodnie i zrozumiale, więc kupujemy konwencję bez wnikania w szczegóły. Poza tym każdy przecież wie (nawet jeśli już niby zapomniał), że nie ma nic bardziej ulotnego, zmiennego niż nastoletnia gwara. Ba - w tym samym czasie na sąsiednich ulicach, w poszczególnych dzielnicach, wsiach, miasteczkach i miastach współistnieją różne idiolekty. Dodajmy do tego zróżnicowanie środowiskowe i bądź tu człowieku mądry.
Hip-hopowy klimat książki współtworzą świetne ilustracje Piotra Nowackiego. Proste, momentami wręcz kanciaste, konkretne. Autor bawi się konwencją: Kapturka paraduje w niebieskim kombinezonie - kokonie, Babcia wygląda jak żywcem wyjęta z katalogu babć, hipsterski Wilk ma minę zbitego psa, Leśniczy oczywiście dumnie nosi wąsy. Zresztą wykorzystanie kaptura jako ponadczasowego symbolu okresu burzy hormonów to strzał w dziesiątkę. Trzydzieści lat temu rządziła bluza z kapturem i rządzi do dziś.
Jestem jednak matką, a matka to ta, co wychowuje i o niuanse w tej dziedzinie dba. Dlatego przyczepię się nieco do motywacji Niebieskiej Kapturki. Dlaczego dziewczynka udaje się do babci? Matka kazała. OK. Babcia „zawsze dawała dobrą szamę i sypała hajsem”. Pierwsza część zdania OK, druga lekko zgrzyta. Nie jestem naiwna - to pobudki realne, często prawdziwe. Babciny portfel nierzadko ratuje budżet nastolatka. Norma. Rozumiem. Nie chcę jednak sprzedawać tej filozofii młodszym dzieciakom. Bo nie. Gdybym jednak matką nie była, wcale bym tego nie zauważyła.
Konwencja „Niebieskiej Kapturki” uwiedzie już dzieci prawie nastoletnie, 8-, 9-, 10-latki, uchyla przecież drzwi do poziomu wyżej. Nastolatki także powinny być usatysfakcjonowane, o ile nie włączą trybu krytyczno-marudzącego. A dorośli ubawią się setnie (testowane!). Młodszym dzieciom może brakować trochę kontekstu, by w pełni docenić zabawę ze stereotypami i świetny humor przygód rezolutnej typiary w niebieskim kapturze, która kocha kleić rymy. Obczajcie więc „Niebieską Kapturkę”. Warto. W razie problemów ze zrozumieniem, zawsze możecie zajrzeć do słowniczka na końcu książki.
P.S. Książka ma również duży potencjał warsztatowo-edukacyjny. Wychowawcza, polski. Nauczyciele miejcie filunek.
NIEBIESKA KAPTURKA
Tekst: Bartosz Sztybor
Ilustracje: Piotr Nowacki
Kolory i projekt graficzny: Łukasz Mazur
Wydawnictwo: Tashka
Data wydania: 2016
Oprawa: twarda
Liczba stron: 64
Format/forma: midi/mini
Sugerowany wiek: 8+
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz